Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Życiowa emigracja – przyjemność czy konieczność? / Kasia Dominik

Już do zarania świata ludzie przemieszczali się w poszukiwaniu pokarmu, schronienia, lepszej ziemi, dogodniejszych warunków do życia. Zatem los emigranta mamy we krwi. Opuszczamy rodzinę, dom, kraj, a często i samych siebie (dla kariery, pieniędzy, sławy) bądź to z wyboru (studia, ożenek, ciekawość świata) bądź z konieczności (emigracja zarobkowa, ucieczka z kraju ogarniętego anarchią/wojną). Lata mijają, dojrzewamy, przyzwyczajając się do aktualnego stanu rzeczy. Z tęsknotą za tym co pozostawiliśmy, akceptujemy nową rzeczywistość. Jednak zawsze nadejdzie czas, w którym się zatrzymamy i… zobaczymy nicość, białą plamę. Zadamy sobie pytania: „Co dalej? Czy wciąż jestem Polakiem/Polką, a może już zupełnie kimś innym?

W tym cały szkopuł aby umieć znaleźć odpowiedź bądź wiedzieć gdzie jej szukać.

Exodus – wewnętrzna emigracja to trudny i skomplikowany temat, bowiem ma tyle wątków ile jest ludzi na ziemi, a może nawet więcej.

Z tym i wiele innymi wątpliwościami musimy zmierzyć się każdego dnia. Każdy z nas, czy to we własnym łóżku, czy na obczyźnie zmaga się z podobnymi dylematami, których pojęciami newralgicznymi są: przynależność (nie tylko narodowa), poczucie bezpieczeństwa, umiejętność odnalezienia się w otaczającym (częstokroć nowym, nieznanym) świecie. W świecie rządzonym głównie przez landszaftowe metafory, zardzewiałe i przestarzałe ideały, wyświechtane alegorie, uliczne slogany ciskane niczym pioruny z bezchmurnego nieba. Słowem „stek bzdur” pieczony na grillu bez podpałki.

Ale czy oto w tym wszystkim chodzi, aby łykać wszystko to, co zostanie podane nam na tacy, odgrzewane kotlety, niedosolone ziemniaki, kompot śliwkowy bez śliwek? Oczywiście, że NIE. Gdzie zatem leży „pies pochowany”, na czym tak naprawdę polega problem emigracyjny wewnętrznej i zewnętrznej człowieka?

U źródła genealogii, zarówno wielcy tego świata, jak i ci całkiem zwykli, malutcy zjadacze chleba szukali i wciąż szukają polskości przez duże „P”. Próbują odnaleźć przepis na miksturę czystości „gatunku”, „słowiańskiej krwi”, a w konsekwencji niepodważalnych argumentów na zacność bycia Polakiem.

Jednak czy w wyścigu szczurów, poszukiwaniu złotego runa przynależności narodowej, zadajemy sobie pytanie: „Czy ja – Pan/pani x/y, mam prawo być tu, gdzie teraz jestem? Mieszkać, uczyć się, pracować, spożywać ten pokarm, rozmawiać z tymi ludźmi, obcować na tym terenie? Czy jestem Polakiem, a może już zupełnie kimś innym?”. Te pytania rodzą z kolei wiele wątpliwości, albowiem mamy ojcowiznę, polski język, kulturę, narodowość, obyczaje i wreszcie tradycję. Dlatego też adoptując się do nowych warunków, często daleko od rodziny, wpierw zachłystujemy się „pozorną” wolnością, a później zaczynamy tęsknić, wylewać potoki łez, wspominać stare, dobre czasy, psa z kulawa nogą, ciuciubabkę, która szuka, smak babcinych pierogów, ciepło matczynych ramion, karcący wzrok taty, gdy coś przeskrobaliśmy.

Te oraz inne powody sprawiają, że zaczynamy wątpić w słuszność naszej emigracji, i nawet dobra praca, wysokie zarobki, wspaniali przyjaciele, bliskość ogromnego krzyczącego neonowymi reklamami city, nie zastąpią nam tego, za czym wciąż tęskni serce. To wszystko nie zastąpi nam domu rodzinnego, okruszyny chleba podnoszonej z ziemi przez uszanowanie, zimnych nocy i chłodnych poranków, zapachu zżętego zboża, czy widoku babiego lata.

W tym szumie nowego świata, z których, choćbyśmy chcieli, i tak się nie utożsamimy do końca, wciąż, i wciąż będziemy (czasem nawet bezwiednie) pamiętać o patriotyzmie, czy to narodowym, czy lokalnym.

Zatem najwyższa pora, aby powrócić do korzeni, do „kraju” gdzie można ze spokojem patrzeć w stronę słońca, gdzie czeka na nas przysłowiowy Argos, radośnie merdający ogonem na nasz widok. Wrócić w to miejsce, w którym wszystko się zaczęło, aby nie musieć zajmować z uporem maniaka „gniazda” orła, kiedy jest się gołębiem. Zbyteczne wszelakie wyrzeczenia, trud, znój, pot z czoło, zepsuta krew, pękające żyłki na skroniach, gdy w oczach nadal jest tęsknota.

Mijają kolejne lata, a my nadal trwamy w impasie, czarnej dziurze, która z roku na rok wchłania nas coraz bardziej. I pomimo doświadczenie, wciąż nie wiemy co dalej. Czujemy niepewność jutra, oddech presji na karku, jarzmo na słabnących ramionach, ciążenie niełatwego losu nomada.

W końcu przychodzi czas rozliczenia ze światem i samym sobą. Zastanawiamy się, czy aby na pewno 10, 20 lat temu podjęliśmy słuszny wybór „emigracji”, czy rezultat jest taki, jakie były oczekiwania, czy zdołaliśmy stworzyć coś na stale, coś co pozostawimy po sobie, kiedy nasza gwiazda zgaśnie na północnym niebie? a może pisane nam było, i nadal jest być „Latającym holendrem”, „Odyseuszem”? Kto wie?…

Jedno jest pewne, wraz z nastaniem nowego roku możemy, a nawet powinniśmy zrobić rachunek sumienia, spisać na kartce plusy i minusy podjętych decyzji i zadać sobie jeszcze jedno, być może najważniejsze pytanie: „Kim jestem?”.

Jednak odpowiedzi musi każdy z nas poszukać w samym sobie, aby nie wpaść w pułapkę szukania akceptacji, potwierdzania swojego „być albo nie być” w oczach innych. Pozostańmy przy tym wierni swoim ideałom, wyznawanym zasadom, nie złammy kręgosłupa moralnego pod naciskiem „mody z zachodu”, „bo tak wypada”. Nie osieracajmy także targających nami wątpliwości, gdyż to one sprawiają, że wciąż  dojrzewamy, analizujmy, myślimy. Dopóki zadajemy pytania, dążymy do samorozwoju, jesteśmy dociekliwi, uparci w swoich poszukiwaniach, nasze serca, dusze i sumienia doznają ulgi w tęsknocie do określenia swojego „JA” – kim jestem/jesteśmy – w rzeczy samej – POLAKIEM/POLAKAMI, z krwi kości.

 


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation