W stronę Boskiego chaosu / Dawid Szombierski

Drukuj

– […] nie wiemy nawet, czy tak duży jest wszechświat, a ludzie chcą tam lecieć! – powiedział poirytowany fizyk, który nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo filozoficznie zabrzmiały jego słowa. Pragnienie ludzkie rodzi potworny brak, rozlewający się na nieskończony mrok kosmosu, przepełniony martwymi gwiazdami, z tej czeluści będącej sadzą istnienia można zrobić tusz, aby dać upust marzeniom, przez zapisanie tego, co się czuje i myśli. Tak stwarza się obiektywną na pewien czas treść, stykającą się ze światem w sposób niewidoczny, niczym palec Boga, który może modulować plastikowy świat – podobnie jak teorie wpływają na dane zmysłowe, nadając im kształt.

– Imponujące, ale… – odrzekła machinalnie piękna i inteligentna kobieta, oplatająca swego rozmówcę czystym spojrzeniem. Speszyła się tym, że zaczęła mówić, zanim przemyślała swoje stanowisko. Problem leżał w zagadnieniu, które pijany niejasno sformułował. Nie sposób odpowiedzieć na wiele pytań, jednak ich analiza zwykle wykazuje niedorzeczność, kryjącą się pod mgłą patosu. Stratą było dla mnie to, że nie poznałem jej poglądów. Prowadzący rozmowę nie mógł podzielić mojego stanowiska, gdyż skupiał się za bardzo na tym, aby mówić.

Siedzieliśmy przy okrągłym dębowym stole. Otaczał nas mrok. Miałem wrażenie, że nie mogę weń upaść. Nie wiem dlaczego. Zapewne przez to, że było mi wszystko jedno, ale być może czułem się tak, jakbym dotknął kamienia węgielnego struktury świata. Nie rozpaliłem ognia zdolnego do wywrócenia perspektywy. Zajmował mnie spokój.

Odpłynąłem od rozmówców w stronę myśli, narzucających mi się mimowolnie. Ukształtowały one fioletowy kwadrat, mieniący się na niezliczoną ilość odcieni, emanujących blaskiem absolutu, jednak poza jego granicami panowała niepodzielnie czerń. Cisza i jasność przeplatały się ze sobą harmonijnie. Figura była obrócona, funkcję szkieletu pełnił niewidzialny krzyż – możliwe, że niewyrażalny symbol cierpienia oznaczał coś fundamentalnego, jednak wydaje mi się, że tylko przez swą ułomność to dostrzegam. W dolnym kącie tańczyły jak oszalałe małe przedmioty, przypominające śruby lub metalowe grzyby. Miałem wrażenie, że ktoś na nie bezwzględnie dmucha, jednak nie było mi dane znalezienie źródła. Wytworzyła się mgła. Pole figury zaczęło pękać, a następnie szczątki zostały wchłonięte do otchłani.

Siedziałem sam. Zanim poszedłem w swoją stronę, uderzyła mnie reminiscencja. Ojciec mój, który w dojrzałości swej pewnie rozwiązywał zagadki, opowiadał mi kiedyś o warunkach, które musi spełnić otoczenie, aby powstało życie. Niezadowolony spytałem go:

– Dlaczego istnieje życie?

– A czy musi istnieć jakiś powód, dla którego coś istnieje? A jeśli jest, to czy coś o nim możemy wiedzieć? Jednak założenie, że istnieje taki powód, przysparza kolejnych problemów, gdyż prowadzi nas ono do pytania o rację istnienia tego powodu. Droga w nieskończoność czeka Cię mój drogi, jeśli wybierzesz ten szlak.

Stale tkwię w konfuzji.

 

Sierpień 2020 r.

 

Facebook: https://www.facebook.com/Dawid-Szombierski-100412638398552/