Ostatni łowca północy (1): Klient nasz Pan / Blanka Banaszyńska

Drukuj

            Wiedziała, że to nie będzie zwykłe zlecenie już wtedy, gdy zobaczyła drogą papeterię z zielonym liściem Leśnych Elfów, gdy zeszła po pocztę tego ranka. Nawet Jednooki Joe uśmiechał się do niej bezzębnym uśmiechem, co było prawdziwą rzadkością. Najwyraźniej wyczuł grubą kasę. Miał nosa do takich spraw. Ale do zapachu swoich gości już niekoniecznie.

            Dlatego siedziała teraz w tej cuchnącej knajpie, sącząc piwo wymieszane z pomyjami, w otoczeniu mężczyzn cuchnących pomyjami. Sama nie wiedziała co gorsze.

            Co jakiś czas rozglądała się dyskretnie po lokalu, wypatrując swojego potencjalnego zleceniodawcy. Powinien być wysoki i szczupły, odziany w zielony płaszcz z kapturem, zakrywającym jego długie, złote włosy i jasnoniebieskie oczy. Typowy Elficki żołnierz.

            Dlatego wcale się nie zdziwiła, gdy ktoś taki stanął nad jej brudnym stolikiem.

– Można? – zapytał, a ona od razu poznała melodyjny akcent Leśnych Elfów. Zmierzyła bacznym spojrzeniem jego zieloną pelerynę i uniosła brew. Naprawdę, mogliby być mniej przewidywalni.

– Naturalnie – bąknęła, wykrzesując z siebie odrobinę kultury osobistej. Dobre pierwsze wrażenie na kliencie robi się tylko raz.

            Zakapturzona postać zajęła miejsce naprzeciwko. Po chwili spod kaptura błysnęły długie, złote włosy i błękitne oczy. Przełknęła głupi uśmiech.

– To ty? Wybacz, ale muszę sprawdzić – odparł, a ona westchnęła, tłamsząc w sobie chęć wywrócenia oczami. Bez słowa zdjęła skórzaną rękawiczkę bez palców z prawej dłoni i dyskretnie pokazała mu jej wnętrze. Elf kiwnął głową. – Nazywam się Elterr, jestem Królewskim Jeźdźcem. – Przedstawił się przyciszonym głosem. Królewskim. No proszę.

– Już wiesz kim jestem, więc chyba nie muszę się przedstawiać – mruknęła, wciągając rękawiczkę. Elterr ponownie kiwnął głową i skinął na cycatą kelnerkę, która momentalnie pojawiła się przy ich stoliku.

– Poproszę szklankę wody – odparł Elf, a ona spojrzała na niego dziwnie swoimi żółtymi oczami bez białek. Szklanka wody to coś nowego w knajpie, w której serwuje się tylko paskudne piwo i jeszcze gorsze jedzenie. – Może przejdźmy do sedna – zaproponował Elterr, gdy kelnerka odeszła, a Mistrz wbiła w niego uważne spojrzenie. – Jak już pewnie się domyśliłaś, to zlecenie nie będzie zwyczajne. Pochodzi ono od samego… – urwał i nachylił się do niej nieznacznie. – Króla – dodał, ściszając głos. Fiu, fiu. Szykuje się niezła kupa złota. –Mroczny Książę Mistroth chce poślubić Księżniczkę Alalię. Jednak Król nie zamierza do tego dopuścić. I tutaj pojawiasz się ty. – Elf wskazał na nią długim palcem. Jej lewa brew poszybowała wysoko. – Jak pewnie wiesz, Forteca w Lus al Note jest chroniona przez tak potężne czary, że nawet Mroczne Elfy nie są w stanie jej zdobyć. Twoje zadanie polega na… – W tym momencie urwał, uśmiechając się do kelnerki, która postawiła przed nim szklankę podejrzanie mętnej wody. Żółtooka odpowiedziała strasznym uśmiechem, błyskając kłami. Gorszego momentu na bycie dobrą kelnerką wybrać nie mogła. – Twoje zadanie polega na bezpiecznym dostarczeniu Księżniczki Alliai do Fortecy w Lus al Note, by uniknąć małżeństwa z Mrocznym Księciem. – Dokończył, a ona przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, starając się ukryć fakt, że ją zaskoczył. – Allia, znaczy Księżniczka, nie może być narażona na najmniejsze choćby niebezpieczeństwo – dodał, poprawiając się szybko. Jej lewa brew wróciła na swoje wcześniejsze miejsce. Jeszcze potrafiła czytać między wierszami.

– Czyli mam eskortować waszą Księżniczkę – odezwała się wreszcie, wskazując na Elfa palcem. – Stąd. – Postukała brudny stolik. – Aż do Lus al Note po drugiej stronie Grisu. – Wyciągnęła rękę daleko przed siebie. – Tak, by eskortowanej nie spadł włos z głowy?

– Oczywiście zostaniesz sowicie wynagrodzona – jej towarzysz dodał szybko, a ona wyciągnęła się wygodnie na krześle, rozciągając usta w uśmiechu.

– Bułka z masłem – odparła. Dostrzegła cień uśmiechu pod jego kapturem. Bez słowa wyciągnęła do niego swoją dłoń, a on po chwili ją uścisnął, oficjalnie dokonując układu.

            Będzie z tego kupa złota. Oj tak.

***

            Przed knajpą stał biały powóz z brzozy, opleciony zielonymi kłączami. Dwa białe jednorożce rżały cicho, skubiąc trawę. Woźnica w długim płaszczu drzemał na swoim miejscu, ściskając bat w dłoni. Żółtawe światło świetlików dochodziło z wnętrza powozu. Kilku Leśnych Strażników kręciło się wokół karocy, łypiąc groźnie na każdego, kto tylko odwrócił głowę w ich kierunku.

No cóż. Bardziej rzucać się w oczy już chyba nie można.

Strażnicy na widok Elterra z kimś obcym aż cali się spięli. Jej towarzysz powiedział coś do nich ściszonym głosem w języku Elfów. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, cała trójka cofnęła się o kilka kroków, nie przestając rzucać jej nieufnych spojrzeń.

Elterr dał jej znak, by zaczekała chwilę przed karocą, a sam wszedł do środka. Klient nasz pan. Choć ona osobiście jeszcze nigdy nie miała pana.

Spojrzała na trójkę Leśnych Strażników, stłoczonych w równym rządku obok powozu. Byli tak idealnie ustawieni, że aż chciało jej się śmiać.

Podeszła do nich tanecznym krokiem, bujając się w wysokich, okutych butach przybysza z Północy. Długi brązowy płaszcz z kapturem ciągnął się za nią. Maska schowana za grubym pasem spodni wbijała się lekko w jej brzuch. Arsenał mieczy, sztyletów i noży podskakiwał, a ona czuła jego znajomy ciężar. Rozciągnęła kształtne usta w uśmiechu, patrząc na pierwszego z nich – szatyna o niebieskich oczach i szerokich ramionach.

– Jesteś gotów zrobić dla Księżniczki wszystko? – zapytała niezbyt dyskretnie, aż przechodzący obok Krasnolud posłał jej dziwne spojrzenie. Żołnierz wytrzeszczył oczy, zbaraniały.

– Tak – odrzekł niskim głosem, patrząc jej prosto w twarz. Z pewnością.

– Wspaniale – mruknęła, uśmiechając się szerzej. – W takim razie, weź swoich kolegów, karocę, śpiącego woźnicę i wracajcie skąd przyszliście – odparła, odsuwając się od niego. Leśny Strażnik uniósł brwi, a jego towarzysze spojrzeli na niego niepewnie.

– Nie wiem kim pani jest…

– Doskonale wiesz – przerwała mu z iskierkami wesołości w oczach, a on zamknął usta, patrząc na nią twardo.

– Tak, masz rację. Wiem kim jesteś. Mistrzu – powiedział, a ona z szerokim uśmiechem zatknęła kciuki za pasek spodni, odwracając się do niego plecami. Prawie widziała jak jego koledzy patrzą na niego zaskoczeni. – To nie znaczy jednak, że na twoje polecenie odejdziemy, zostawiając Księżniczkę. Z tobą – dodał, a ona zatrzymała się w pół kroku, unosząc brwi. Obejrzała się na niego, szczerząc zęby.

– Doprawdy?

            Następnie stało się jednocześnie kilka rzeczy. Leśny Strażnik dobył miecza, a zaraz potem pozostała dwójka, ona chwyciła za rękojeść noża, a drzwi karocy otworzyły się, ukazując Elterra ze zdziwioną miną na widok wyciągniętych mieczy żołnierzy.

– Co tu się dzieje? – zapytał Elterr, marszcząc jasne brwi. Jego mordercze spojrzenie spoczęło na Leśnych Strażnikach. Zaraz potem na niej.

            Brązowowłosy elf schował miecz, skłonił głowę z szacunkiem i wskazał na Mistrza.

– Chciała byśmy zostawili Księżniczkę bez ochrony – odparł, a ona spiorunowała go wzrokiem. Elterr uniósł brew.

– Mistrzu? – zapytał. Westchnęła.

– Naprawdę jesteście tak durni, czy tylko udajecie? – fuknęła, aż wszystkie Leśne Elfy spojrzały na nią oburzone. Nawet woźnica, który najwyraźniej się obudził. – Chcecie bym eskortowała Księżniczkę przez cały kraj aż do Fortecy w Lus al Note, unikając wszelkich niebezpieczeństw, a zwłaszcza Mrocznych Elfów – wyrecytowała, a Elterr lekko skinął głową. –Więc jak, do diabła, mam to zrobić nie rzucając się w oczy, gdy Księżniczka będzie podróżować z całą tą obstawą? – żachnęła się i na chwilę zapadła cisza. Pierwszy przerwał ją Elterr.

– Dobrze. Zatem Leśni Strażnicy wrócą do Lias ul Thien – zadecydował, a żołnierze spojrzeli na niego, unosząc brwi. Uciszył ich gestem ręki.

– Razem z karocą i woźnicą – dodała Mistrz, a Elterr musiał ich ponownie uciszyć. Posłała im szeroki uśmiech.

– Jak więc zamierzasz podróżować? – spytał szatyn, a ona spojrzała na niego, unosząc lewą brew.

– O to się nie martw – odrzekła tylko.

            W tej samej chwili z karocy wyszła Księżniczka Allia, najwyraźniej zwabiona podniesionymi głosami.

            Elfy spotyka się rzadko, a Elfickie księżniczki praktycznie nigdy. Dlatego Mistrz była jednocześnie rozbawiona i zdziwiona jej wyjątkową urodą.

            Miała długie, czarne włosy, okalające lśniącymi kaskadami jej drobne ciało w zwiewnej, białej sukni. Biała twarz o delikatnych, szlachetnych rysach była miła i łagodna. Mały nosek, duże, różowe usta, szpiczaste uszy i ciemne brwi dodawały jej tylko urody. I te wielkie, błyszczące, zielone oczy. Była po prostu śliczna.

            Ale nie wyglądała na taką, która z własnej woli zostawia pałacowe wygodny na rzecz długiej podróży z samym Mistrzem.

            Jej ciekawskie spojrzenie omiotło wszystkich wokół i spoczęło na jedynej, oprócz niej, kobiecie w grupie.

– Ty jesteś Mistrzem? – zapytała, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać, a Mistrz uniosła brwi. Księżniczka nie kryła zdziwienia i jakby… rozczarowania. Mistrz podniosła brodę wyżej.

– We własnej osobie – odparła, kłaniając się teatralnie. Allia zmarszczyła brwi, przekrzywiając głowę.

– Myślałam, że będziesz bardziej… – urwała, szukając odpowiedniego słowa.

– Męska? – podsunęła Mistrz, a Księżniczka skinęła niechętnie głową. – Nie ty pierwsza– mruknęła. Księżniczka spuściła głowę, oblewając się rumieńcem. – Nie martw się Księżniczko. Zapewniam, jestem bardziej męska od całej gromady tych kipiących testosteronem jaskiniowców – zapewniła, wskazując na Leśnych Strażników, którzy posłali jej wściekłe spojrzenia. Zupełnie nie zwracając na nie uwagi, klasnęła w dłonie. – No, gotowa do podróży? – zapytała, a Księżniczka skinęła głową. – Doskonale. W takim razie weź swój bagaż, a ja załatwię nam transport – odparła i po chwili włożyła dwa palce w usta i głośno zagwizdała.

– Eeem, bagaż? – powtórzyła niepewnie Elfka, nerwowo skubiąc rękaw sukni. Mistrz siknęła głową, rozglądając się dookoła. Gdzie on jest? Znowu zasnął w jakich krzakach? – Co masz na myśli mówiąc „bagaż”? – Mistrz spojrzała na nią, unosząc brwi. Księżniczka uśmiechnęła się nieznacznie i wskazała na górę ogromnych walizek przymocowanych do dachu powozu. Brwi Mistrza uniosły się wyżej.

– Nie weźmiemy tego wszystkiego.

– Ale…

– Nie.

– Przecież…

– Nie ma mowy.

– One są…

– Nie i już. – Mistrz przerwała jej w pół zdania, a Księżniczka nachmurzyła się jak obrażona pięciolatka. Wyglądała jakby z całych sił powstrzymywała się od tupania nogą.

– Jestem Księżniczką Leśnych Elfów, córką Zielonego Króla i rozkazuję ci…

– Wyjaśnijmy sobie jedno, paniusiu – wtrąciła Mistrz, a wszystkie Elfy aż wciągnęły głośno powietrze. Pewnie jeszcze nie słyszały żeby ktoś w taki sposób zwracał się do Księżniczki. –Jestem Łowcą. A Łowcy nie mają pana, nie słuchają czyichś rozkazów, nie klękają przed nikim, nie są sługami. Więc nie tup nóżką i nie groź mi twoim ojcem, bo odeślę cię z powrotem do Lias ul Thien, gdzie w końcu dopadnie cię ten sukinsyn Mistroth i nawet twój tatuś cię nie uratuje – warknęła, aż Księżniczka Allia zbladła gwałtownie. Jeden z żołnierzy wyciągnął nawet miecz, ale ona powstrzymała go ruchem ręki. Mistrz uniosła kąciki ust.

– Nie zrobiłabyś tego – odparł Elterr nie tak pewnym głosem. Mistrz spojrzała na niego, unosząc ciemną brew.

– Chcesz się przekonać?

            I dokładnie w tym momencie z pobliskich krzaków wyskoczył warczący biały wilk rozmiarów niedźwiedzia. Tylko sprawne ucho Łowcy z Północy mogło odróżnić wściekłe warczenie od tego zirytowanego. A to było zdecydowanie tym drugim.

            Leśni Strażnicy wyciągnęli miecze i ciasnym kółkiem otoczyli Księżniczkę i Elterra. Jednorożce zarżały, wiercąc się. Woźnica ledwie je utrzymywał.

– Co to za stworzenie? Nigdy czegoś takiego nie widziałem! – odparł Elterr, osłaniając własnym ciałem Księżniczkę.

– To demon! Żaden wilk nie jest tak duży i tak biały! – wykrzyknął jeden z żołnierzy. Mistrz tylko się uśmiechnęła i wyciągnęła dłoń do wilka. Ten ponownie warknął, mierząc ją spojrzeniem brązowo-niebieskich oczu. A potem doskoczył do niej i ugryzł jej rękę.

            Tak to przynajmniej wyglądało z daleka.

            Mistrz westchnęła.

– Maia, ty stara bestio. Wybacz, że przerwałam ci drzemkę, ale mamy robotę – odparła, a wilk jeszcze raz spojrzał na nią z wyrzutem, a potem wypluł jej dłoń. Była cała mokra od lepkiej śliny. Mistrz zgromiła wilka spojrzeniem, ale ten wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. – Doprawdy Maia, jesteś szalenie profesjonalny – fuknęła do bestii, a ona machnęła ogonem. Mistrz westchnęła ciężko, wycierając oślinioną dłoń w bok wilka, co jemu się najwyraźniej nie spodobało i spojrzała na gromadkę Elfów, wyciągającą w jej kierunku ostre miecze. – Elfy, przedstawiam wam Transport. Transport, poznaj Elfy. – Uśmiechnęła się, a wilk kichnął na nią, oburzony. Elfy przez chwilę zerkały to na nią, to na ogromnego wilka, jakby czekały tylko aż Mistrz powie, że tylko żartowała i dwa konie czekają na nią za lasem. Odchrząknęła.

– Jak to transport? Chcesz żeby księżniczka podróżowała na… na tym niedźwiedziu? – zapytał Elterr, wskazując na Maię, który prychnął na wzmiankę o niedźwiedziu.

– Hej, wiem, że Maia jest tłusty, ale pracujemy nad tym, okej? – fuknęła, a wilk spojrzał na nią z ukosa. – Poza tym, Maia jest wilkorem, wilkiem z Północy, więc jego rozmiar jest zupełnie normalny… Choć faktycznie, ostatnio trochę mu się przytyło – odparła, kiwając głową. Maia trzepnął ją ogonem. – No co? Mówię jak jest – rzuciła do niego, a on zmrużył tylko swoje dwukolorowe oczy. – Wilkory są zupełnie bezpieczne, jeśli się umie z nimi obchodzić. A zapewniam, potrafię się z nimi obchodzić. Wychowałam się wśród nich – dodała, chcąc trochę uspokoić Elfy. Ale one jakoś nie wyglądały na uspokojone. Wręcz przeciwnie. – On jest milutki, widzicie? – wskazała na Maię, który kichnął na nich, uniósł dumnie pysk i odwrócił się do wszystkich zadem. Mistrz westchnęła. – Maia, naprawdę, to zły moment na strzelanie fochów – fuknęła, dźgając wilkora czubkiem buta. Maia zupełnie ją olał. – Oh, Maia no! Przestań wreszcie! Robisz mi wstyd przed klientami! – Zero reakcji. Mistrz zacisnęła zęby i podeszła do wilkora, starając się go podnieść. Przez kilka chwil sapała i stękała, starając się ruszyć wielkie cielsko bestii, a Elfy patrzyły zdumione na jej wyczyny. W końcu zrezygnowała, stwierdzając, że to nie ma sensu. – Ty… gruby… jamniku – wysapała, a wilkor ponownie pacnął ją włochatym ogonem.

– Może ja pomogę? Znam się na zwierzętach – zaproponowała nagle Księżniczka, a wszyscy zebrani spojrzeli na nią zdumieni. Mistrz uniosła wysoko brwi, ale kiwnęła głową bez słowa. Allia niepewnie zbliżyła się do wilkora, łypiącego na nią groźnie. Wyciągnęła do niego białą dłoń, a Maia, po chwili gapienia się na nią jak na największego wroga, powąchał ją, a zaraz potem zrobił coś, co wytrąciło z równowagi nawet Mistrza – polizał ją. Allia uśmiechnęła się i pogłaskała wilka po wielkim łbie. – Aleś ty śliczny! – zacmokała, a Maia wyglądał na bardzo zadowolonego z faktu, że piękna Elficka Księżniczka mizia go za uchem. Mistrz wywróciła oczami.

            I już miała powiedzieć coś o jego tłustym zadku, gdy w oddali zabrzmiały bębny i krzyki. Wszyscy zamarli na chwilę, patrząc w dal. Za wzgórzem wznosiły się kłęby czarnego, gęstego dymu. Wioska płonęła. I jeszcze te bębny, Mistrz doskonale znała ten rytm. Ostatni raz słyszała go, gdy Mroczne Elfy najechały jej miasto.

            Zareagowała błyskawicznie.

– Walizka! – krzyknęła do zbaraniałych Elfów, które wciąż patrzyły na płonące miasto. Elterr szybko rzucił jej jedną, a ona złapała ją jeszcze w locie i pomogła Księżniczce wsiąść na Maię. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.

– Proszę, uważaj na nią – poprosił Elterr, a błaganie w jego oczach i troska o Księżniczkę sprawiły, że jej zimne serce drgnęło. Ściągnęła rysy, by ukryć wszelkie emocje i kiwnęła głową.

– Wy na siebie też. Jedźcie do Doliny Głupców, a potem Wąwozem Kamiennych Golemów. Jeśli będziecie wystarczająco szybcy, nie zorientują się, że tu byliście – odparła i tym razem Elf skinął głową. Mistrz wsiadła na wilka, a Księżniczka złapała ją mocno w pasie. Ostatni raz spojrzała na Elterra i ruszyli w las, tak szybko, że został po nich tylko kurz.