Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Zima (Karolina, część 47) / Aśka Rec

Lubię patrzeć, jak pada śnieg. Stoję wtedy przy oknie, obserwując wolno spadające płatki, które zasypują całą ścieżkę do domu, chodnik, ulicę. Nie lubię za to jego odgarniania, chociaż wiem, jest to zimowy rytuał, wpisany każdemu, kto chce spokojnie wrócić do domu, albo z niego wyjść. Ile to bowiem razy było, gdy chciałam wyjść rankiem z domu, lecz niestety, czekało mnie odgarnianie śniegu, co spowalniało mnie samą. Zresztą czym innym jest patrzenie na padający śnieg, czym innym zaś jego odgarnianie. Dwie czynności, jakże różniące się od siebie, choć mające wspólny mianownik. Śnieg.
Doskonale pamiętam, kiedy byłam małą dziewczynką, budziłam się rankiem, słysząc, mamy słowa – wstawaj, zobacz, ile śniegu napadało. Więc szybko zrywałam się na równe nogi i podbiegałam do okna, obserwując tatę, odgarniającego śnieg przed domem. Albo, innej zimy, może była ta sama, tylko innego dnia, kiedy wstając z łóżka, widziałam gęsto padający śnieg, gdzie i tak było go już dużo. Wiedziałam, że na pewno pójdziemy z siostrą na sanki, chociaż tylko do ogrodu, gdzie najpierw rodzice ciągnęły nas obie, później zaś, kiedy trochę urosłam, sama brałam siostrę, gdzie lepiłyśmy bałwany, zabrawszy uprzednio z domu duże guziki i dwie marchewki, którymi upiększałyśmy nasze śnieżne dzieła. Wracałyśmy całe przemoknięte, lecz dumne, z ulepionych przyjaciół, którym nadaliśmy imiona. Ja miałam Jana, siostra zaś Marka. Później mama przychodziła podziwiać nasze zdolności, biorąc nas po chwili do domu, czemu ostro niekiedy protestowałyśmy.
– Mam zawołać tatę? – pytała spokojnie, będąc pewna, że to poskutkuje. I skutkowało, w domu czekała na nas gorąca herbata z miodem. Kiedy zaś rozgrzałyśmy się, miałyśmy ochotę na ulepienie jeszcze dwóch bałwanów, tym razem przed domem. Niestety, tata się nie zgodził, gdyż tarasowałyby wjazd do garażu. Pozostawał nam więc ogród, gdzie zimą mogłyśmy robić, co tylko chcemy, nie niszcząc jednakże posadzonych drzew i krzewów. Same miałyśmy zakaz wychodzenia poza furtkę, co trochę później zrozumiałam, gdy auto potrąciło nieopodal przechodnia, idącego chodnikiem. Właśnie zimą. Poza tym dzieciństwo upłynęło nam spokojnie, bez większych kłótni, jak to bywa pomiędzy rodzeństwem. Oczywiście, uwielbiałyśmy zimowe wyjazdy do babci i dziadka, gdzie miałyśmy więcej luzu i przestrzeni do biegania. Latem było zresztą podobnie, wystarczyło, kiedy rodzice rzucali hasło – jedziemy jutro do Stepnicy – budziła się w nas nieopisana radość połączona z atmosferą letnich wakacji. Tak zresztą bywało, rodzice nas niekiedy zostawiały na pewien czas, sami przy okazji odpoczywając od nas. Do dziś wyjazd do Stepnicy, kojarzy nam się z wakacjami, czy to letnimi, czy zimowymi. To był najprostszy i najbardziej oczywisty wyjazd poza miasto. Tam, było i nadal jest, zupełnie inaczej, pozbawione ulicznego hałasu, czułyśmy inne życie. Dlatego niechętnie wyjeżdżałyśmy do domu, kiedy nastawał koniec wakacji. Z jednej strony było nam smutno, z drugiej zaś wiedziałyśmy, że wracamy do własnego domu. Często opalone, nawet spieczone, nadmiernym przebywaniem na słońcu. Do dziś pamiętam jeden taki rok, miałam pewnie z piętnaście lat, kiedy słońce tak spiekło mi plecy, że babcia mnie ratowała jakimś olejkiem, dającym ulgę całemu ciału. Na drugi dzień i tak poszłam na plażę, szkoda było mi pięknej pogody. Schodząca skóra z ciała była później skutkiem ubocznym mojego plażowania. Za to twarz wyglądała przepięknie, była niemalże brązowa, z czego byłam zresztą dumna, podobnie jak siostra, pod tym względem nie różniłyśmy się od siebie, obie byłyśmy nieziemsko opalone.
Wtedy dość szybko znalazłyśmy przyjaciół, również rodzeństwo, brata i siostrę, czyli Janka i Beatę, którzy zazdrościli nam, że mieszkamy w dużym mieście. Nas z kolei cieszyło samo przebywanie w Stepnicy, bliskość plaży, swoisty klimat małego miasteczka, tak bardzo różniący się od Szczecina. Janek z Beatą byli bliźniakami, rok młodszymi ode mnie, lecz w niczym nam to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, poznawałyśmy takie miejsca, które nigdy pewnie byśmy nie ujrzały, spacerując grzecznie z babcią albo dziadkiem.
To była nasza pierwsza dziecięca przyjaźń, która nauczyła nas zaufania do drugiego człowieka. Z niecierpliwością czekałyśmy na kolejne wakacje, podczas których mogłyśmy spotkać Janka i Beatę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo dziecięca przyjaźń, wpłynie na mnie, przygotowując na coś bardziej wymagającego ode mnie, niż sama bym myślała. Przyjaźni, nie buduje się, z dnia na dzień. Na przyjaźń trzeba sobie zasłużyć, stawiając małe kroki, nie wiedząc nawet, że wkrótce powstanie. Niezauważalnie dla nikogo, nikt bowiem nie powie – „chcę być twoim przyjacielem”. Byłoby to nieprawdopodobnie sztuczne, czyli nieprawdziwe. Czyli, niemające żadnego powodu, żeby trwać. Gdyż nie miało żadnych solidnych podstaw ku temu, żeby się narodzić. Na przyjaźń bowiem trzeba czasu, łączących nas dni, wspólnie przeżytych chwil, które stawiają solidne podwaliny pod to, co nazwiemy później przyjaźnią. Będąc z Jankiem i Beatą, nie wiedziałyśmy jeszcze, co to przyjaźń. Po prostu spotykaliśmy się latem niemal codziennie, wspólnie spędzaliśmy czas, chodząc na plażę, jedząc lody. Wszyscy czuliśmy wakacyjną porę. Inaczej było zimą, temperatura sprawiała, że mniej się widywaliśmy, chociaż spotykaliśmy się u nich w domu, lub u naszej babci. Ponieważ znała ich od urodzenia, nie było żadnych przeciwwskazań, ani dla nas, ani dla nich. Musiałyśmy tylko pilnować czasu, zwłaszcza w porze obiadowej. Obiad zawsze był o godzinie trzynastej i choćby nie wiem, gdzie byłyśmy, musiałyśmy być na obiedzie. Zdarzało się, że obiad jedliśmy razem, wtedy było wiadomo, że mama Janka i Beaty wróci później z pracy, co w niczym nam nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, doskonale wiedziałyśmy wtedy, że mamy całe popołudnie dla siebie. W końcu jak wakacje, to wakacje. Opalałyśmy się, zwiedzałyśmy od podszewki całą Stepnicę, przez co niekiedy, wracałyśmy spocone i brudne, przyprawiając babcię o zawał serca. I tak było niemal co roku, aż do ukończenia przeze mnie szesnastego roku życia, kiedy to cały mój świat się zawalił.
Lubię rano długo pospać, lubię wylegiwać się w łóżku, zwłaszcza gdy wiem, że nie muszę nic zrobić, co wymagałoby wczesnego wstawania. Ciepło otulającej mnie kołdry, jest jedyne w swoim rodzaju, i nie znoszę, kiedy ktoś mi w tym przeszkadza, zmuszając do pospiesznego wstawania. Niestety, ostatnio coraz częściej to się zdarza, że ledwo się obudzę, już muszę wstać.
– Wstawaj, już prawie dziesiąta, za godzinę wyjeżdżam. – powiedziała siostra, bezceremonialnie wchodząc do pokoju.
– No coś ty. Już dziesiąta? – spytałam zaspanym głosem. Odwróciłam głowę w stronę okna, próbując podnieść żaluzje, które nie wiem po co, wieczorami opuszczam, skoro i tak nikt mnie nie widzi, zwłaszcza zimą. Co innego w porze letniej, kiedy skutecznie chroni przed porannym słońcem. Niestety, musiałam wstać, żeby powitać dzień.
– Dopięłaś swego. – mruknęłam, wolno idąc do łazienki.
Będąc już w kuchni, skojarzyłam, że znowu będę sama. Karolina musiała pojechać do Pasewalk, gdyż ma jakieś problemy z remontem mieszkania, i bez niej nikt nic nie mógł zrobić, mimo jasnych wytycznych, pozostawionych ekipie remontowej.
– Wiesz, śniły mi się nasze wakacje u babci. – rzekłam do niej, szykując śniadanie.
– Aha, więc dlatego tak długo spałaś – zauważyła Karolina. – Swoją drogą, możemy któregoś dnia tam pojechać, póki mam remont, i ty jesteś na chodzie.
– Pewnie, że tak. Pomyśl tylko, kiedy. – odparłam, nie zwracając uwagi na jej uszczypliwość.
– Pogadamy wieczorem, kiedy przyjadę. Pa, buziaki, zadzwoń po Karolinę. – powiedziała na odchodne.
Zostałam sama w domu, wolno popijając herbatę. Myśli znów uciekły do Stepnicy, do babci i dziadka, których skądinąd dawno nie widziałyśmy. Naprawdę mam ochotę tam pojechać.
Sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić do Karoliny. Zawsze do niej dzwonię, kiedy zostaję w domu sama, jest to rodzaj mojego zabezpieczenia, gdyby coś nieoczekiwanego ze mną się działo. Chociaż od dłuższego już czasu, nic się nie dzieje ze mną, obie przyzwyczaiłyśmy się, do takiego postępowania. Poza tym ona sama kiedyś dała mi słowo, więc stosuję się do niego. Nie, żebym wykorzystywała ją samą, jej wolny czas, raczej jest to przyjacielska prośba, którą chętnie spełnia.
Zanim zdążyłam dopić herbatę, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam więc żeby otworzyć.
– To ty? – byłam mile zaskoczona widokiem Karoliny.
– To ja. Twoja kochana siostra mnie poinformowała, że zostałaś sama, więc postanowiłam zostać z tobą. – odpowiedziała, wchodząc do środka.
– Coś niebywałego, właśnie miałam do ciebie dzwonić. – powiedziałam.
– Jak widzisz, obie szybciej reagujemy od ciebie, zresztą ani chwili nie powinnaś być sama.
– Dobrze, dobrze, już robię ci herbatę. Chłodno dzisiaj.
– Byłaś już na zewnątrz?
– Jeszcze nie, ale poczułam powiew chłodu, otwierając drzwi.
– Właśnie widzę, wyglądasz jak wyjęta ze środka nocy. Chyba niedawno wstałaś... – powiedziała do mnie z sarkastycznym uśmiechem.
– Miałam ciekawy sen. – odparłam, stawiając przy niej kubek.
– Adam? – spytała z uśmiechem.
– Nie, tym razem nie. Wakacje w Stepnicy, u mojej babci. Zawsze, odkąd pamiętam, przyjeżdżaliśmy tam, zwłaszcza gdy rodzice gdzieś wyjeżdżali, i nie mogli wziąć nas ze sobą. – odparłam cała uśmiechnięta.
– Wiesz co? Chcę jechać tam jutro, możesz zabrać się ze mną. – powiedziała nieoczekiwanie dla mnie, czym mnie zaskoczyła.
– Ty? Do Stepnicy? Kogo tam masz? – spytałam zdumiona. Na chwilę zamilkła, biorąc do rąk kubek z herbatą. Spojrzałam uważnie w niebieskozielone oczy Karoliny, jakbym chciała tam znaleźć odpowiedź na pytania.
– Oj tam, zaraz mam. Mieszka tam ktoś, kto kiedyś trenował ze mną, lecz życie sprawiło, że musiał przestać. Więc chcę go odwiedzić. – odparła, lekko zdziwionym głosem.
– I naprawdę mogę jechać? – spytałam.
– No przecież mówię. Twoja Karolina także, jeśli zechce. – odpowiedziała. „Przecież ty jesteś moja” – pomyślałam.
– Namówię ją, może pojedzie ze mną. W końcu mamy wspólne wspomnienia, ty zaś przypomnisz sobie moją babcię, tyle jej o tobie niedawno opowiadałam, że nadszedł czas, by znowu ujrzała niebieskozielone oczy. – powiedziałam, uradowana jej propozycją.
– Zrób jeszcze jedną herbatę. – odparła cała roześmiana.
Nigdy nie pomyślałam, że tak długo i dużo, będę musiała komuś tłumaczyć, kim dla mnie jest Karolina. Począwszy od jej magicznych, niebieskozielonych oczu, przez fenomenalne umiejętności fizyczne, skończywszy na metafizycznych cechach, które, od czasu do czasu, pojawiają się, w trakcie naszych kontaktów. Nie one są jednak najważniejsze, lecz więź, która nas łączy. Więź, która jest jednoznaczna, uosabia tym samym naszą przyjaźń, niczym kwiaty i woda. Jedno bez drugiego, nie wyobraża sobie życia, przez co wiemy, że jesteśmy sobie potrzebne. Fakt, obydwie mamy podobne zainteresowania, chociaż inne możliwości fizyczne. Przy Karolinie czuję się zupełnie bezpieczna, gdyż wiem, co potrafi zrobić. Sama nieraz byłam świadkiem, przez co byłam i wciąż jestem dumna, mając ją przy sobie. Ile już przeszłyśmy razem, ile spędziłyśmy wspólnie chwil, dających nam tyle radości, bez których moje życie byłoby uboższe. Wiemy tylko obie.
Fakt, mojej babci tłumaczyłam, kim jest, skąd się wzięła, lecz czułam, że do końca mi nie wierzy, uważając mnie za bajkopisarkę. To nic, przyjedzie raz, drugi raz, w końcu uwierzy w jej istnienie. Coś jednak czuję, że nie będzie łatwo, na pewno będzie nawiązanie do Aśki sprzed lat, tej samej, która przyjeżdżała ze mną do babci, traktując jak własną babcię, przez co było trochę śmiechu. Teraz gdy babcia widziała Karolinę, za każdym razem, kiedy się widzimy, pyta o nią, co robi, jak żyje. Będzie więc miała sposobność, ujrzeć ją ponownie. Kiedyś wypytywała mnie o Aśkę, upływ lat od tamtych tragicznych wydarzeń, jak i pojawienie się Karoliny, sprawiają, że obie nie wracamy do przeszłości. Dla babci najważniejsze jesteśmy ja z siostrą oraz Karolina. Nie ma spotkania, na którym nie wspominałaby o niej. Wypadało więc przyjechać tam we trójkę.
– Jedziesz ze mną do babci? – spytałam siostrę, po jej przyjeździe. – Karolina nas weźmie, chce tam się spotkać z kimś.
– Nie żartuj. Już myślałam, że twój sen się spełnia. – zażartowała Karolina.
– Och, sen. Po prostu dawno tam nie byłyśmy, babcia ma już swoje lata, wciąż do nas nie będzie przyjeżdżała. Mamy młode nogi, więc możemy z nią pojechać. – odparłam.
– Młode i piękne, to słowa znajomego… – szepnęła mi na ucho, czym wprawiła mnie w jeszcze lepszy humor. Zrozumiałam, że pojedzie ze mną i Karoliną.
– Już wszystko uzgodnione, więc nic sobie nie planuj. Wyjazd jutro o dziesiątej. – zakomunikowałam siostrze.
– Tak jest. – odpowiedziała, mrużąc oczy.
To był nasz drugi wyjazd do Stepnicy. Nie zaprzeczam, przyczynił się do niego mój sen. Wprawdzie niewiele z niego już pamiętam, oprócz samych postaci babci oraz Janka i Beaty, cała reszta, została zamazana, jakby wydarzyło się, nie kilkanaście, lecz kilkadziesiąt lat temu pozbawiając przy tym jasności całego obrazu. Poniekąd każdy nasz wyjazd tam, stanowił swoistą wycieczkę do lat dzieciństwa, żeby się przy tym rymowało, ucieczkę ze świata codzienności, niekoniecznie przyjemnej. To tam zapominam o własnych problemach, chowając się przed tym wszystkim, co na co dzień mnie męczy. Stepnica. Dziadek i babcia, pierwsze przyjaźnie i tęsknoty. Dopiero znacznie później pojawiło się życie, które zaczęłam krytykować. Krytykuję do dziś, czym denerwuję najbliższych, chociaż dobrze wiedzą, czym to jest powodowane.
– Posłuchajcie moje panie. Zawiozę was do babci, przywitam się i pojadę do znajomego, nie wiem, ile mnie nie będzie, postaram się szybko sprawę załatwić. – powiedziała do nas Karolina, zbliżając się do domu babci. Moja siostra niemal całą drogę do nas gadała, z krótką przerwą, gdy musiała uwagę skupić na rozmowie przez telefon, którą i tak obie słyszałyśmy, co w niczym jej nie przeszkadzało.
– Jak powiedziałaś, tak zrób. – rzekła siostra, rozglądając się na boki.
Byłyśmy już prawie na miejscu, z ciekawości patrzyłam na mijanych ludzi, spieszących się, nie wiadomo gdzie, może do sklepu lub do rodziny tak jak my. Czułam małomiasteczkowy spokój, gdzie ludzie żyją własnym rytmem, mając własne poczucie czasu. Na chwilę ogarnęła mnie nostalgia za tamtymi dniami, dawnymi dniami, które zupełnie nie pasują do obecnych chwil. Próbowałam, chociaż na chwilę przywołać ducha tamtego czasu. Nie udało się teraz.
Po chwili ujrzałam babci dom. Wolno podjeżdżała w jego stronę, wiedząc, że zaraz musi się zatrzymać. W momencie otwarcia drzwi auta jakbym poczuła zupełnie inny klimat. Podobne uczucie było, kiedy przyjeżdżałyśmy z rodzicami, wtedy czułyśmy zupełnie inną atmosferę, rodził się w nas duch swobody i wakacyjnej zabawy. Mówię to, zarówno w swoim imieniu, jak i mojej siostry, która czuje identycznie jak ja. Siostra, nie czekając na mnie, poszła w kierunku wejścia do domu. Ja czekałam na Karolinę, która przestawiała auto. Zauważyłam otwierające się drzwi i sylwetkę babci, która widocznie była gotowa na nasz przyjazd, skoro tak szybko nas dostrzegła. Uściskała na powitanie siostrę, coś do niej mówiąc.
– No dalej, chodźcie. – ponagliła nas Karolina.
– Zostawcie auto, przecież nikt go stąd nie ukradnie. – powiedziała do nas babcia. Obydwie na siebie spojrzałyśmy, po czym Karolina zostawiła auto, tak jak stało. Podeszłam do babci, witając ją serdecznie.
– Witaj babciu. To jest twój obrońca. – powiedziałam, wskazując na Karolinę.
– Pamiętam, pamiętam. Takich oczu, nie zapomina się. – powiedziała babcia, witając się z Karoliną.
– Babciu, gdzie jest dziadek? – spytała siostra.
– Jest, coś go noga boli, nie chce jej męczyć. – odparła babcia.
– Chodźcie do środka, coś chłodno dzisiaj. – odezwał się dziadek, wychodząc na zewnątrz.
– A jednak wyszedł, co za uparciuch z niego. – mruknęła do nas.
Weszliśmy razem do domu, już w środku witając dziadka. Najbardziej była zaskoczona Karolina, kiedy dziadek, powitał ją niczym własną wnuczkę, ściskając ją, tak samo, jak mnie i siostrę.
– To ty jesteś Karolina – powiedział do niej. – Tyle się o tobie nasłuchałem, wcale nie widząc. Aż do dziś. Pokaż oczy, naprawdę masz oczy w dwóch kolorach?
– Dziadku, daj spokój, teraz masz nas dwie. – odezwała się siostra.
– Teraz znowu mam trzy. – poprawił dziadek, nawiązując tym samym do nieżyjącej od dawna Aśki. Karolina milczała, nie chcąc poruszać drażliwej dla mnie kwestii. Rozsiadłyśmy się w pokoju, dziadek szybko znalazł inny temat, wypytując Karolinę o sztuki walki, co bardzo mnie ucieszyło. Wiedziałam bowiem, że jest to temat – rzeka. Poszłam do kuchni, gdzie babcia się krzątała, coś przygotowując.
– Zaraz będzie herbata. – powiedziała, widząc mnie. Usiadłam przy stole, patrząc przez okno.
– Wiesz babciu, niedawno śniły mi się wakacje, ty, Janek z Beatą, wprawdzie niewiele już z niego pamiętam, ale wspólnie pomyślałyśmy, że odwiedzimy was. – powiedziałam do niej.
– I dobrze zrobiłaś – rzekła, dodając po chwili – przyjdą do nas, mówiłam Beacie, że będziecie u nas.
Zamurowało mnie, czegoś takiego nie spodziewałam się. Spojrzałam na babcię niewierzącym wzrokiem, jakby wyprzedzała moje myśli.
– Chciałam do niej pójść. – szepnęłam.
– Nie musisz, sama was umówiłam, wkrótce tu będzie. Zanieś herbatę, proszę. – powiedziała babcia, uśmiechając się do mnie.
Podniosłam kubki, zanosząc do pokoju. Dziadek wciąż był zajęty rozmową z Karoliną, gdzie tematem rozmowy, było oczywiście karate, siostra tylko przysłuchiwała się, siedząc oparta o dziadka, jak w dzieciństwie. Uśmiechnęłam się na ten widok. Mój sen nabierał realnych kształtów. Usiadłam dyskretnie przy nich, słuchając wywodów Karoliny.
– Oczywiście, udział brała również nasza kochana Asia. – powiedziała na koniec Karolina. Widząc mnie, tylko się uśmiechnęła.
– Mówiłam o naszym spotkaniu na Polanie Harcerskiej, w ubiegłym roku. – wyjaśniła mi krótko. Po chwili rozległ się dzwonek przy drzwiach. Jako pierwsza otworzyła drzwi babcia, która była najbliżej wejścia.
Kiedy usłyszałam znajome głosy, od razu wiedziałam, że Janek z Beatą przyszli. Mój niedawny sen, całkowicie we mnie odżył, jakbym cofnęła czas. Po chwili weszli całą trójką do pokoju. Zaskoczenie dopiero nastąpiło, kiedy ujrzeli Karolinę.
– Co tutaj robisz? – zapytał zdumionym głosem Janek. Po chwili podszedł do mnie, serdecznie całując.
– Cześć. Ile to lat nie widzieliśmy się? – spytałam lekko zdeprymowana sytuacją.
– Będzie z piętnaście lub coś koło tego. – odpowiedział mi, kątem oka patrząc na Karolinę. Po chwili podeszła Beata, przytulając się do mnie.
– Jak dobrze znów cię widzieć. Wiem wszystko o tobie od babci, tak mi przykro, że to akurat tobie… – nie dałam jej jednak dokończyć, gdyż czułam, co chce powiedzieć.
– Wiem, co chcesz powiedzieć. Jak dobrze znów was widzieć. – powiedziałam do niej.
Oboje przywitali się równie serdecznie z moją siostrą, po czym usiedli na kanapie. Po chwili Janek wstał, podszedł do Karoliny, mocno przytulając ją do siebie. Zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi. Skąd się znają, co ich łączy? Zastanawiałam się, próbując znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Nic nie przychodziło mi do głowy.
Po chwili spojrzała na nas, jakby chciała upewnić się, czy może wyjawić własne myśli. Swój wzrok zatrzymała na mnie, jakby wyłącznie chciała do mnie mówić.
– Bardzo dawno temu, będzie już z dziesięć lat, poznaliśmy się na jednym z treningów. Ponieważ Janek szybko zrezygnował, przekonując się, że nie to jest sport dla niego – zaczęła swój monolog Karolina. – Zresztą krótko potem złamał nogę, co zupełnie wyeliminowało go z jakiegokolwiek sportu. Jednakże postanowiłam trzymać z nim kontakt, co umożliwiło mi jego kontuzja. Wiedziałam, że przez dłuższy czas, będzie unieruchomiony. No i tak, od spotkania do spotkania, zbliżyliśmy się do siebie. Kiedyś Janek mówił mi o tobie i twojej siostrze, lecz wtedy jeszcze nie znałyśmy się. – spojrzała badawczo na mnie i siostrę, chcąc wyczytać myśli. Uśmiechnęłam się, po mnie pozostałe osoby. Nawet babcia cofnęła się z kuchni, chcąc wysłuchać do końca.
– To już koniec? – spytałam.
– Nie kochana. Byliśmy ze sobą kilka miesięcy, Janek wyzdrowiał, ja wciąż trenowałam, niestety, nie dało się go namówić na wspólne treningi. Przez co nasz kontakt się rozluźnił, co nie znaczy, że nie zostaliśmy przyjaciółmi. Jesteśmy nimi, a jakże – Janek potakująco kiwnął głową. – Dlaczego więc wcześniej o tym nie mówiłam? Nie było sensu, dopóki nie wspomniałaś o dziadku i babci, którzy właśnie tutaj mieszkają. Nawet wtedy nie chciałam tego tematu poruszać, uważając go za zamknięty. Dopiero kiedy powiedziałaś o swoim śnie, że przyśniły się tobie wakacje, i Janek z Beatą, pomyślałam, że zawiozę was tam. Chciałam zajrzeć do niego, lecz zabrakło mi odwagi. Dopiero teraz…
Wszyscy milczeli, spoglądając na siebie. Dopiero moja siostra rozładowała atmosferę.
– Można by nakręcić niezły melodramat. – powiedziała, uśmiechając się do nas.
– Dobrze kochani, czas na obiad. Dziewczyny, pomożecie mi wszystko przynieść? – babcia szybko przywołała nas do życia, wychodząc szybko do kuchni.
Wolno nadchodziła kolejna zima. Czułam to po sobie, miesiące jesienne nie napawają mnie zbytnim optymizmem, przez co myślę i czuję dużo inaczej, niż wiosną czy latem. Wtedy słońce jest wysoko, wiem tym samym, że więcej mogę zrobić. Teraz osacza mnie pesymistyczny nastrój do czegokolwiek, przez co wiem, że więcej muszę od siebie wymagać. Cóż zrobić, taka już jestem. Jesienna pora, spadające liście, okres święta Zmarłych, nie napawają mnie optymizmem. Dlatego bardzo pozytywnie wpływa na mnie Karolina, pod tym względem zupełne przeciwieństwo. Podczas gdy ja mam przysłowiowego dołka, ona mnie z niego wyciąga. Nic nie musi robić czy mówić, wystarczy, że przy mnie jest. Za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
Pokazała mi, czym może być przyjaźń. Chociaż byłam trochę zła, że nie powiedziała mi, że zna Janka, że coś kiedyś pomiędzy nimi zaiskrzyło. Później jednak pomyślałam o sobie. Przecież ja postąpiłam podobnie, długo zwlekałam, żeby powiedzieć jej o Adamie. Dużo czasu upłynęło, zanim się poznali. I co? I nic. Życie, jakie było, takie jest. Jesteśmy razem, choć nie jesteśmy. Paradoks? Może dla kogoś, dla mnie nie zna. Dlatego, myślę, że ona i Janek, jeszcze się zejdą. Widziałam ogromne zdziwienie w jej pięknych oczach, gdy dowiedziała się, że mówię o tym samym Janku, którego ona, może jednak wciąż kocha. Kto wie, co przyniesie przyszłość.
Wracaliśmy w dobrych nastrojach, ja, że zmaterializował się mój sen, Karolina, że dzięki mojej babci, powtórnie spotkała Janka, do którego w końcu nie pojechała, gdyż mój dziadek, skutecznie ją zatrzymał. Później dowiedziałam się, że było to celowe zagranie z dziadka strony. W końcu spotkali się na neutralnym gruncie. No i moja siostra, która jakby od niechcenia pojechała, marudząc trochę, jednak już na miejscu, dała popis własnego poczucia humoru, czym rozbawiła nawet dziadka. Czułam, że choć na jeden dzień, wróciliśmy do czasów dzieciństwa, okraszają to, obecnością Karoliny. Karolino, kim jesteś? Pytam po raz wtóry.

Od REDAKCJI:
  1. 47 część Powieści KAROLINA zatytułowana: ZIMA została została wyróżniona brązową huśtawką w facebokowej grupie POETYCKA KAWIARENKA CHARLIEGO za dzień 10 lutego 2023 r.

    Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, drzewo, niebo i tekst „POETYCKA KAWIARENKA CHARLIEGO Zima BRĄZOWA HUŚTAWKA AŚKA REC” 

  2. Warto również wspomnieć, że nasze koleżanki redakcyjne w ramach redakcji Radia Młodzi Wolni nagrywają powieść Aśki Rec jako POWIEŚĆ W WYDANIU RADIOWYM.
    Zobacz: http://radio.vilogdansk.pl/index.php/start/karolina-powiesc-w-wydaniu-radiowym


Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation