Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Spotkanie / Krzysztof Budzowski

Moim ciałem wstrząsnął krótki ale niezwykle intensywny dreszcz. Nie osiągnął jednak zamierzonego skutku. Nie ściągnął mnie z łóżka. Za oknem dawała o sobie znać paskudna pogoda. Siarczyste krople deszczu z niezmąconym spokojem i wytrwałością tłukły o szyby od dobrych kilku godzin.

Nieśmiało uniosłem jedną powiekę, następnie podniosłem minimalnie głowę i fachowym okiem myśliwego szukałem jakiegoś szczegółu który mógłby mi przypomnieć gdzie jestem. Dla lepszego efektu otworzyłem drugą powiekę. Skutek był natychmiastowy. Uświadomiwszy sobie gdzie jestem, błyskawicznie zerwałem się na równe nogi.

- Ja pierdziele – rzuciłem na głos w pośpiechu ubierając spodnie.

Po początkowej i zupełnie niepotrzebnej nerwówce doszedłem do siebie. Myjąc zęby i patrząc w lustro robiłem w swojej głowie krótkie podsumowanie dnia. Mimowolnie potrząsnąłem głową. Rezultat nie był zadowalający.

Ostatnie przygotowania: stanąłem przed lustrem, przygładziłem włosy wyuczonym dzięki filmom gestem i zmierzyłem swoje odbicie wnikliwym spojrzeniem. Po chwili patrzenia wzruszyłem ramionami i głośno westchnąłem.

- No lepiej nie będzie.

Powoli szedłem w kierunku przystanku tramwajowego. Odetchnąłem z ulgą patrząc w niebo. Przejaśniało się więc była nadzieja na poprawę pogody. Co prawda dzień zbliżał się ku końcowi jednak dla mnie nie miało to większego znaczenia.

Jadąc tramwajem,  patrzyłem niewidzącym wzrokiem przez okno. Żeby się wyrwać z melancholijnego nastroju sprawdziłem w telefonie stan swojego konta jakby w nadziei, że zobaczę na nim kwotę wyższą niż być powinna. Nic z tego! Uśmiechnąłem się gorzko chowając komórkę do kieszeni.

Jechałem na spotkanie „starej gwardii”. W skład niej wchodziło kilku chłopaków którzy poznali się we wczesnej młodości w tym ja rzecz jasna. Z początku łączyło nas tylko piętro na którym mieszkaliśmy.  Z czasem więzy się zacieśniły i tak pozostało. Co prawda nasze drogi się rozeszły klika lat temu ale tylko w dosłownym sensie. Co jakiś czas jednak znajdujemy czas żeby się spotkać i powspominać stare dzieje. Tak właśnie było w tym przypadku.

Na wyznaczonym miejscu byłem pierwszy. Popatrzyłem na zegarek. Do umówionej godziny mieli jeszcze trochę czasu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu znowu zaczęło padać. Schowałem się pod sklepieniem między Małym Rynkiem a placem Mariackim i obserwowałem.

Ludzkie projekcje jak cienie sunęły przez plac. Nie było w nich życia. Wydawało się że byli skomplikowanym mechanizmem poruszanym za pomocą zawiłego algorytmu.

Zdziwiony swoją obserwacją uśmiechnąłem się tajemniczo.

- Jesteś taką samą projekcją – powiedziałem do siebie jakby w zamyśleniu.

Nagle jeden z automatów wyrwał się z konwencji i skierował w moją stronę.

- Hej, coś taki zamyślony? – powiedziała projekcja na powitanie.

Poznałem w nim jednego z przyjaciół na którego czekam, Tomka.  

Serdecznie uścisnęliśmy sobie dłonie. Przez następnych kilkanaście minut gawędziliśmy sobie o wszystkim i o niczym.

- O nadchodzą – rzekł któryś z nas. – Jaśnie państwo. Dwadzieścia minut po czasie.

- Jak zwykle punktualni – rzekłem wyciągając rękę na wpół ironicznie.

- Daj im spokój Rysiu – wtórował mi Tomek witając się w tym czasie z drugim przybyszem – widzisz, że chłopaki zagubione. Dawno nie byli w centrum.

Po tej wymianie subtelnych uprzejmości stanęliśmy w miejscu i zastanawialiśmy się gdzieby tu można pójść.

- Słuchajcie - rzekł nareszcie Tomek. – Są dwie opcje. Albo idziemy do knajpki na Szpitalną albo na burgera na Tomasza. Więc jak będzie?

Po chwilowym zastanowieniu wszyscy orzekli, że nie są wystarczającą głodni żeby jeść burgera stanęło więc na knajpce, piwie i przekąskach.

Z wielkim sentymentem wspominam o tamtym spotkaniu. Co prawda nie było całej ekipy. Z różnych powodów. Ale zrekompensowaliśmy brak ich ostrym i ciętym humorem który nas nie opuszczał a w wielu przypadkach dotyczył także ich.

Siedzieliśmy tak we czterech, w tle pobrzękiwała muzyka. Zajadaliśmy kubełek z kurczakami i popijaliśmy jasnym piwem. Co zapamiętałem z tamtego spotkania?

Przede wszystkim miłą, serdeczną atmosferę którą  stworzyliśmy wokół siebie. Gdyby wokół nas było więcej ludzi z pewnością pozarażalibyśmy nią innych gości. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Tak było i tym razem.

Wracałem już późną nocą do domu. Miasto świeciło pustkami, niepewna pogoda sprawiała, że i ludzie w większości byli jacyś zblazowani. Ja byłem wyjątkiem. W sercu grała mi muzyka a w głowie odtwarzałem historię i żarty które sobie nawzajem opowiadaliśmy śmiejąc się na głos w opustoszałym tramwaju.


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation