Wieczorem, desperacko pragnąc
Poczucia jedności ze światem
Zdarza się, że w zmęczeniu
Chcę być tym chłopcem słuchającym o astrofizyce
Siedzieć pod ścianą w fioletowej bluzie
Z jedną działającą słuchawką
A obiema w uszach
Czynić pozory
Obserwować kółeczka ludzi
Nie martwiąc się, że nie jest się w żadnym kręgu
Bo jest się poza nimi Jest się struną
Słuchać, że żyje się w nieświadomości
Żyjąc bardziej świadomie niż ktokolwiek
Kto mógłby to zasugerować
Wgapiać się w ścianę, ignorując szepty
Mieć tylko kilku przyjaciół
Znajomych, ale takich naprawdę
Że kiedy trafisz na oddział po zignorowaniu przestrogi
Przyniosą Ci goździk i ryż
Znać przeznaczenie lub nie, lecz nie męczyć się szukaniem powołania
Marzyć, a marzyć realnie
Twardo stąpać po ziemi, z pokorą
Schylając głowę przed niewytłumaczalnym
Nie rozumieć ogromu spraw
Lecz podziwiać je i obchodzić się z szacunkiem
Odgarniać grzywkę z oczu
Po to, by zaraz opadła na nie ponownie
Respektować z miłości, nie ze strachu
Być delfinem i siecią
Z sentymentem wspominając
Dłoń tej dziewczyny, która tak podziwiała opuszczoną fabrykę
Odpuszczać sobie naukę
W imię bogatego życia serialowego
Oddawać się w dłonie ziemi
Ziemii
Siedzieć pod ulubionym kaloryferem
Tracić podcast, uciekając myślami
Idealnie wtapiać się w boazerię
Mimo fioletowej bluzy
Lub przez nią
Nie mieć żalu do nikogo
Być sobie sterem i okrętem
Jak kot wybierać nowe, dziwne szlaki
Pamiętać o kryjówce w pałacu myśli
Wracać do schronu w domku wspomnień
Nie unosić się emocjami
Nie mylić z ich brakiem
Ani ze stoicyzmem
Mieć swoje wyskoki
Lecz nazywać je przejawem natury
Harmonijne, nieekscentryczne
Prawdziwe i czyste
Jak jazda na rowerze w deszczu
Wychodzić na kawę po szkole
Delektować się smakiem samotności
Być sobą i tylko sobą
Przez co będąc wieloma w jednym
A otumanionym rankiem
Gdy świt pada na kartki książki
Zasnąć i śnić o jej treści
Walcząc z lękami orężem herosów