Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Starcie / Krzysztof Budzowski

 

Trzeba przyznać, że dosyć opornie szło mu dzisiaj wyjście z bloku. Aby się z nie wydostać, musiał pokonać dwa piętra, które rzecz jasna w normalnych okolicznościach nie nastręczało mu najmniejszych problemów. „Dystans” ten pokonywał zazwyczaj w mniej niż minutę.

Teraz sytuacja przedstawiał się zupełnie inaczej. Minęło już ze dwie – trzy minuty a on znalazł się dopiero w przedsionku. Stanął w nim, zatrzymując się przed samymi drzwiami. Zamknął oczy i głęboko westchnął z nadzieją, aby to był tylko zły sen.

Otworzył oczy i nie rozmyślając już więcej, szarpnął mocno za klamkę i wyszedł z bloku. Błagalnym wzrokiem spojrzał ku górze. Wpatrywał się w niebo z niemą prośbą, którą zakończył jak gdyby mimowolnie znakiem krzyża.

Po tym akcie strzelistym poczuł się trochę lepiej. Nie tracąc więcej czasu, przyśpieszył kroku. Prawą ręką sięgnął do kieszeni spodni, chcąc sprawdzić na telefonie godzinę. W tym stresie zapomniał o zegarku który znajdował się na jego lewej ręce.

- Obudź się chłopie, bo źle będzie z tobą. Powiedział na głos do siebie.

Nieobecny duchem chłopak zbliżał się do przystanku. Toczył ze sobą wewnętrzną walkę i starał się przewidzieć wypadki dzisiejszego dnia które przedstawiały mu się w niezwykle ciemnych barwach.

Swoistym kontrastem dla wewnętrznego stanu młodego mężczyzny była pogoda. Był ciepły czerwcowy ranek. Słońce opieszale wysyłało w stronę miasta ubrane w złocistą szatę promienie słoneczne.

W większości mieszkańcy Krakowa – podrażnieni i niewyspani – źle reagowali na te umizgi ze strony kuli słonecznej, o czym świadczyły głuche pomruki niezadowolenia i niewerbalne gesty wyrażające złość i frustrację.

Słońce jak gdyby na przekór zaczęło grzać mocniej. Po kilku minutach do akcji wkroczyły jeszcze chmury, nie chcąc być gorsze od gwiazdy. Chłodne podmuchy powietrza  jako ostatnie dołączyły do tej pociesznej zabawy niejako dopełniając te zwariowane warunki pogodowe które zawitały nad Kraków w sobotni poranek.

Jedną z niewielu osób którym to zupełnie nie przeszkadzało, był Klaudiusz. Widząc skwaszone miny przechodniów nawet nie zadawał sobie trudu aby znaleźć ich przyczynę.

Sam nie miał powodów do zadowolenia. Za kilkadziesiąt minut miał stoczyć „pojedynek” ze szkolnym „guru” z drugiej liceum. Drugoklasista nazywany w kuluarach „opryszkiem” siał postrach w szeregach pierwszoklasistów. Do tej ostatniej grupy należało dwóch najlepszych przyjaciół jeszcze z przedszkola – Tomek i Klaudiusz. Od lat stanowili monolit, który zawsze stawiał opór nie do pokonania. Przynajmniej tak im się zdawało.

Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak szlachetne założenia przyjaciół i poddała ich niejednej próbie.

Klaudiusz umiejętnie korzystał z warunków fizycznych, jakimi go obdarzono. W szkole miał względny spokój. Solidna postawa i groźny wygląd sprawiały poczucie brutalnej siły i jakieś niepohamowanej energii. Cieszył się więc wśród rówieśników jako takim respektem. Były to jednak pozory. Wewnątrz był jednak zagubionym, strachliwym i pozbawionym pewności siebie pierwszoklasistą. Przez praktycznie cały rok nie popadł jednak w żaden poważniejszy konflikt. Sytuacja odmieniła się dopiero z początkiem maja.

Zupełnym przeciwieństwem Klaudiusza był Tomek. Chuderlawy, z mocno wyłupiastymi oczami i ostro zakończoną żuchwą budził częściej litość nich śmiech. Toteż nie dokuczano mu jakoś szczególnie.

Tomasz pewny swojej wartości nie przejmował się tym, jednak doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej „niedoskonałości”. Nadrabiał inteligencją, dystansem do siebie i dużą dawką humoru. Był lubiany. Wespół z Klaudiuszem tworzyli zgrany duet.

„Opryszek” z drugiej klasy nie był jednak tak wielkoduszny. Od jakiegoś czasu zaczął coraz gwałtowniej dokuczać pierwszoklasiście. Ten nic sobie z tego początkowo nie robiąc, zaczął coraz bardziej zamykać się w sobie. Chodził przygnębiony. Otuchy dodawał mu jego najlepszy przyjaciel, który jednak ze znanych nam powodów nie chciał się mieszać mimo wielokrotnych próśb ze strony towarzysza.  

Czara goryczy przelała się jednak z początkiem maja. Na boisku szkolnym na oczach całej szkoły Tomek został upokorzony przez starszego licealistę. Stojąc na środku boiska, ze łzami w oczach rozpaczliwym wzrokiem prosił o pomoc rówieśników. Nikt jednak nie zareagował. Klaudiusz, stojąc mocno ściśnięty  w jednej z grupek uczniów, spuścił przerażony wzrok bojąc się, że Tomek na oczach szkoły poprosi go o pomoc. Tak się jednak nie stało.

Nagle z dnia na dzień przyjaźń zawisła na włosku przez podłe i tchórzliwe zachowanie Klaudiusza.

Przyjaciele nie odzywali się do siebie kilka tygodni . z czasem Tomkowi poprawił się humor i pewnego dnia nieśmiało zagadnął do swojego niewdzięcznego przyjaciela. Czuł się lepiej, bowiem „opryszek” przestraszony chyba skalą swojego wybryku odpuścił na jakiś czas młodszemu uczniowi.

Klaudiusz w przypływie wzruszenia gorąco uściskał przyjaciela, przeprosił i uroczyście poprzysiągł, że już nigdy nie zaprze się kolegi i nie zostawi na pastwę niepowodzeń.

Nie był w dalszym ciągu pozbawiony obaw i lęku, ale szczerze żałował swojego postępku i z niespotykaną nigdy u niego niecierpliwością czekał na możliwość rehabilitacji. Na szczęście nie musiał zbyt długo czekać.

Brutalny drugoklasista bezpardonowo zaczepił Tomka na przerwie, karząc mu sobie coś kupić do picia. Gdy ten grzecznie odmówił rozzuchwalony „opryszek” dopingowany „tłuszczą” ze swojej klasy spoliczkował bezradnego pierwszoklasistę.

Klaudiusz bacznie przyglądał się sytuacji, czekając na rozwój wydarzeń. Wiedział, co może zaraz nastąpić. Był gotowy.

Wątpliwości znów zaczęły o sobie przypominać. Podsycane strachem wynajdowały rozmaite argumenty za niemieszaniem się do sprawy. Uderzenie przyjaciela rozwiązało jednak  początkowe niezdecydowanie.  Podziałało na umysł Klaudiusza jak płachta na byka. Nie czekając ani chwili dłużej wpadł krąg uczniów, którzy otaczali Tomka i agresora i z szybkością godną podziwu wymierzył mu potężnego sierpowego.

Na wspomnienie tamtego ciosu Klaudiusz, jadąc komunikacją miejską, uśmiechnął się mimowolnie. Wysiadł z autobusu. Powoli zbliżał się do umówionego spotkania. Pół szkoły chciało zobaczyć starcie powszechnie znanego „cwaniaka” i szalonego śmiałka - bądź nierozsądnego głupca, który zdecydował się na te szaleństwo.

Z góry skazany na pożarcie Klaudiusz z trudem przełykał ślinę. Otuchy dodała mu okazana głęboka wdzięczność przyjaciela i pewność, że postępuje ,jak należy.

- Część Klaudek!

Z zamyślenia wyrwał go głos przyjaciela. Wyciągnął rękę i na znak przywitania kiwnął głową, nic jednak nie mówiąc. Tomek nie dawał za wygraną:

- Jak się czujesz? Wszystko okej?

Nastała dłuższa chwila, po czym Klaudiusz zdecydował się odpowiedzieć:

- Powiem ci szczerze. Boję się jak diabli. Wczoraj miałem dużo szczęścia, że nas nauczyciele rozdzielili. – Zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał – nie jestem taki, na jakie pozuje. Spuścił wzrok pod nogi. Szli przez chwilę w milczeniu.

- Ale nie! – zaczął niespodziewanie – nie żałuję, że tak to się rozstrzygnie. Ktoś musi powiedzieć stop. Ponownie zamilkł. Dalej szli już w milczeniu.

Byli już w zasadzie na miejscu. Mieli się bić przy starych śmietnikach za szkołą, które były rzadko używane przez kogokolwiek. Plac, na którym miało nastąpić starcie, było rodzajem areny, otoczonym dookoła kontenerami zapchanymi jakimiś nieużywanymi przez szkołę rzeczami. Miejscem „rozwiązywania problemów i zatargów” w iście cywilizowany sposób.

Doszli na miejsce przed ósmą rano. Grupa osób stała już na miejscu czekając z zainteresowaniem na bój. Przeciwnika jeszcze nie było.

„Może nie przyjdzie” – marzycielska myśl zakołatała do bram umysłu Klaudiusza, dodając mu nieco otuchy. Złudzenie jednak trwało moment. Zza winkla wyłoniła się olbrzymia postać drugoklasisty. Otoczony zewsząd znajomymi zdawał się tryskać energią i pewnością siebie.

Pogoda uległa delikatnemu pogorszeniu. Jakby przeczuwała nadchodzące wydarzenie i nie będąc z niego zadowolona, nasłała na firmament groźnie wyglądające chmury, które nadawać miały temu „widowisku” ponury charakter.

Klaudiusz w pierwszym momencie widząc groźnego przeciwnika, miał ochotę rzucić mu się do stóp i prosić o wybaczenie.

Pokręcił mimowolnie głową, ganiąc się za tą myśl. Rywale zmierzyli się wzrokiem. Pierwszoklasista mimo wielkiej ochoty nie spuścił wzroku z „opryszka” i wytrzymał napastliwe spojrzenie. Ten jak gdyby lekko zbity z tropu przestąpił z nogi na nogę

Klaudiusz w lot uchwycił ten odruch. Miał już plan na walkę! Nie wiedział  czemu, ale z sekundy na sekundę czuł się pewniej. Jakby jakiś drzemiący w nim duch wojownika przebudził się z wieloletniego snu i wygłodniały niczym wilk z niecierpliwością gotował się do starcia.    

Ruszyli na siebie niczym dwa rozjuszone byki, niemal jednocześnie wyprowadzając po prawym sierpowym, po czym zwarli się w piekielnym uścisku.

Jeden z nich padł po potężnym podbródkowym i nie wykazywał dalszej ochoty do dalszej walki. Rozszalały do tej pory tłum zamarł w bezruchu. Ciszę przerwał dopiero świszczący głos woźnego, który dochodził z okolic portierni. Wtórowały mu niezrozumiałe bluzgi wyrzucane w powietrze przez niego niczym pociski.

 


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

 

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation