Pośród Niemożliwości / Dawid Szombierski

Drukuj

 

            Jej wieczór – przypominał jajko, które właśnie wbiła do ciasta – został opłacony ofiarą codziennej udręki w palącym kole Iksjona; suma chwil składających się na tę drogę przez mękę, tylko częściowo odsłaniała złożoność spirali szaleństwa życia. Pozór świata wyraża się w odbitym blasku księżyca, którego jasność składa się z mieszaniny przypadku i konieczności. Lada chwila pojawi się ziemski satelita, aby w czeluści atramentowego nieba niemo wskazywać drogę donikąd.

            Słońce stapiało się z horyzontem jak żółtko w białku nieświeżego jajka, które wpłynęło do mąki i cukru. Odór rozniósł się po kuchni. Ogarnęła ją frustracja, której chciała dać upust przez rozbijanie pozostałych, w poszukiwaniu trzech nadających się do ciasta. Było to na nic. Zamiast denerwować się tym, że wszystkie jaja z dopiero co kupionej paczki są nieświeże, zaczęła zbierać się do wyjścia. Rzuciła do męża w pośpiechu:

            – Zaopiekuj się Olkiem. Chcesz coś ze sklepu?

            – Kup mi cztery piwa.

            – A ile piw dziś wypiłeś? – powiedziała poirytowana. Zatrzymała się. Po chwili milczenia męża dodała wściekła: – Tomek!?

            – Cztery. Kobieto, nie czepiaj się. Pracuję, to mi się należy. Wiesz które?

            – Tak, wiem. Niech Ci będzie. Uważaj na Olka.

            – Siedzi tu i mecz ze mną ogląda.

            Tak jakby on coś z tego rozumiał, w sumie biorąc pod uwagę iloraz inteligencji mojego męża, to pewnie Oluś więcej od niego rozumie – pomyślała, zbiegając po schodach z prędkością światła. Od momentu rozbicia pierwszego jajka, porcja energii z dziennej gwizdy jeszcze nie dotarła do Natalii, gdy ta była już była w samochodzie. Szybko przemknęła przez kilka skrzyżowań; po chwili wchodziła do sklepu.

            W dużym markecie poruszała się intuicyjne między regałami, uciekając przed nieuchronnie płynącym czasem jak sarna przed wilkiem. Spostrzegła przekrwionymi oczyma półkę z jajkami. Wzięła pierwszą paczkę z brzegu, którą otworzyła, aby ją obwąchać. Wtykając nos między skorupki, zawierające uśmierconą potencję życia, wyglądała jak kura dziobiąca ziarna w ziemi. Zadowolona pobiegła, aby znaleźć piwo dla męża. Nie myślała o tym, czy powinna to robić. Dwa razy okrążyła regał z alkoholem. Nie było tego, którego szukała. Wzięła cztery brązowe butelki oklejone białą etykietą, która przypomniała jej o randce. Randce, na jakiej była bardzo dawno temu z Tomkiem. Zatrzymała się. Nie dała się ponieść wspomnieniu, ale zastygła bezruch. Po jej policzku spłynęła łza. Stała delikatnie uśmiechnięta, gdy ludzie omijali ją śpiesznie i obojętnie.

            Z melancholijnego zawieszenia wytrącił ją dźwięk telefonu. Dostała wiadomość od swojej młodszej siostry, która napisała: „Chyba skończę ze sobą”. Machinalnie do niej zadzwoniła.

            – Co się dzieje? – spytała zdenerwowana.

            – A nic – powiedziała martwym głosem Kasia.

            – Jak to nic?

            – Po prostu. Mam dosyć wszystkiego: szkoły, rodziców, znajomych...

            – Wiem, że jest Ci ciężko... – przerwała siostrze, jednak ona też nie zdążyła dokończyć myśli, bo usłyszała w słuchawce coś, co przypominało wybuch butli gazowej. Krzyknęła: – Co to było?

            – Nie wiem. Może tata się zabił. Pójdę sprawdzić – wymamrotała apatycznie Kasia. Natalia chciała krzyknąć, jednak wybuch stłumiła w sobie. Oblał ją zimny pot, a przez ciało przebiegł dreszcz. Zadzwoniła do ojca. Nie odbierał. Matka i siostra też. Stała nieruchomo, czekając na telefon. Jeśli skończony człowiek może poznać naturę wieczności, to dostąpiła tego wątpliwego zaszczytu. Każda sekunda niczym obfita kropla atramentu rozlewała się na nieskończonej kartce świata, tworząc mroczne, możliwe i sprzeczne względem siebie scenariusze. Roztopiła się w przerażających wizjach, zatracając w pełni siebie. Zadzwoniła siostra, wybawiając ją od sztormu myśli. Nerwowo powiedziała:

            – i co? 

            – Ale co? – odpowiedziała irytującym tonem Kasia.

            – Co z tatą? Żyje?

            – Żyje...

            – Co to był za dźwięk?

            – A nic. Garnek w kuchni spadł.

            – Gdzie jest mama?

            – Na babskim wieczorze. Słuchaj Natalka. Ja mam już dosyć...

            – Poczekaj – przerwała siostrze. – Jestem w sklepie. Jak wrócę do domu, to porozmawiamy. Dobrze?

            – No dobra.

            Słowa nie wyrażą tego, co czuła; temporalne ukłucia wieczności doprowadzały ją do szaleństwa. Wychodząc ze sklepu, nie spostrzegła tego, że mrok zalał martwą przestrzeń miasta, po której szybko przepłynęła do swego ogniska domowego. Różniła się od zwierzęcia, gdyż prowadził ją cel, z którego mogła sobie częściowo zdać sprawę; ponadto otarła się prawie o szaleństwo, gdy krocząc po cienkiej linie życia, zawieszonej nad przepaścią nieistnienia między przeszłością i przyszłością, zaczęła się rozglądać.

            Wpadła do zabałaganionej kuchni, której chaos odzwierciedlał naturę wieczoru. Ostrożnie wyjęła skromne zakupy z siatki. Chwiejnym krokiem zmierzał do niej mąż, który powiedział:

            – Masz?

            – Tak, ale nie te, które chciałeś.        

            – Te też się nada – powiedział mąż, po czym obojętnie wziął cztery butelki, a po chwili dodał: – Wypije się... się wypije.

            Pomyślała, że jeszcze tylko musi zadzwonić do siostry, zrobić ciasto dla Basi i położyć syna spać. Wzięła w płuca głęboki wdech i telefon do ręki.

            – Opowiedz mi Kasiu o wszystkim, co się dzieje – klarownie i spokojnie, ale pewnie wysłała fale dźwiękowe do słuchawki.

            – No wiesz, mam dosyć wszystkiego. Rodzice czepiają się o byle co. Dziś się pokłóciłam z tatą, w ogóle mnie nie rozumie. Mama mnie nie dostrzega. Chyba chcę się wyprowadzić.

            – Wiesz przecież, że oni chcą dla Ciebie dobrze. To jest normalne, że ludzie się domu rodzinnym kłócą. Jeśli chcesz się wyprowadzić, to zrób to. Zostało Ci kilka miesięcy szkoły. Zdaj maturę, a potem się spokojnie wyprowadzisz.

            – Bo ja się boję, że nie zdam matury...

            – Jeśli nie zdasz w pierwszym terminie, to zdasz na poprawce lub za rok. Świat nie kończy się na egzaminie, kończącym szkołę. Ponadto nie jesteś głupia, a nawet skończeni idioci zdają maturę – powiedziała spokojnie. Usłyszała donośny trzask. Energicznie powiedziała do siostry: – Poczekaj chwilę na linii!

            Wbiegła do salonu z telefonem w ręce. Na ziemi leżała rozbita szklanka, oświetlana przez delikatną poświatę zielonej murawy, która wydobywała się z telewizora. Tomka do snu ukołysały szyszki chmielowe. Niekontrolowany Olek wydurniał się na sofie. Patrzyła na to przez chwilę. Wyobraziła sobie, że jej syn spada na rozbite szkło.

            – Tomek! – krzyknęła. Spoliczkowała męża. On udawał, że śpi. Wyłączyła telewizor, po czym zaprowadziła syna do jego pokoju.

            – Mamo, ale ja nie chcę spać.

            – Tata już śpi, na ciebie też czas.

            – Ale ja chcę obejrzeć mecz do końca.

            – Bez dyskusji, do łóżka.

            Uprzątnęła rozbitą szklankę. Wzięła telefon do ręki.

            – Już jestem.

            – Wiesz, dziękuję Ci za rozmowę – powiedziała zmęczona uprzejmością siostry Kasia.

            – Dobranoc – odpowiedziała Natalia. Rozłączyła się. Poszła wolnym krokiem do kuchni, pogodzona, z tym że znów będzie siedziała do późna.

            Wykonywała bezmyślnie mechanicznie czynności, nie miała w sobie siły, aby zachwycić się pełnią księżyca, doskonale widoczną za okna. Jedynie odczuła odrobinę satysfakcji, gdy jasno zalśniła wypolerowana kuchnia, po której unosił się zapach ciasta. Położyła się do łóżka, objął ją w swe objęcia sen sprawiedliwy.

            Spokojny stan hibernacji organizmu – po zarwanej nocy – w błogi sobotni poranek przerywał dzwonek telefonu. Zapomniała wyciszyć urządzenia.

            – Halo? – powiedziała zaspana.

            – Wiesz, nie mam po co żyć – powiedziała jej siostra. Odczucie déjà vu odebrało jej mowę.

 

            Pomyślała, że jeszcze tylko musi zadzwonić do siostry, zrobić ciasto dla Basi i położyć syna spać. Wzięła telefon do ręki.

            – Słucham Kasiu – powiedziała szorstko.

            – No wiesz, mam dosyć wszystkiego. Rodzice czepiają się o byle co. Dziś się pokłóciłam z tatą, on w ogóle mnie nie rozumie. Mama mnie nie dostrzega...

            – Ile masz lat? – Natalia retorycznym pytaniem przerwała siostrze. Ona też miała już dosyć wszystkiego. Gniew ogarnął ją do tego stopnia, że nie usłyszała trzasku, rozbijającego się szkła dochodzącego z salonu. Maczugą bezwzględności zaczęła rytmicznie zadawać słowne ciosy siostrze, nie licząc się z jej uczuciami, mówiąc: – Jezu! Ty to masz problemy. Jeśli Ci nie pasuje życie z rodzicami, to się wyprowadź. Masz osiemnaście lat, jak długo chcesz mieć przywileje dorosłego i obowiązki dziecka? Jeśli Ci źle w życiu to odstaw alkohol i przestań chodzić na imprezy. Może powinnaś pójść do kościoła albo chociaż na terapię, co?

            – Wiesz, jesteś okropna! – powiedziała urażona Kasia, po czym się rozłączyła. Irytacja zaniosła Natalię do kuchni. Złość rozmieszała z cukrem, mąką i jajkami. Nie zdążyła jeszcze rozlać ciasta na blaszce, gdy zadzwonił do niej zapłakany ojciec.

            – Kasia nie żyje. Wyskoczyła przez okno.

 

            – Wiesz, jesteś okropna! – powiedziała urażona Kasia, po czym się rozłączyła. Natalia od razu do niej zadzwoniła. Nie odebrała. Po trzech próbach wynik był taki sam, obrażona siostra konsekwentnie odrzucała połączenia. Matka nie odebrała. Zadzwoniła do ojca:

            – Tak córuś? – odezwał się wysoki głos delikatnie przedziurawiony wypitym alkoholem.

            – Mam prośbę, porozmawiasz z Kasią? 

            – Nie, bo się obraziłem na nią.

            – A mógłbyś zrobić to dla mnie?

            – Nie.

            – Bardzo Cię proszę!

            – A daj mi spokój. Jak sobie popłacze, to jej przejdzie.

            Rozłączyła się zdenerwowana. Zadzwoniła kolejny raz do siostry. Nie odebrała. Napisała do niej wiadomość: „Już jadę”. Wpadła do salonu. Wyłączyła telewizor. Zignorowała śpiącego męża. Powiedziała do syna:

            – Choć Oluś. Pojedziesz ze mną do dziadków. Muszę porozmawiać z ciocią Kasią.

            Dziecko uradowane wieścią o przygodzie, momentalnie przygotowało się do wyprawy. Po chwili mknęli już główną drogą. Natalia wyglądała na opanowaną, jednak zapomniała o zapięciu pasów.

            – Ciocia napisała do Ciebie.

            – Co? – powiedziała, po czym spojrzała na syna. Jej twarz oświetliło białe światło reflektora samochodowego; wyglądała jak anioł. Czarny samochód terenowy wyjechał z drogi podporządkowanej, wymuszając pierwszeństwo. Ostatni raz spojrzeli sobie w oczy, nim ustały na nieskończoną wieczność ich płytkie oddechy przywykłe do duszenia się teraźniejszością.


            Rozłączyła się zdenerwowana. Zadzwoniła kolejny raz do siostry. Nie odebrała. Napisała do niej wiadomość: „Już jadę”. Nie wiedziała, co robić. Zatrzymała się na chwilę.  Pobiegła do salonu. Wyłączyła telewizor. Zignorowała śpiącego męża. Zaprowadziła syna do jego pokoju.

            – Mamo, ale ja nie chcę spać – powiedział Olek.

            – Tata już śpi, na ciebie też czas.

            – Ale ja chcę obejrzeć mecz do końca.

            – Nie synu. Myślę, że do dwóch godzin wrócę. Obiecaj mi, że pójdziesz grzecznie spać – powiedziała stanowczo. Spojrzała w oczy dziecku, po czy dodała: – Obiecujesz?

            – Obiecuję – odpowiedział, patrząc na podłogę.

            Jechała gładko po głównej szosie, jednak jej myśli błądziły po mrocznych szorstkich zakamarkach możliwości. Usłyszała dźwięk telefonu. Ledwo zauważyła kierowcę, który wymusił pierwszeństwo. Pomyślała, że jeśli jechałaby odrobinę szybciej, to byłaby martwa. Zjechała na pobocze, aby ochłonąć. Spojrzała na telefon. Siostra napisała: „Daj mi spokój, chcę pobyć sama”. Odpisała: „Już jadę. Musimy porozmawiać. Będę do dwudziestu minut”.

            Zaparkowała przed blokiem. Wbiegając po schodach, nie zważyła starej znajomej, liczącej na pogawędkę, którą bardzo uraziło zachowanie Natalii. Dotarła na szóste piętro. Otworzył jej ojciec, który głosem podobnym do krzyku powiedział:

            – Co za niespodzianka! Myślałem, że przyjedziesz dopiero w niedzielę. 

            – Muszę porozmawiać z Kasią – odpowiedziała energicznie. Po tych słowach zauważyła siostrę, wychodzącą ze swojego pokoju, która oburzona powiedziała:

            – Masz mnie za wariatkę?

            – Choć porozmawiajmy.

            – Nie. Wychodzę. Umówiłam się. Idę na piwo. Pa!

            Czuła się zażenowana. Naprawdę martwiła się o życie siostry. Zdezorientowany ojciec spytał:

            – Wejdziesz na chwilę?

            – Nie. Muszę wracać do domu. Przyjadę z Olkiem i Tomkiem w niedzielę.

            Wracając, czuła się wykorzystana, niechciana i niezrozumiana. Nieprzyjemny warkot samochodu zagłuszał uczucie zażenowania. Spojrzała na księżyc. A Ty sobie tak po prostu świecisz – pomyślała. Nie wiedziała, kiedy zaparkowała samochód. Wchodząc po schodach, stawiała ociężale kroki. Winda jak zwykle nie działała. Była przekonana, że już gorzej być nie może. Wchodząc do mieszkania, poczuła przeciąg. Sprawdziła pokój syna.

            – Olek! – krzyknęła, gdy spostrzegła, że nie ma go w łóżku. Usłyszała uderzenie, jakby ktoś wyrzucił worek z ziemniakami przez okno. Pobiegła do salonu. Na podłodze było pełno krwi. Przerażona spostrzegła martwe ciało syna. w jego szyi znajdowały się kawałki szkła z rozbitej szklanki. Nie zastanawiała się nad tym, jak się to stało, bo zorientowała się, że nie ma Tomka. Podbiegła do otwartego okna. Leżał martwy na chodniku.

 

            Pomyślała, że jeszcze tylko musi zadzwonić do siostry, zrobić ciasto dla Basi i położyć syna spać...

 

Luty 2020 r.

 

Facebook: https://www.facebook.com/Dawid-Szombierski-100412638398552/

Autorka ilustracji: Karolina Molenda (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.).