Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Magia sztuki / Dawid Szombierski

 

            Mrok wieczoru próbowały ugasić latarnie, z których wydobywało się pomarańczowe światło. Owoc ich blasku był pokorny w swej bezsilności. Wzdłuż martwej asfaltowej drogi gęsto rosły drzewa i krzewy – mogłem iść tylko przed siebie lub za siebie. Czynniki wewnętrzne i zewnętrze prowadziły mnie w jedną stronę. Wydawało mi się, że nie mogę inaczej postąpić. Na irytujące powiewy wiatru rzuciłem następujące słowa:

            – Krzysiu, dodzwoniłeś się do mamy?

            – Nie, nie odbiera – odpowiedział zdezorientowany, próbując nieudolnie założyć kurtkę, targany ziemskim szkwałem, który bezwzględnie uniemożliwia dopłynięcie do wysp szczęśliwych, gdzie panuje niepodzielnie radosny spokój.

            Nigdy go nie lubiłem. Był niepełnosprawny intelektualnie. Zwykle denerwowało mnie jego teatralne zachowanie, ale nigdy tego nie okazywałem. Żenujące było to, jak wszyscy na niego reagowali. Współczujący i bezduszni czynili go kaleką, a nie tylko niepełnosprawnym. Czułem się odpowiedzialny, nie przytłaczała mnie narzucona mi powinność, co nie znaczy, że mi odpowiadała.

            Po dłuższym czasie droga doprowadziła nas do centrum. Gęsty deszcz podmywał fundamenty miasta, które chyba przetrwało apokalipsę. Szare martwe gmachy miejskie szczerzyły się do nas pogardliwie, tak to widziałem, jakby nie chciały, aby ktokolwiek tam mieszkał.

            Nagle zorientowałem się, że jesteśmy na polu bitwy. Obok nas świstały kule. Pewien żołnierz krzyknął:

            – Biegnijcie do świątyni!

            Nerwowo otworzyłem drzwi, nie zauważając, że mój towarzysz przeistoczył się w mego brata. Po przekroczeniu progu uderzył mnie egzotyczny czar. Jasne surowe ściany sporej budowli zawierały w sobie półmrok, delikatnie rozrywany przez kolorowe witraże, nieukazujące świętych. Podłogę pokrywały dywany, na których modlili się muzułmanie w długich szatach. Przestraszyłem się. Nie podejrzewałem, że trafię to meczetu na salat. Jeśli bym o tym wiedział, to dołożyłbym wszelkich starań, aby dokonać ablucji, ale nikt na to na szczęście nie zwrócił uwagi. Nie pasowaliśmy tam. W obliczu zdezorientowania próbowaliśmy wmieszać się w tłum.

            – Nie modlicie się?! – spytał ktoś oburzony, pewny w swej anonimowości.

            Zwrócono na nas uwagę. Uklękliśmy. Arabowie nas otoczyli. Krąg się zawężał. Czułem ich palące nienawistne spojrzenia i nieświeże oddechy. Nie wiedziałem co robić. Całe życie przemknęło mi przed oczami. Już pogodziłem się z tym, że umrę. W pewnym momencie ktoś zaproponował:

            – Posłuchajmy Mozarta!

            Fragment Requiem d-moll rozlegał się z magiczną siłą po świątyni. Patetyczność żałobnej mszy rozpuściła nienawiść. Wszyscy – równi w obliczu śmierci – położyli się pokornie na plecach niczym dzieci w przedszkolu. Muzyka zmieniła ich. Nie mieli już na sobie długich szat, tylko dżinsowe szorty i kolorowe koszulki polo. Mój brat był urzeczony. Jego radosny wyraz twarzy, to ostatnia rzecz, jaką pamiętam z tej przedziwnej podróży, jednak to nie koniec historii.

            Później znalazłem się w szkole. Zgubiłem się w gąszczu korytarzy, oświetlanych przez wschodzące słońce. Me wnętrze rozrywało się na różne strony. Wszedłem do klasy, gdzie niemłody człowiek recytował wiersz z niesamowitą pasją:

 

Rozmaite religie do naszej podobne,

A wszystkie prowadzące do niebiosów. Święci,

Co, jak zbytniki w łoża wchodzący ozdobne,

Stoją rozpustą gwoździ męczeńskich opięci.

 

I ludzkość gadatliwa, geniuszem pijana,

A skazana na wieczne błędy i szaleństwo,

Wołając w agonii swej do Boga-Pana:

— O mój bliźni, mój Panie, rzucam ci przekleństwo!

 

I najmędrsi — odważni kochankowie szału,

Uciekający od tych głupich stad — w otchłanie

Opium, nieskończonego źródła ideału:

— Oto świata całego wieczne sprawozdanie.

 

            Towarzystwo zaczęło klaskać, ale można było odczuć, że w wielu aspektach nie kryję się pod tym podziw tylko kultura osobista. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Stałem pod ścianą. Miałem wrażenie, że prelegent nie tylko był słowami, które wypowiadał, czy myślami i emocjami, które starał się wyrazić, ale był tym właśnie poetą. Następnie zaczął objaśniać, po co przytoczył wiersz:

            – Celem sztuki jest uchwycenie tego, co istotne w świecie. Te dwanaście wersów obrazuje mój pogląd na sztukę, która ma pokazywać pewne niezmienne aspekty rzeczywistości. Wszelki wielki utwór poprzedza pewna myśl, którą następnie artysta stara się wyrazić za pomocą języka sztuki... – Przerwał mu Tadeusz słowami:

            – Czy Pan zgodzi się z tezą, że przytoczony wiersz ukazuje działalność poznawczą człowieka jako szaleństwo? Czy mógłby Pan doprecyzować? – Prelegent już chciał powiedzieć, że w dalszej części referatu zostanie to objaśnione, ale nie zdążył, gdyż ubiegł go Bolesław:

            – Zdaje się, że stanęliśmy w obliczu poważnego zagadnienia. Czy działalność poznawcza człowieka (naukowa, filozoficzna i artystyczna) jest związana z szaleństwem? Czy można powiedzieć, że zaburzenia psychiczne rodzą największe odkrycia myśli ludzkiej?

            – Zacznijmy od tego, że szaleństwo jest terminem, który wywodzi się raczej z języka potocznego, a mówienie o zaburzeniach psychicznych jest trudne, gdyż istnieją różne klasyfikacje. Problem jest jednak pozorny w kontekście naszych rozważań. Nie redukowałbym działań geniuszu do zaburzeń psychicznych. Jeśli zgodzimy się na to, aby w kontekście nauki badać argumenty, to nie jest istotne, że ktoś był niespełna rozumu, tylko jak uzasadniał swoje twierdzenia; oczywiście tutaj nawiązuję do znanego rozróżnienia na kontekst odkrycia i kontekst uzasadnienia – rzekł Zbigniew.

            – Wróciłbym do problemu sztuki. Ja twierdzę, że zadaniem sztuki jest przede wszystkim przekazywanie wartości moralnych, aby prowadzić do duchowego wzrostu społeczeństwa – powiedział pewnie Jan.

            – Nie zgodzę się. Sztuka jest dla sztuki. Ma być piękna! Liczy się efekt końcowy… – nerwowo rzucił André, któremu przerwał prelegent:

            – Ma wyrażać esencję świata! Nie musi być piękna, a prawdziwa.

            Opuściłem towarzystwo. Miałem wrażenie, że wszyscy, rozmawiając o sztuce, wiedzą, o czym mówią, tylko nie potrafią tego robić. Może na tym polega jej magia.

 

Wrzesień 2020 r.

 

Facebook: https://www.facebook.com/Dawid-Szombierski-100412638398552/

 

W utworze wykorzystano fragment poematu Podróż Charlesa Baudelaire, który można znaleźć w tomie poetyckim Kwiaty zła (dostępny za darmo na serwisie wolnelektury.pl pod linkiem: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/baudelaire-kwiaty-zla/).

 

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation