Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Sobowtór / Aśka Rec

Dowiedziałam się, że byłam widziana w dzielnicy miasta, której nie lubię, do której rzadko zaglądam, tym bardziej widziana z rana. Powiedziała to osoba, którą dobrze znam, która mnie zna, więc była zdumiona, moją tam obecnością, tym bardziej że wczoraj była u mnie cały wieczór. Zaś ja byłam zdumiona jej słowami, i długo zaprzeczałam, starając się przekonać, że to nie byłam ja. Niestety, moje zapewnienia, że mnie tam być nie mogło, spełzły na niczym. Pomyślałam więc, że gdzieś tutaj mam sobowtóra, albo z kimś mnie pomyliła. Niestety, dwa dni później zadzwonił telefon. Dzwoniła Gosia.

– Powiedz, gdzie jesteś?

– Jak to gdzie? W bibliotece. Dlaczego pytasz?

– Bo przed chwilą widziałam, jak wsiadałaś tutaj do autobusu.

– Taak? Jakiej linii?

– 51.

– Powiedz, dokąd on jedzie?

– Na Głębokie.

– Żartujesz sobie. Od trzech godzin siedzę w bibliotece, poza tym co miałabym robić w taką pogodę? Jechać na Głębokie? Przecież mam tutaj tramwaj. Musiałaś się pomylić.

Minęło kilka dni. Znowu telefon od Gosi.

– Znów cię widziałam. Tym razem zrobiłam zdjęcie. Wysyłam, spójrz.

Nie dowierzając jej słowom, spojrzałam na zdjęcie. W tym momencie cała zastygłam. To byłam ja, tylko z długimi jeszcze włosami. Co się dzieje? - pomyślałam, oddzwaniając do niej.

– Wytłumacz mi to.

– Jaaa? Prędzej ty się wytłumacz. Nie wierzyłaś mi, tymczasem po mieście obie chodzicie, jak gdyby nic.

– Nie potrafię tego wytłumaczyć, sama jestem zdezorientowana całą sytuacją. To pasuje do historii opisywanych w Nieznanym świecie. To jest nie z tej ziemi.

– Powinnaś ją sama ujrzeć.

– Ale jak? Gdzie? Mam chodzić po Niebuszewie? Odpada.

– Jak uważasz, ale będzie więcej takich niespodzianek, sama się przekonasz.

Minął jeden tydzień, minął drugi, po czym niespodziewanie napisał do mnie pewien pan, mówiąc, że zostałam rozszyfrowana. W pierwszej chwili nie wiedziałam, w czym rzecz i przez kogo. Tego nie wiedziałam.

– Tak Basiu, to koniec zabawy – powiedział. – Zdradza cię styl pisania.

– Ale ja nie jestem Basia, jestem Asia. Pomylił się pan. – odparłam zdziwiona.

– Ukrywasz swoją tożsamość. Zdradza cię styl Basi. – on dalej swoje, po czym przesłał fotkę.

Więc raz jeszcze powiedziałam, że nie jestem Basia, tylko Asia, że obydwie piszemy, lecz zupełnie inaczej.

– Na dole jest Basia, u góry jestem ja, zaś obraz jest Katarzyny Kurkowskiej, mojej ulubionej malarki. – wyjaśniłam. Fakt, niektóre osoby były przekonane, że to jestem ja, ale takiej sławy nie mam, żeby pozwolić uwieczniać siebie na obrazach.

– Masz mnie za durnia? No to sobie zrobiłaś reklamę. Masz problemy z tożsamością, Basiu.

– Zabawne, nie do uwierzenia. O wszystkim jej napiszę. Nie pozwolę na obrażanie Basi. Widać, że nie zna pan jej twórczości, nie zna także mnie. – powiedziałam, kończąc rozmowę, jednocześnie pisząc do Basi.

Czułam się zirytowana całą sytuacją, zniechęcona na dodatek jego słowami. Nie dość, że chodzi gdzieś po mieście mój sobowtór, to jeszcze ktoś inny oskarża mnie, że piszę niczym Basia. A jeśli jedna sprawa wiąże się z drugą? - pomyślałam nieoczekiwanie dla samej siebie. Tylko w jaki sposób? Muszę zadzwonić do Gosi – pomyślałam. Odebrała natychmiast, jakby wiedziała, że zadzwonię.

– Co? Szukamy sobowtóra? – spytała żartobliwie.

– Gosiu, sprawa się skomplikowała.

– Czyli?

– Ktoś mnie podejrzewa, że ja to nie ja, tylko Basia, znasz ją, masz jej wiersze u siebie.

– Co? Że Basia to ty? Dobrze rozumiem?

– Chyba tak, wiesz, spotkajmy się u mnie, bo czuję, że nie ogarniam tego.

– No dobrze, ale później, pod wieczór, bo teraz nie za bardzo mogę.

– Przyjedź kiedy będziesz mogła. Cały czas jestem w domu. – gdy skończyłam rozmowę, poczułam się nieswojo, pierwszy raz ktoś mi powiedział, że ja to nie ja, tylko zupełnie ktoś inny.

Sama nie wiedziałam, śmiać się, czy poważnie potraktować słowa, przyznając tamtej osobie rację. Lecz jak w takim razie potraktować słowa Gosi? Z jednej strony nie istnieję, to znaczy istnieję, ale jako ktoś inny, z drugiej zaś strony, chodzi po ulicach mój sobowtór. Czyli kto? Przez chwilę się zastanowiłam, czy ma takie same ruchy, przyzwyczajenia, co lubi i czy wie że istnieję. Ponieważ nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, dałam sobie spokój. Pomyślałam, lepiej będzie jak zaczekam na Gosię, w końcu ona ją widziała i wie więcej niż ja.

Usiadłam w fotelu zatopiona w myślach, błądząc wzrokiem po suficie, szukając sensownego rozwiązania całej sytuacji. No bo, dlaczego akurat tutaj mieszka ktoś nieznany, będący rzekomo moją kopią. To raz. Dwa, dlaczego ktoś zarzuca mojej osobie, że nie jestem sobą, tylko Baśką. Zmiana jednej literki w moim imieniu, sprawiła niemałe zamieszanie, denerwując mnie i Baśkę. Tylko po co? Komu to potrzebne? Kto za tym stoi? Czy warto w ogóle tym się przejmować? Może jednak nie warto? Lecz mój rzekomy sobowtór? To już bardziej ciekawe się wydaje. Zatrzymałam nieruchomo wzrok na suficie, jakbym nagle go ujrzała. Jeśli zaś Gosia się myli? Jeśli to jest swoista fatamorgana, nie mająca rzeczywistego odzwierciedlenia w życiu? Za trudne to wszystko dla mnie, może i ona jest, może gdzieś chodzi po Niebuszewie jak ja po Gumieńcach, może wie o moim istnieniu, może chce mnie spotkać, lecz nie wie jak tego dokonać. Może, może, może…

Poderwał mnie dzwonek do drzwi.

– No, nareszcie jesteś. – wpuściłam Gosię do mieszkania, starannie zamykając za nią drzwi.

– Więc od początku. Co się stało? – powiedziała siadając wygodnie, w moim fotelu.

– Powiedz, czy mam problemy z tożsamością? – spytałam.

– Myślisz o własnej? – spojrzała na mnie uważnie.

– No, przecież nie mówię o tobie. – odparłam starając się zachować równowagę umysłu.

– Wiesz, do końca tego nie rozumiem. Gość myśli że jesteś Basią? Tak? – spytała ponownie.

– Tak, że jestem Basią, która mieszka na drugim końcu Polski, i pisze znakomite wiersze, na dodatek Adam, to nikt inny tylko wymyślona przeze mnie postać. – powtórzyłam słowa, które już wcześniej jej powiedziałam. Usłyszawszy mnie roześmiała się.

– Czym się przejmujesz? Nie musisz nikomu udowadniać, że nie jesteś słoniem. Nie martw się, z tobą jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Zaś fakt, że myśli o tobie, że jesteś Basią, przyjmij to jako wyróżnienie twojej osoby. Porównać do Basi? Sama bym tego chciała, gdybym rzecz jasna potrafiła tak pisać. - powiedziała już z pełną powagą, sięgając po jej tom. Po chwili sięgnęła po mój tomik.

– Popatrz, nawet ja, literacki laik, dostrzega różnice w pisowni wierszy. Ty jesteś ty, Basia jest Basią, trzeba umieć czytać. On widać nie potrafi, albo nie chce pojąć, że jesteście osobnymi postaciami, mające odrębne światy. - powiedziała przeglądając obydwa tomy.

– Tylko jak jemu wytłumaczyć że się myli? – spytałam.

– Nie rób nic. Ja wiem, Basia wie, że jesteście zupełnie różne. Po co się męczyć nad idiotą? Niech sobie takim będzie, skoro nie ma innych zmartwień. – uśmiechnęła się, odkładając książki.

Tylko westchnęłam spoglądając na sufit. Poniekąd rozumiałam Gosię, lecz zarzuty gościa że jestem kimś innym, że jestem o niebo lepszą ode mnie Basią, wpędziły mnie w stan pesymizmu.

– Wiesz, może wszystko zgonić na tego niby mojego sobowtóra? – spytałam ostrożnie.

– Że co? To on za ciebie pisze wiersze? To on spotyka się z Adamem? Swoją drogą pozdrów go ode mnie. Przecież to bez sensu. – odparła Gosia wyjmując swój telefon.

– Popatrz uważnie, czy to nie ty? – powiedziała pokazując raz jeszcze zdjęcie tamtej dziewczyny. Niby byłam to ja, tylko że nie zgadzały się nasze włosy. Ona miała znacznie dłuższe od moich. Spojrzałam pytająco na Gosię, jakbym chciała znaleźć u niej odpowiedź na intrygującą nas zagadkę.

– No co? Trzeba ruszyć cztery litery i pojechać na Niebuszewo. Może akurat się spotkacie. – spokojnie powiedziała jakby to miała być randka z kimś, nie wiadomo z kim.

– Taa, akurat. Poza tym istnieje prawdopodobieństwo, że w jakiś sposób jest spokrewniona z tym rzeźnikiem z Niebuszewa.

– Z kim? Co ty pleciesz? Przecież gość nie żyje od ponad siedemdziesięciu lat, czy jakoś tak. Bzdury gadasz. Chcesz ją poznać? Więc wstawaj, pojedziemy na Manhattan, tam zawsze pełno ludzi, więc może ją spotkasz. – powiedziała podchodząc do okna. Nie wiedziałam jak zareagować na jej słowa, lecz z drugiej strony pchała mnie ciekawość. Kim jest Aśka bis?

Pojechałyśmy tramwajem, czego nie robiłam od tygodni, bowiem niezmiernie rzadko bywałam w tych okolicach. Na Placu Kościuszki przesiadłyśmy się w tramwaj linii 12, który zawiózł nas pod sam Manhattan. Po drodze spoglądałam na twarze mijających nas ludzi, zastanawiając się nad sensem całej wyprawy. Byłoby zrozumiałe, gdybyśmy przyjechały robić tutaj zakupy, ale nie, przyjechałyśmy szukać mojego sobowtóra, który nawet nie wiem, czy istnieje. W razie czego zrobię zakupy do domu. Mijaliśmy ludzi wracających stamtąd, lub idących spacerowym tempem, czego nam nie brakowało. Same bowiem tak szłyśmy. Stosunkowo szybko zmęczyło mnie takie chodzenie bez sensu, wypatrywanie nie wiadomo kogo.

– Pójdźmy gdzieś wypić coś zimnego – powiedziałam znużonym głosem. – Chodzimy, szukając nieistniejącej osoby.

– Szybko rezygnujesz – zauważyła Gosia.

– Oj, chodzenie w takim tłoku, nie należy do ciekawych zajęć – mruknęłam do siebie. Chyba usłyszała moje słowa, skoro się roześmiała.

– Tak, masz rację, napijemy się – powiedziała, kierując mnie do małego baru. Ludzi było w środku sporo, jak to w upalny dzień, każdy chciał się napić zimnego piwa. Obydwie zamówiłyśmy sok pomarańczowy, i wyszłyśmy na zewnątrz, siadając przy wolnym stoliku. Zdążyłam zrobić łyk soku, kiedy dostrzegłam idącą prosto na nas Karolinę.

– Popatrz, kto idzie – powiedziałam do Gosi. Spojrzała przed siebie, uśmiechając się po chwili.

– No proszę, twoja wierna kopia – po chwili pomachała ręką w stronę siostry, która szybko nas zauważyła, i po chwili siedziałyśmy we trójkę.

– Co tutaj robicie? – jej zdziwienie było uzasadnione, bowiem dobrze wiedziała, że nie lubię wszelkich tłumów ludzi, zwłaszcza targowisk.

– Oj kochana, to jest długa historia, powiem ci o niej w wielkim skrócie. W tym czasie Aśka przyniesie jeszcze zimne to lub tamto, co chcesz – powiedziała Gosia, wysyłając mnie do bufetu. Musiałam kilka minut odczekać, gdyż nieoczekiwanie nazbierało się trochę amatorów zimnego piwa. Gdy wróciłam do stolika z pełnymi butelkami, widok roześmianej siostry wcale mnie nie zdziwił.

– No proszę, czego to ja się dowiaduję – rzekła ze śmiechem siostra. - Szkoda, że ten gość nie widzi nas razem, dopiero miałby dylemat.

– To wcale nie jest śmieszne, to jest wkurzające. Co jeszcze ci naopowiadała? – spytałam poważnym tonem.

– Że masz sobowtóra? – spytała Karolina. Kiwnęłam potakująco głową, biorąc duży łyk wody.

– Trochę powiedziała, lecz skoro zbyt szybko wróciłaś, nie dowiedziałam się wszystkiego – odparła, ledwo utrzymując powagę. – Chociaż Gosia ma rację, masz sobowtóra, i na pewno nie jestem to ja.

– Chociaż gdyby któregoś z tych chłopaków – wskazała ruchem głowy, pijących opodal piwo chłopaków – za godzinę spytać, którą z was widzieli, mieliby spory problem z odpowiedzią.

– Taa, trzeba było tyle nie pić – odparłam kpiąco.

– Oj, nie chodzi o piwo. Ty naprawdę masz sobowtóra, Gosia tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Sama ją widziałam – powiedziała z powagą moja siostra.

–Naprawdę? Ciekawe, że obie ją widziałyście, Gosia nawet zdjęcie zrobiła, tylko jakoś nie jest mi dane ją poznać. Na dodatek włóczę się po Manhattanie, jakby ciekawszych miejsc w mieście nie było… i jeszcze sprawa Basi – wyrzuciłam z siebie niemal jednym tchem.

– Co Basia? Mówiłam, daj sobie z tym spokój – odezwała się Gosia. - Facet nie zna ani ciebie, ani Basi, pisał głupoty, tyle ci powiem.

– O tej sprawie nie wiem nic, więc się nie wypowiadam – powiedziała Karolina.

– Sprawa poważna, ktoś sądzi, że twoja siostra, nie jest sobą, tylko Basią, tą poetką z Małopolski. Bo niby styl pisania ją zdradza – powiedziała do Karoliny. Wszystkie zamilkłyśmy, po czym Karolina wybuchnęła głośnym śmiechem, aż siedzący przy sąsiednich stolikach ludzie, spojrzeli na nas uważnie.

– Tak, niech całe Niebuszewo o tym się dowie – odezwałam się do Gosi, klepiąc lekko w plecy.

– No co, i tak nikt nie wie, o co chodzi. – szepnęła do mnie.

– Zaraz będzie sensacją całego Manhattanu, Aśka jest Baśką. – mruknęłam, dopijając sok.

Nagle Gosia niemal wywróciła stolik, podrywając się z miejsca. Wstała, nic nie mówiąc, kierując się w stronę wyjścia.

– Zaraz przyjdę. – krzyknęła do nas, po chwili znikając z oczu.

– Co jej się stało? – spytała zaskoczona Karolina.

– Nie mam pojęcia, może kogoś znajomego zobaczyła... – odpowiedziałam siostrze.

– Co cię męczy? – uważnie na mnie spojrzała, jakby domyślała się istnienia moich rozterek. Westchnęłam, uważnie spoglądając na Karolinę, po czym zaczęłam mówić.

– Tak sobie myślę, popatrz, jesteśmy siostrami, na dodatek bardzo do siebie podobnymi, gdzie różnica dwóch lat, nie sprawia nam żadnej różnicy. Ona nie jest widoczna, prędzej nasze charaktery, one są widoczne, nawet dla ludzi, którzy krótko nas znają. I nagle pojawia się Gosia, która twierdzi że mam sobowtóra, gdzieś tutaj na Niebuszewie. Przecież ty jesteś moim sobowtórem, ile już było pomyłek wśród znajomych, gdzie widzieli którąś z nas, nie będąc pewnym czy to jestem ja, czy ty.

– Ale wymyśliłaś. Tyle że ona nas zna, odróżni mnie od ciebie, w końcu są różnice pomiędzy nami, poza tym, również widziałam tę dziewczynę. Niestety, nie przyszło mi do głowy, żeby ją poznać. Ale widać ma, detektywistyczny zmysł, nie zdziwię się, jak zaraz przyprowadzi tamtą dziewczynę. – powiedziała Karolina.

Gosia wypaliła jak z armaty, i tyle ją widziałyśmy. Zastanawiałam się, co robić, bezsensowne siedzenie w samym środku Manhattanu, nie należy do ciekawych zajęć, nawet przy takiej pogodzie. Pomyślałam, poczekam jeszcze z dziesięć minut, po czym zadzwonię do niej, informując, że zrywamy się stąd. Karolina widząc moją zniecierpliwioną twarz, zaczęła się śmiać.

– No co tak patrzysz? – spytałam siostrę.

– Ach, kochana moja. Stał się cud, dałaś się wyciągnąć na Manhattan, ty, która unikasz tłumów, teraz sama w nim jesteś. – odparła ze śmiechem.

– Nie bądź taka przemądrzała – powiedziałam – zaraz zadzwonię do Gosi. Nie będę dłużej tutaj tkwiła.

W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Siostra, z widocznym zainteresowaniem przysunęła się do mnie, chcąc słyszeć głos.

– To Gosia… - szepnęłam. Rozmowa trwała chwilę, na tyle krótko, że Karolina nie usłyszała, co mówi do mnie.

– Będą za piętnaście minut. – wyjaśniłam, odkładając telefon.

– Kto? – spytała zdumiona.

– Gosia z … - nie potrafiłam racjonalnie dokończyć. Mój wzrok przykuło, widoczne zainteresowanie dwóch amatorów piwa, którzy z namaszczeniem sączyli złoty napój, obserwując nas.

– Popatrz – szturchnęłam siostrę – mamy adoratorów.

– Z kim będzie? – spytała zniecierpliwiona.

– Gosia idzie z … no nie wiem, jak to powiedzieć. – powiedziałam zamyślona, odwracając wzrok od dwójki mężczyzn.

* * *

Zastanawiałam się, kim ona może być, jeśli rzeczywiście istnieje. Może żyjemy w światach równoległych, albo z innej czasoprzestrzeni, której zupełnie nie pojmuję. Fizyka zawsze była moją słabą stroną, czego nie potrafiła zrozumieć Karolina, wyśmiewając się ze mnie, gdy chodziłyśmy jeszcze do podstawówki. Na szczęście szybko brałam rewanż, wytykając jej błędy z języka polskiego.

Czy mój sobowtór może być „mrocznym bliźniakiem”, jak choćby u Fiodora Dostojewskiego, albo u Julio Cortazara, gdzie w Grze w klasy, w scenie mającej miejsce w zakładzie psychiatrycznym Oliveira nazywa przyjaciela „Doppelgangerem”. Na szczęście wystarcza mi moja siostra, którą często mylono ze mną. Jednak Karolina ma inne spojrzenie na rzeczywistość, i choć czytała Grę w klasy, to jednak bliżej jej do Magi, niż do Oliveira. Karolina nie jest moim sobowtórem, jest moją siostrą, więc tym samym jest do mnie podobna, i na wyglądzie fizycznym, kończy się nasze podobieństwo. Nigdy nie było sytuacji, w której nas by mylono, raczej mówiono słowa w rodzaju „ale one są podobne…”, i na tym temat się kończy.

Obydwie spojrzałyśmy w alejkę, którą powinna nadejść Gosia z… no właśnie, z kim? Wszystko to było tak nieprawdopodobne, że aż nierealne. Począwszy od faktu, mojej obecności na Manhattanie, gdzie spotkałam się z siostrą. Chociaż akurat po niej mogę się wielu rzeczy spodziewać, ale nie tego, że spotkamy się, na przykład w Parku Kasprowicza. Chociaż po dzisiejszym dniu, wszystko jest możliwe.

Kim jest ta dziewczyna? Czy naprawdę tak bardzo jest do mnie podobna? Jak ma na imię i gdzie mieszka? Myśli miałam rozkołysane, raczej rozwiane przez własne niedowierzanie. Dotąd mnie i Karolinę mylono, zwłaszcza gdy byłyśmy młodsze, uważano nas niemal za identyczne, jak to się mówi, jak dwie krople wody...

– Idą – rzekła do mnie siostra – Na co się gapicie? – popatrzyła na mężczyzn siedzących opodal.

– Daj spokój. – powstrzymałam siostrę, wiedząc, jaki ma niewyparzony język. Tylko kłótni tutaj brakuje, pomyślałam, widząc idącą Gosię razem z… nieznajomą. Im bliżej nas były, tym szybciej pracował mój umysł. Jest moim sobowtórem, czy to tylko wymysł Gosi? Jeśli tak, to jej nie daruję.

– Przedstawiam ci Zosię, twoją niemalże kopię. – powiedziała do mnie Gosia.

– Zośka, to jest właśnie Aśka, o której ci tyle mówiłam, i jej siostra, dwa lata młodsza, Karolina. – zwróciła się do Zosi.

Uniosłyśmy się z krzeseł niemal równocześnie, będąc zaskoczone widokiem dziewczyny, o imieniu Zofia. Jej wygląd, jej podobieństwo do mnie, było uderzające.

– Co was tak zatkało? – odezwała się Gosia.

– Witaj. Jestem Aśka, a to moja siostra, Karolina. – odparłam wciąż wpatrzona w Zofię.

– Wiem, Gosia o wszystkim mi opowiedziała. – powiedziała, patrząc na przemian, na mnie i Karolinę.

– O wszystkim, czyli o czym? – spytała siostra.

– To dłuższa historia. Najpierw się dowiedziałam od znajomych, że widział gdzieś, dziewczynę podobną do mnie. Potem sytuacja się powtórzyła dwukrotnie, od osób nieznających się wzajemnie. Więc pomyślałam, co mi szkodzi, poszukać mojego sobowtóra. – powiedziała do mnie.

– I w końcu trafiłaś na Gosię, która opowiedziała ci o mnie. – odparłam, wskazując na nią.

– Nie, jeszcze była policja. – rzekła, zaskakując mnie i siostrę.

– Byłaś z tym na policji? – spytała zdumiona Karolina.

– Ależ nie. Mam starszego brata, który jest policjantem, więc poprosiłam go o pomoc, taką nieformalną. Ponieważ ma u mnie dług wdzięczności, obiecał mi pomóc… – zwróciła się do siostry.

– I pomógł? – spytała.

- Powiedzmy, że tak. Ale nie pytajcie, co zrobił. – powiedziała do nas.

– Jeszcze jedno pytanie. Gdzie mieszkasz? – spytałam Zofię.

– W Załomiu. Wiem, to dla was koniec świata, ale cóż, dla innych Gumieńce są takim końcem. Nie mogłyśmy się wcześniej poznać, gdyż nie mieszkałam w Szczecinie, tylko pod Stargardem. Tu mieszkamy gdzieś od roku, z moim partnerem.

– Co tam Załom, teraz muszę się oswoić, że naprawdę jesteś. Istniejesz realnie, że nie jesteś niczyim wymysłem, w tym obecnej przy nas Gosi, tylko obecną ciałem i duchem osobą, czyli sobowtórem. Wprawdzie włosy trochę inne, ale twarz, figura, co niektórzy mogą się pomylić – powiedziałam, mając na myśli siebie, kiedy zaprzeczałam słowom Gosi, uznając je za niemożliwe do spełnienia. – Wiesz, nie wiem, co będzie dalej, czy w ogóle będzie coś dalej. Wiesz, jesteśmy tak podobne do siebie, że wydaje się podejrzane. Wiesz, ja i Karolina, już wzbudzamy zainteresowanie, z racji własnego podobieństwa, teraz zaś ty… Nie wiem co powiedzieć.

– Po prostu będziemy, jeśli zechcesz, ty i twoja siostra, mieć kontakt ze mną, może poznacie nas, mnie i Adama… – nieoczekiwanie dla nas, wypowiedziała imię, którego najmniej się spodziewałam usłyszeć.

– Kogo? – spytałyśmy jednocześnie z siostrą.

– Adam. Mój partner, chłopak, narzeczony, z którym mieszkam. – dodała, czym wprawiła nas w osłupienie.

– Wiesz co? Na pewno się spotkamy, dziś już za późno na rozwijanie tematów, które mnie interesują, a które chciałabym poruszyć. – odparłam, celowo omijając imię Adama.

– Wiecie? Muszę jechać, zanim dostanę się do domu, minie sporo czasu, poza tym jestem zmęczona całym dniem. Fajnie, że wreszcie się poznałyśmy, tutaj masz mój numer, koniecznie zadzwoń do mnie. Buziaki, moje sobowtóry. – napisała na skrawku papieru swój numer, i poszła, zostawiając mnie zdezorientowaną.

– Słyszałyście? Zosia ma Adama. – szepnęłam, czym rozśmieszyłam siostrę.

– Zośka ma Adama, Aśka ma Adama, ktoś się pewnie sklonował. – zażartowała, przytulając się do mnie.

– Ważne, że się spotkałyście, że wiecie nawzajem o swoim istnieniu, co dalej będzie, zależy już od was. Ja swoje zrobiłam. – powiedziała z pełną powagą Gosia.

– Właśnie, co będzie dalej? – spytałam filozoficznie.

– Idźmy stąd, głodna się robię. – rzekła Karolina, zbierając puste szklanki.

Ogarnął mnie nieuzasadniony niepokój. Czy to oznacza, że któraś z nas jest „mrocznym bliźniakiem”, szeroko opisywanym w literaturze? Dlaczego akurat teraz poznałam Zofię? Co dalej się wydarzy w moim życiu? Pytania się mnożyły, bez logicznej odpowiedzi. Fakt, dotąd Karolina była tą osobą, niesamowicie podobną do mnie. No, ale to jest moja siostra, na dodatek dwa lata młodsza, więc jaką miała być? Lecz przecież Gosia, pomyślała o mnie, widząc ją pierwszy raz. Nie zadzwoniła do Karoliny, lecz do mnie pytając, gdzie się znajduję. Co myśli o mnie Zofia? Zośka – jak mówi prześmiewczo do mnie siostra, wypowiadając zamiennie nasze imiona. Zośka – Aśka. Niebywałe. O ile Karolina jest do mnie bardzo podobna, z prostej przyczyny, jesteśmy siostrami, o tyle Zofia nie jest spokrewniona ze mną w żaden sposób, tym bardziej nasze fizyczne podobieństwo jest zastanawiające. Do czego ono zmierza? Czy coś się wydarzy?

Przez całą powrotną drogę do domu, milczałam, odzywając się z rzadka, zaintrygowana poznaniem Zofii. Dopiero przesiadając się na tramwaj linii osiem, na Placu Kościuszki, spytałam Gosię.

– O czym rozmawiałyście przed przyjściem do nas?

– Nie o czym, raczej o kim. Oczywiście, że o tobie. Nie było innego tematu – odpowiedziała z uśmiechem, wyjaśniając swoją długą nieobecność – Musiałam jej wyjaśnić, kim jestem, przekonać ją, że jest ktoś taki jak ty, nieprawdopodobnie podobna do niej. Najpierw nie uwierzyła mi, podejrzewając, że ją wkręcam, nie chciała się zgodzić, żeby pójść ze mną. W końcu pokazałam jej zdjęcia, na których jesteś. Mam takie sprzed kilku lat w telefonie.

– No i co?

– Ponieważ lubi nieprawdopodobne historie, zgodziła się pójść ze mną, cały czas zaznaczając, że jeśli to blef, to pożałuję. I tylko modliłam się, żebyście były na miejscu. – powiedziała, chwytając się za poręcz.

– Niebywałe, naprawdę jest podobna, miałaś rację. – odparłam zamyślona.

„Nie dość, że siostra jest moją kopią, no, prawie kopią. – pomyślałam. – To jeszcze pojawia się ktoś taki jak Zofia, budząc we mnie, niespokojne myśli”. Musiałam wszystko w sobie poukładać, gdyż ciągle nie wiem, skąd ona się zjawiła i dlaczego akurat teraz. Z jednej strony dobrze, że nie mieszka na Niebuszewie, z drugiej, gdy usłyszałam, że mieszka w Załomiu, ręce mi opadły. "Nieprędko tam pojadę, jeśli w ogóle..." – powiedziałam wtedy sobie.

– Widzę, że Zośka bardziej cię intryguje, niż ten gość, który twierdził, że nie istniejesz. – zauważyła Gośka.

– Masz rację, ona większą przykuwa uwagę. Poza tym tamten temat uważam za zakończony. Nie ma potrzeby do niego wracać. – odpowiedziałam do niej.

– Racja. Masz siostrę, teraz masz Zośkę, można wśród was wybierać, kto, co pisał. – zażartowała, wysiadając z tramwaju.

– Głodna jestem, ty pewnie też, Karolina się ulotniła, więc same sobie coś zrobimy. – powiedziałam, nie zwracając uwagi na jej słowa.

Usiadłam na łóżku zmęczona całym dniem. Był już wieczór, w głowie miałam istny rozgardiasz. Zupełnie nie wiedziałam, co myśleć o Zofii, i co wyniknie z naszej znajomości, do której zresztą podchodzę z wrodzoną rezerwą, nieufnością, która podpowiada mi, żeby uważać. Uważać na kogo? Na Zofię? Wygląd wyglądem, ale liczy się charakter. Jedno odbyte spotkanie nie oznacza, że staniemy się przyjaciółkami. Właściwie, dlaczego akurat w Szczecinie mieszka mój sobowtór? Nie na przykład w Rzeszowie lub w Białymstoku. Czy to ma jakieś znaczenie? Wreszcie, czy Zofia jest podobna do mnie czysto fizycznie, bez tych wszystkich zdrowotnymi przypadłości, którymi jestem obarczona? Wreszcie, czy to zwykły przypadek, gdy wymieniła imię Adam? Przecież nikt z nas nie wspomniał, nie powiedział, że mam kogoś o takim samym imieniu. Wreszcie, wreszcie, wreszcie… Co z tego wyniknie? Włączyłam sobie moją ukochaną Ajeet, czując, że odpływam z nadmiaru wrażeń, spowodowanych nieoczekiwanym pojawieniem się Zofii, mojego prawdziwego sobowtóra. Wkrótce poczułam ogarniającą mnie senność, spowodowaną niecodziennym popołudniem i nieprawdopodobnym zdarzeniem, które wówczas nastąpiło. Poznałam sobowtóra.

* * *

Muszę się z nią spotkać. Za dużo jest we mnie znaków zapytania, wątpliwości, et cetera. Chwyciłam za telefon, wybierając jej numer. Co ma być, i tak będzie, wiem to na pewno…

– Witaj. Jesteś zdziwiona moim telefonem? – powiedziałam.

– Cześć. Nie, nie jestem. Choć myślałam, że znacznie później zadzwonisz. – odparła.

– Później? Nie, zbyt dużo pytań jest we mnie, dotyczących ciebie… Spotkamy się? – spytałam niepewnym głosem.

– Oczywiście. Ale nie dziś, mam dzień zawalony. Możemy jutro się spotkać, na przykład po południu, o piętnastej przy Bramie Portowej. – odpowiedziała szybko, czym bardzo mnie ucieszyła.

– Super. Będę na pewno. – odłożyłam telefon mile zaskoczona jej chęcią spotkania. W myślach miałam już przygotowany zestaw pytań, które chciałam jej zadać. Lecz jak znam siebie, plan planem, zaś rzeczywistość będzie zupełnie inna.

Spotkać Zofię, czy to będzie jak spojrzeć w lustro? Fizyczne podobieństwo to raz, widziałyśmy się, zgoda, ono jest, lecz czy to jest najważniejsze? Jest jeszcze sfera duchowa, która może okazać się nieporozumieniem, rozczarowaniem, tak dla mnie jak i dla niej. Zaraz, zaraz, przecież nawet nie wiem, jakie i czy w ogóle, ma jakieś oczekiwania wobec mnie. Jakie ja mam? Zastanowiłam się nad tą myślą, nie znajdując sensownej odpowiedzi. Może dlatego, że ich nie mam? Może dlatego, że intryguje mnie fakt spotkania własnego sobowtóra? Pomyślałam – bądź sobą, taką, jaką jesteś codziennie, taką, jaką cię poznała, bez żadnych udziwnień. Chociaż, dobrze wiem, że wobec obcych osób jestem nieufna i zamknięta w sobie, to jednak zastanawiałam się, czy ta reguła będzie dotyczyła również Zofii. Ponieważ czułam, że mam do niej kilka pytań, należących do sfery prywatnej, wiedziałam, że powinnam być dla niej otwarta. W końcu nie jest jakimś przypadkowym przechodniem, lecz moim sobowtórem. Fizycznym odbiciem mnie samej. Lecz czy tylko fizyczne?

Westchnęłam, nie znajdując żadnej sensownej odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. W końcu pomyślałam, będzie, jak będzie, przecież nie mam wobec niej, żadnych oczekiwań. Bardziej ciekawość mnie do niej pcha, jak, skąd i dlaczego…

Następnego dnia, pojechałam wcześniej do centrum miasta, pchana ciekawością i chęcią spotkania Zofię... Zaśmiałam się do siebie, uzmysławiając sobie własne zachowanie. No tak, czy idę na randkę, że tak mnie, pcha? No tak, pomyślałam, to nie jest jakaś tam dziewczyna, koleżanka, czy jakby tam nazwać. Ona jest moim sobowtórem, który pojawił się nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co. Nie wiem o niej nic, nasza pierwsza rozmowa, była tyleż ogólnikowa, co bez znaczenia. Ot, trochę o tym, trochę o tamtym. Spotkamy się ponownie, może coś w głowie się rozjaśni. Może…

– Witaj, piękna. – powiedziała na mój widok, siadając tuż przy mnie.

– Witaj. – roześmiałam się, słysząc jej słowa. Powiedziała to w sposób niemalże identyczny, jak ja do mojej siostry.

– Wiesz, czuję się jak na pierwszej randce, tylko że zamiast chłopaka, jesteś ty. Niemniej emocje są zbliżone. Tamto spotkanie, na Manhattanie, było całkowicie przypadkowe. Wiesz, rozumiesz… – powiedziałam.

– Wiem, wiem. Sama byłam zaskoczona tym, że gdzieś tutaj, w tym mieście, chodzi mój sobowtór. Nie uwierzyłam, zresztą długo nie wierzyłam, dopóki nie ujrzałam cię. – odparła Zofia.

– Mieszkasz tutaj od urodzenia? – spytałam.

– Ja tak, urodziłam się tutaj, w Szczecinie, ale moi rodzice pochodzą z okolic Przemyśla. Wiesz, Szczecin od zawsze był miastem napływowym. Tutaj urodziłam się, stąd pochodzi mój chłopak…

– Ma na imię Adam. – przerwałam jej.

– Tak, skąd wiesz? – spojrzała na mnie zdumiona.

– Coś powiedziałaś ostatnio w rodzaju „mój Adam”, zapamiętałam to, gdyż również mam kogoś bliskiego o tym samym imieniu. – Zofia spojrzała na mnie zaskoczona.

– Byłoby fajnie spotkać się we czwórkę, ja ze swoim Adamem, ty ze swoim. – zauważyłam.

– Ile jeszcze mamy wspólnych cech? – szepnęła konfidencjonalnie, nie zwracając uwagi na moje słowa.

– Nie wiem, może im więcej będziemy ze sobą rozmawiały, tym szybciej siebie poznamy – spojrzałam na nią uważnie – Na dobrą sprawę, nie wiem, co nam przyniesie nasza znajomość. Tyle naczytałam się o sobowtórach, niekoniecznie pozytywnych rzeczy…

– Nic złego się nie stanie, wiem to na pewno. – uśmiechnęła się lekko, wpatrując się we mnie.

– Taa, takim jak my, nic nie może się przydarzyć. To chciałaś powiedzieć? – spojrzałam na nią.

– No, coś w tym rodzaju. – odparła.

– Wiesz, chodź, przejdziemy się trochę, jest tak przyjemnie, tu blisko jest taki mały park. – zaproponowałam Zofii.

Wstałyśmy z ławki, kierując się w stronę parku. W myślach nadal miałam rozgardiasz, czułam, że wszystkie myśli, pytania do niej, uciekają gdzieś, nie wiadomo gdzie. Jak mogłam czuć się w obecności sobowtóra? Czy ona, czyli Zofia, także ma takie wątpliwości? Czyli jakie? Zastanawiałam się. Czy spotka nas to samo? Czyli co? Obydwie wpadniemy pod tramwaj? Bez sensu. Do niej tramwaj nie dochodzi, ja również mam sporo do niego. Bez sensu.

– Tutaj mieszkasz, pracujesz… – odezwałam się po chwili, nie kończąc zdania. Spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem, jakby wiedziała, czuła, że chcę, dużo o niej wiedzieć.

– Tu spotkałam sobowtóra, właściwie to ty mnie znalazłaś… – odparła, nie kończąc zdania.

– Gosia mi o tobie powiedziała, co wydało mi się niedorzeczne, wręcz nierealne, jakby z czyjejś powieści wzięte. – spojrzałam na nią uważnie, chcąc przekonać się, że naprawdę istnieje.

– Chcesz powiedzieć, że piszesz? – spytała dyskretnie. Na chwilę zamilkłam, bowiem nie wszystkim opowiadam, co robię, ale po chwili wahania, odpowiedziałam.

– Tak, piszę, zarówno prozę jak i poezję. – po czym spojrzałam, oczekując jej reakcji. Uśmiechnęła się tylko, nic przez dłuższą chwilę nie mówiąc.

– Proza i poezja. Więc to jest twój świat. Nierealny, choć stworzony. Wyimaginowany, ale nie do końca. Tworzysz go, za pomocą słowa, zastanawiając się, jak bardzo jest on prawdziwy. Bo on jest prawdziwy, bo ty tam jesteś. Rozumiesz? – wypowiedziała słowa, które były moimi słowami, myślami, nie do końca rzeczywistymi. Zaskoczyła mnie nimi. Nie bardzo wiedziałam, co jej odpowiedzieć.

– Tak, to jest mój świat. Nie do końca zbadany i zrozumiały. Może w nim błądzę, nie wiem, czas pokaże, co chcę uzyskać, dokąd dojść. – spojrzałam na Zofię, kierując nas w stronę ławki.

– Wiesz, kiedyś pisałam wiersze, ale przestałam, są inne, lepsze ode mnie. Nie, nie czytałam nic z twojej twórczości, bo niby kiedy?! Jeszcze kilka dni temu, nic nie wiedziałyśmy o swoim istnieniu, a gdy już dowiedziałyśmy się, uznałyśmy to, za niedorzeczne… – mówiąc do mnie, nieoczekiwanie ścisnęła moją dłoń, jakbyśmy były rodzonymi siostrami.

Pomyślałam, dziś nie dowiem się o niej tego, co chciałabym wiedzieć, Zofia zaś, nie dowie się nic więcej o mnie. Nie dowie się, kim jest Adam i dlaczego właśnie on, nie dowie się o Karolinie, nie dlatego że nie chcę, lecz dlatego, że jest to cała opowieść, której nie da się opowiedzieć, podczas jednego spotkania. Na to trzeba więcej czasu i zaufania. Poza tym Zofia nie wie nic, o moich przypadłościach, dolegliwościach, i chyba długo nie będzie wiedziała. Zresztą, podobnie jest na odwrót, oprócz fizycznego podobieństwa, czyli sobowtóra, niewiele o niej wiem. Ma Adama – partnera, z którym jest na co dzień, mam Adama – Mlecznego Brata, który wypełnia moje życie od lat. Musi więcej być naszych spotkań, rozmów, które być może, dadzą nam więcej wzajemnego zrozumienia. Nie potrafię, tak nagle, opowiedzieć o sobie, to co, leży głęboko we mnie wciśnięte, pomiędzy serce i serce. Tak potrafię rozmawiać, z kilkoma osobami z najbliższego otoczenia. Nie potrafię, nie chcę, nie mogę, tak po prostu, przed kimś się otworzyć, choćby był moim sobowtórem. Czy ona myśli podobnie? Nie wiem. Jeśli zaś tak właśnie myśli, jak ja, ucieszę się, będzie to kolejny dowód naszego podobieństwa. Ale, ale, ciekawe czy ma bliznę, pod lewą piersią… Bynajmniej, nie spytam jej o to, byłoby to cokolwiek niestosowne, przez co mogłabym zepsuć rodzącą się naszą relację. Wszystko wymaga czasu.

Co myślisz o mnie, Zofio, Zosieńko? Oprócz tego, że nawet nasze imiona, brzmią podobnie,

Zosieńka – Asieńka. Czy na tym się skończy? Poza tym moja siostra Karolina jest do mnie bardzo podobna, choć charakter ma zupełnie odmienny. Dlaczego więc Gosia, od razu pomyślała o mnie, nie zaś o mojej siostrze? Uczciwie powiem, nie wiem. Nie wiem, kim będziesz dla mnie, kim będę dla ciebie. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, pierwszy raz poznaję sobowtóra, który… Właśnie, który co? Odmieni moje życie? W jaki sposób? Czy ty również, masz huśtawkę myśli?

– Masz mi coś do zarzucenia? – niespodziewanie powiedziała do mnie.

– W tej chwili absolutnie nie – powiedziałam do Zofii. – Ale zobaczymy jutro, gdy prześpię się, z własnymi myślami, mam nadzieję, że zapamiętam wszystkie twoje słowa.

– Mam nadzieję, że spełni się marzenie. – powiedziała do mnie.

Niektórzy mylą moją siostrę ze mną, co brzmi zabawnie, lecz prowadzi wyłącznie do takich sytuacji. Zabawnych.

– Jaka jesteś podobna do Aśki. – mówią do Karoliny, czym wzbudzają szalony jej śmiech. Jak teraz zareagują znajomi, którzy nagle ujrzą w drzwiach mnie i Zofię? Cieszył ich mój i siostry widok, są przyzwyczajeni do nas, w końcu jesteśmy siostrami. Wprawdzie Karolina jest młodsza, lecz w niczym to nie zmienia faktu, że jesteśmy siostrami. Ale sobowtór? To wymyka się wszelkiej wyobraźni, zostawiam więc wyobraźnię w spokoju, zadowalając się faktami, które zaistniały w moim życiu. Coś podobnego...

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation