KAROLINA (5) : stan samotności / Aśka Rec

Drukuj

Karolina (5):  Stan samotności

Samotność nie oznacza, że jestem sama. Samotność oznacza, że jestem sama wśród ludzi, otoczona tłumem obcych osób, z których nikt nie ma do mnie dostępu. To jest moja niezależność, mam do tego prawo. Jestem niezależna, skutkiem ubocznym jest moja samotność. Ona mnie nie męczy, lecz nie choruję przez nią. Ona broni mnie przed intruzami, którzy co rusz się pojawiają obok mnie. Z jednej strony staram się ją zwalczać, poszukując własnego szczęścia, z drugiej strony, choroba hamuje moje zapędy ku szczęściu.

Samotność nie jest karą, jest świadomym wyborem, w którym jest mi dobrze. Sytuacja byłaby inna, gdybym była w zupełności zdrowa. Po co mam innej osobie życie komplikować? Po co mam dawać jej jakiekolwiek nadzieje na nie wiadomo co...? Po co poznawszy o mnie prawdę, powie szybko "bye bye", i tyle z tego zostanie.

Ja chcę spotykać się na Jasnych Błoniach, nad Jeziorem Szmaragdowym, nie zaś w szpitalnych salach, które mnie nie ominą. Z całą pewnością nie ominą...

Czuję się dobrze w swojej samotności, choć niekiedy doskwiera, przykładem niech będzie ulica, gdzie mijam niejedną parę trzymającą się za ręce. Wówczas budziła się swoista zazdrość, przecząca moim wcześniejszym myślom

Chcesz być samotna, czy chcesz zmienić ten stan rzeczy? Z jednej strony wystarczy dać sygnał, ale znów budzi się hamulec uczuć. Wniosek?

Trzeba być zdrowym, by móc sięgnąć po inny rodzaj szczęścia.

Podeszłam do okna, na zewnątrz życie się budziło, już widziałam pierwsze pąki na krzewach. Uśmiechnęłam się na myśl, że teraz będzie inaczej, że dni będą przyjemniejsze, temperatura powietrza wzrośnie, już nie będę marzła, stojąc na przystanku. Ale póki co, idź sobie zrobić herbatę, za mocno wieje od okna. Poszłam do kuchni wstawić wodę. Jaką herbatę? Yerba mate zostawimy na wieczór, teraz przyda się na umysł herbata z cynkiem, mam taką wypatrzoną w sklepie, po niej będzie się lepiej pisało. Nikogo nie ma, pustka szuka samej siebie w całym mieszkaniu, ciągle widząc tylko mnie. Chwyciłam kubek i poszłam do swojego pokoju. Teoretycznie ktoś powinien być ze mną, na wypadek gdybym źle się poczuła, straciła przytomność... Praktycznie jest nieco inaczej. Teoretycznie jest ze mną Karolina, moja siostra, praktycznie zaś pewnie siedzi u swojej miłości. Kto wie kiedy wróci… Zresztą nie upilnuję trzpiota, Karolina jest z tych osób, której wszędzie pełno, gadatliwa, ale ogólnie lubiana, lecz chadzająca własnymi drogami.

Spojrzałam na książki stojące na półkach, sięgnęłam po tom poezji Rene Char’a, poety, który swego czasu mnie oczarował, tak jak on pisało nie wielu. Zastanawiam się jaką trzeba mieć duszę, ażeby móc w ten sposób pojmować świat, pisząc takie słowa;

„Co ci dolega? To tak, jakby w bezgłośnym domu zbudził się wschód twarzy,

którą cierpkie zwierciadło zdawało się utrwalić. To tak, jakbyś wznosił ku

ściśniętemu gardłu, gdy wysoka lampa i jej blask padały na ślepy talerz,

dawny stół z jego owocami. To tak, jakbyś przeżywał na nowo swoje

ucieczki w oparach poranka na spotkanie tak ukochanego buntu, tego

buntu, który lepiej niż wszelka czułość umiał cię wspomóc i wywyższyć. To

tak, jakbyś potępiał, podczas gdy twoja miłość spała, władczy portal i drogę

co do niego wiedzie.

Co ci dolega?

Nietknięte nierzeczywiste w spustoszonym rzeczywistym. Ich zuchwałe

wybiegi otoczone wezwaniami i krwią. To, co zostało wybrane i pozostało

nienaruszone, od brzegu przeskoku aż po brzeg osiągnięty, nierozważna

teraźniejszość, która bezpowrotnie niknie. Gwiazda szalona, co podeszła

zbyt blisko i która umrze przede mną.”

Poetyczny świat Rene Char’a pochłania mnie bez reszty, ale to on przybliża mi nieosiągalne. Dziwne, gdy jestem w świecie poezji Rene, czuję wielką ulgę, poniekąd zazdroszczę poetom ich własnego świata, tak zupełnie innego od mojego. Wiem, jestem takim samym człowiekiem jak i oni, lecz to Rene Char tworzy dla mnie nierzeczywistość. Przynajmniej tak go odbieram.

Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, pewnie przyszła Karolina, pomyślałam, biorąc łyk herbaty. Nie pomyliłam się.

- Witam moją piękną Joasię. – w drzwiach stanęła Karolina, uśmiechnięta od ucha do ucha.

- Witam piękną Karolinę. Skąd taki dobry humor? – spytałam.

- Ot po prostu, bo jest ładny dzień, bo świeci słońce, bo jutro też jest dzień. Co czytasz?- Karolina dostrzegła tom poezji w moich dłoniach Rene Char’a i zaciekawiona podeszła do mnie sięgając po książkę.

- Ach, pewnie ktoś taki jak ty – Rzuciła okiem na tytuł. Karoliny dyletanctwo pozostawało w normie. – Idę coś zjeść. Też coś zjesz? – spytała, idąc do kuchni.

- Nie, dziękuję bardzo. – odpowiedziałam siostrze.

- Coś jesteś nie w sosie. Lepiej odłóż książkę, chodź do kuchni, pogadamy. – powiedziała. W tej samej chwili zadzwonił mój telefon, ku mojemu zdziwieniu dzwoniła Karolina, najbardziej tajemnicza w moim wszechświecie osobą. Bo kto potrafi odgadywać fakty z mojego życia, które znam ja sama i ewentualnie mój Mleczny Brat który, póki co nie ma kontaktu z Karoliną.

- Cześć piękna. – usłyszałam jej głos. Byłam lekko zdegustowana, była kolejną osobą, która zahacza o moją urodę, sama będąc niemalże moją kopią. Różnił nas kolor włosów, oczu [ ja nie mam jednego zielonego, drugiego niebieskiego ] Ale machnęłam ręką…

- Witaj. Bardzo mi miło słyszeć Cię. Co słychać u Ciebie? – odpowiedziałam Karolinie.

- Jesteś w domu? Mogę przyjechać do Ciebie? – spytała dziwnym głosem.

- Jasne że możesz. Jestem w domu. – powiedziałam.

- Ok. Będę za piętnaście minut.

Odłożyłam telefon, chwyciłam kubek, zanosząc go do kuchni. Siostra siedziała, czekając, aż coś jej się podgrzeje w mikrofali.

- Będziesz miała gościa? – spytała.

- Tak, Karolina chce przyjechać.- odpowiedziałam.

Podeszłam do okna, coś się musiało stać, skoro Karolina sama zaproponowała spotkanie, zazwyczaj to ja przywoływałam ją do siebie, jak choćby ostatnio na Wyspie Puckiej. Takie niespodziewane spotkania zdarzały się w „Grze w klasy ” Cortazara, gdzie bodajże Maga i Oliveira szukali siebie na określonym obszarze Paryża. Tutaj w Szczecinie jestem ja i Karolina, odpowiedniczki Magi i Tality. Brakuje tylko Oliveiry i Traveler’a ale z tym byłby najmniejszy problem. Chętnych na poszukiwanie mnie albo Karoliny, na pewno nie zabraknie, zwłaszcza jeśli w perspektywie byłaby wspólna kolacja. Co za głupie myśli chodzą po głowie...Pamiętam, jak Adam powiedział mi, że kiedyś będąc w Warszawie, w podziemiach skrzyżowania Al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej, spotkał nieoczekiwanie kumpla z rodzinnego miasteczka. Albo gdy jeździł na Węgry i później pojechali z innym kumplem do byłej Jugosławii, spotykając na bazarze w Nowym Sadzie znajomego którego wcześniej poznali na Węgrzech. Pamiętam, że mieszkali wówczas w mieście o niezapomnianej nazwie – Tata. Świat był mały, już wówczas. Usłyszałam zatrzymujący się samochód, spojrzałam przez okno, to była Karolina.

- Co sprowadza Ciebie do mnie? – spytałam gdy już weszła do mojego pokoju. Karolina rozsiadła się wygodnie w fotelu, odpowiadając jednym słowem.

- Przyjaźń.

- Jaka przyjaźń? – zapytałam lekko zdziwiona.

- Po prostu przyjaźń, taka jak pomiędzy Tobą i Twoim Adamem. Na przykład…- zdumiały mnie jej słowa.

- Po pierwsze, Adam nie jest moją własnością. Po drugie nie bardzo rozumiem co mam Ci odpowiedzieć i jak. Pierwsza myśl jaka mi przychodzi, to myśl greckiego filozofa Demokryta, który uważał, że przyjaźń jest niezbędna, żeby móc dobrze przeżyć życie. Ale najlepiej moim zdaniem, mówił Platon, według Platona przyjacielem może być ten, kto sam dla siebie potrafi być przyjacielem. Być dla siebie przyjacielem oznacza uporządkować swoją duszę i ukierunkować ją ku dobru.

- Ok., wszystko ładnie i pięknie to brzmi. Ale ja szukam coś bliżej życia, jak ty i Adam. Przecież znacie się tyle lat, w dodatku jest od ciebie dużo starszy.

- Wiek nie ma nic do rzeczy, liczy się to co wspólnie przeżyliśmy, razem bądź osobno. Ale i tak wszelkie rekordy bije Adam z Dorotą.

- Z kim?

- Dorota. Znają się od czasów gdy my nawet nie myślałyśmy, że będziemy na tym świecie. Znają się od 1984 roku, dla nas to prehistoria, dla nich czasy młodości. Ich przyjaźń jest swoistym fenomenem, teraz cytuję z pamięci słowa Adama, który opowiadał mi o Dorocie.

- Kim jest Dorota?

- Tutaj Ciebie zaskoczę, jest psychologiem.

- Dobrze wybrał.

- Gdy się poznali, Dorota dopiero robiła maturę.

- Wszystko o niej wiesz...

- Tylko tyle ile usłyszałam od Adama. Przeżyli sporo, i razem i osobno, mogę powiedzieć ci, że byli dla siebie zwłaszcza wtedy kiedy znajdowali się na zakrętach, gdy ktoś bliski ich zostawiał, wówczas na przykład szli wspólnie na pielgrzymkę z W-wy do Częstochowy. Wspólnie spędzali Sylwestra w Tatrach. Można by książkę na ten temat napisać

- Można powiedzieć, że Adam ma własnego psychologa.

- Błędne myślenie, tu przytoczę słowa Doroty, gdy powiedziałam coś podobnego do niej. Wówczas odpowiedziała, że „nie mogę być dla Adama psychologiem, bo jestem jego przyjacielem”. Trochę czasu minęło, zanim zrozumiałam sens. Dla Doroty Adam nie jest pacjentem, nie ma i nie było takiej potrzeby, ażeby kiedykolwiek stawiać go w takiej roli. Owszem, korzystał z pomocy psychologa, gdy sam był w szpitalu tuż po udarze, ale był tam jako pacjent, nie zaś jako przyjaciel tej czy innej osoby.

- Trochę się gubię w tych relacjach, ale ok.

- Zapytam tak. Czy ty jesteś sobie bliska sobie samej? Czy jesteś dla siebie przyjacielem? Nie musisz odpowiadać. Przyjaźni nie można kupić, nie mogę powiedzieć, że „będę twoim przyjacielem”. To samo życie kształtuje, czy myślisz, że jeszcze dziesięć lat, w ogóle nie myślałam o kimś takim jak Adam. A czy Adam ileś tam lat temu, prorokował sobie, że pojawi się ktoś taki jak Dorota, jak sam o niej mówi; Jaskierka? Musiało sporo lat upłynąć, ażeby móc tak o sobie mówić. To nie dzieje się w ciągu kilku dni, tak myślę, trzeba niekiedy przysłowiową beczkę soli zjeść.

- Skąd to imię? Jaskierka.

- Nie wiem, trzeba by Adama spytać, lub Dorotę. Ale jeszcze niedawno, pewna dziewczyna koniecznie mnie chciała nazywać swoją przyjaciółką, niestety nic z tego nie wyszło. Samo życie weryfikuje, sprawdza, kto może zasłużyć na miano przyjaciela, czy to będzie tylko puste słowo.  Widziałam, jak Karolina uważnie słucha moich słów, jakbym to ja miała być jej przyjaciółką.

- Jesteś szczęściarą. Przyjaźń między kobietą i mężczyzną, ja spotykam niezmiernie rzadko. Niektórzy nawet mówią, że prędzej czy później, kończy się w łóżku.

- Nie pomiędzy nami. Adam jest normalnym facetem, po drugie mogłabym być jego córką, i na swój sposób tak mnie traktuje, czyli bez seksualnych podtekstów, choć wiem, że podobam mu się.

- Trudno, ażeby było inaczej.

- A co z Twoim Markiem? Samotny, chyba w podobnym wieku co Adam… Nie zasługuje na przyjaźń?

- Marek. Jego rozgryźć to trzeba anielskiej cierpliwości. Jest strasznie nieufny do kobiet. Nawet nie chce powiedzieć mi, skąd się to wzięło.

- Nie wyglądał na takiego wtedy, chętnie ze mną rozmawiał.

- Bo poruszane były bezpieczne dla niego tematy, naszej tutaj rozmowy by nie wytrzymał, wyszedłby z pokoju, i to jest w nim dziwne. Ma w sobie jakąś blokadę. Może Tobie się uda?

- Ja i zdejmowanie ludzkich blokad? To nie dla mnie – odpowiedziałam Karolinie zaskoczona jej słowami.

- Podobasz mu się, czuję, że zdobędziesz jego zaufanie. – odpowiedziała bez wahania.

- Podobam się wielu facetom, nie będę każdego prostowała.

- Ale możesz z Markiem pogadać.

- Pogada mogę, lecz niczego nie obiecuję.

Wstałam z fotela,  podchodzą  do półki z książkami. Wyjęłam książkę Anselma Grun’a „Życzę ci przyjaciela” i podeszłam do niej .

- Ode mnie dostajesz książkę o przyjaźni, przyjaciel sam się znajdzie, może nawet już jest blisko ciebie, tylko jeszcze o tym nie wiesz.- powiedziałam,  wręczając Karolinie książkę.

- Mówisz teraz o sobie? – spytała z uśmiechem na ustach.

- Wiesz, jestem bardzo z natury nieufna, nie tak znów dawno pewna dziewczyna zaczęła mnie nazywać przyjaciółką, mimo że do tego było bardzo daleko. Wyszło na moje, skończyło się, zanim cokolwiek się zaczęło. Myślisz że ja i Adam też od razu staliśmy się sobie bliscy? Nie. A Adam i Dorota? Też nie. Musieli przeżyć własne zawieruchy, każdy osobno, lecz nawet one ich nie zagubiły. Zawsze się odnaleźli, nawet po długim milczeniu. Dla Adama Szczecin nie jest jedynym miastem, do którego podchodzi z sentymentem, trzeba jeszcze dorzucić pewne miasto na Mazowszu. Różnica jest taka, że tutaj mieszkał, a tam bywał. Szkoda, że go nie ma tutaj, trochę o przyjaźni pomiędzy kobietą a mężczyzną by tobie powiedział.- usiadłam na fotelu, wyciągając prosto nogi, po nie wiadomo jakim wysiłku. Karolina milcząco spoglądała na mnie, może nawet z zazdrością, lecz nie wiedziałam o co.

- Bardzo cieszę się że masz kogoś takiego jak Adam, właściwie to gratuluję Adamowi, że ma tak piękną przyjaciółkę. – powiedziała, uśmiechając się do mnie.

- Wiesz co, niedawno pewien chłopak mi napisał? Napisał mi, że wasza przyjaźń jest niedoskonała, bo oboje jesteście chorzy. I tym optymistycznym akcentem zakończmy naszą rozmowę o przyjaźni. Ona nie narodzi się w jednej chwili.

- Ale do Marka któregoś dnia pojedziemy?!

- Pojedziemy na pewno, nie mogę do Adama, pojadę do Marka. Też musi do kogoś się odezwać. To jednak wpływa na psychikę, wiem po sobie. – powiedziałam zamyślonym głosem. Nie wiedzieć dlaczego przywołałam w myślach codzienne szpitalne wizyty pani psycholog i jej rutynowe pytanie – jak się czujesz? I równie zdawkową odpowiedź – dobrze. Bo co miałam powiedzieć, skoro w głowie był jeden wielki mętlik. Będę żyła? Odpowiedzi nie znajdowałam, nikogo zaś nie byłoby mogła, choćby porozmawiać. Wprawdzie w pokoju była jeszcze jedna kobieta leżąca pod kroplówką, lecz ona milczała całymi godzinami, na ewentualne pytania odpowiadała tylko monosylabami. A może to właśnie byłam ja? Zresztą, czy to ważne? Ważne że sama dla siebie jestem przyjacielem. Ważne że mój przyjaciel wybrał mnie na przyjaciela. Wybrał nie dlatego że jestem ładna, lub że mam inne atuty. Zaprzyjaźnił się ze mną, bo wiedział, że potrzebuję pomocy. Nie wahał się jej podarować. Przyjaciela się kocha. I nie pyta się dlaczego. Przyjaciel nie przelicza swego czasu na pieniądze. Jest dar życia i jest dar przyjaźni.

 

(ciąg dalszy nastąpi)




Poprzednie rozdziały:

1 Nasze początki 

2 Jezioro Szmaragdowe 

3 To nie może tak się skończyć

4 Czyli metafizyka naszych spotkań

 


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.