Lotka / Dawid Szombierski

Drukuj

Wieczór ma wiele wspólnego ze śmiercią. Zachodzące słońce przypomina o tym, że wszystko ma swój koniec. Czerwień nieba symbolizuje krew, przelaną w walce o przetrwanie. Fiolet na firmamencie mieni się niczym siniaki na ciele, odgrzebując niechciane wspomnienia bólu. Czymś zabawnym wydaje się to, że ta jasna zachodzącą na nieboskłonie plamka, jest podwaliną ziemskiego istnienia, które częściowo może zdać sobie z tego wszystkiego sprawę.

Skończoność ludzkiej egzystencji nie jest widoczna dla wszystkich. Istnieją roztropni, którzy spoglądają tylko na swój talerz, a przez to nie są w stanie dostrzec skrytego blasku prawdy. Cały dzień poświęcają na napełnienie garnka, a dzięki temu poznają tylko częściowo prawa rządzące rzeczywistością, gdyż pragnienia przysłaniają poznanie. Wypełniwszy obowiązki, zasiadają do posiłku, po czym razem ze słońcem kładą się spać, aby wraz z nim wstać.

Rzadko spotyka się badaczy świata. Są niedostrzegalni gołym okiem niczym stany kwantowe. Przeciętny zjadacz chleba nie jest w stanie zrozumieć działań geniusza, zatem gdy próbuje przewidzieć zachowanie człowieka wybitnego, to rachuje jedynie z pewnym prawdopodobieństwem. Rozważania myśliciela stanowczo wykraczają poza zdroworozsądkowe ujęcie rzeczywistości. Gdy on myśli – żywiąc się pożywieniem dla duszy – świat traci znaczenie, a przez to jego talerz nieraz jest pusty. 

Są też ci, których można określać jako pochopnych. Nie tylko mają problem z nienapełnianiem talerza, ale też żywią przekonanie, że ich talerz powinien być większy i zawsze pełny, a należy im się to, z racji takiej, że w ogóle są. Frustrację spowodowaną pustką, próbują wypełnić alkoholem, który można nazywać magiczną miksturą. Działanie mistycznej buteleczki jest trudne do przewidzenia. Czasem dodaje siły sfrustrowanym samcom, nieposiadającym wartości na rynku matrymonialnym, którzy próbują kompensować sobie braki nocnymi podbojami. Oprócz buteleczki popularny jest eliksir chmielowy. Znakomicie pomaga wyzwolić wspomnienia, a dzięki temu krótkowzroczni znajdują punkt oparcia dla swojej nicości.

Jeśli mrok jest barkiem światła, to nastał czas pustki. Jednak na ziemi i niebie można było dostrzec liczne gwiazdy, które chciały zostać dostrzeżone. Prowadził je blask marzeń, który jest widoczny tylko nocą. Jedni żyją naprawdę, o nim śniąc; drudzy żyją na niby, próbując go złapać.

Pochopni wyruszyli na żer prosto do królestwa mroku, podobni są do księżyca, gdyż rzadko świecą w pełni. Ponadto ich blask nie wynika z wnętrza, albowiem jest tylko pozornym odbiciem. Paradoksalność ludzkiej egzystencji zawiera się w tym, że świadomość końca, zwykle prowadzi do zachowań autodestrukcyjnych.

Nazwa lokalu nic nie znaczyła, tak jak przebywający w nim ludzie, którzy skrywali się za gęstym dymem z papierosów, niczym bestie w mroku. Była tam Lotka, której nie odróżniano od innych. Przechodziła z rąk do rąk pijanych mężczyzn, którzy dotykali ją nieczule, aby zdobyć uznanie towarzyszy i spełnić najskrytsze pragnienia. Rzadko myślała, czy tego chce, czy nie. Czuła, że nie ma wyboru. Tak ją ukształtował plastikowy świat, miała służyć uciesze niedojrzałych wyrośniętych chłopców. Przyzwyczaiła się do tego, że z ich ust intensywnie wydzielał się zapach chmielu, a dłonie mieli tłuste od orzeszków ziemnych. 

Schemat był niezmienny. Przyszła jego kolej. Skupił na niej całą swoją uwagę, która była dość rozproszona przez wypity alkohol. Przypominali parę, która parodiuje romantyczną sceną, mimo że można było odczuć ekscytację. Spoglądał na nią przez chwilę, tak, jakby była jego jedyną nadzieją. Budując napięcie, szli powolnym spacerem stronę szczytu. Zmierzając do rozładowania napięcia, wycelował w środek, po czym rzucił ją w otchłań samotności. 

Zmierzała w stronę tarczy, choć nigdy z nią, ani na niej nie wracała. Uciekała, od odczuwanej przykrości spowodowanej samotnymi lotami, prosto w objęcia marzeń. Taki jest ból, którego delikatne sygnały pozwalają nam działać w nawykach, jednak jego silne impulsy pchają nas do zmian, przecinając ostrzami niezgody macki pokory.

– Dlaczego mam być tylko zwykłą lotką do gry w darta? – pomyślała.

– Chciałabym zostać rakietą tenisową! – powiedziała radośnie cichym głosem, wyobrażając sobie siebie, na ceglastych kortach tenisowych, gdzie mogłaby śledzić karierę przyszłej gwiazdy.

– Najbardziej marzę o tym, aby zostać rakietą kosmiczną! – wykrzyczała przed sobą. Już widziała siebie w misji na marsa, jednak coś nagle wyrwało ją z iluzorycznych rozważań. Spostrzegła, że zbliża się do tarczy, uświadomiło jej to, kim jest i to, że nie może być kimś więcej, niż tym, kim jest. Postanowiła zaakceptować to, co jej dane. Pokornie uderzyła w plastikową krawędź tarczy, po czym wpadła do kosza na śmieci. Niespostrzeżona przez nikogo, wyrwała się z przeklętego kręgu cykliczności, mimo że już tego nie oczekiwała.

Ola wybrała w sklepie pierwszą rakietę tenisową, w której znajdował się duch marzeń Lotki, gdyż przetworzono jej aluminiowe fragmenty na paletkę. Nie służyła długo młodej tenisistce, bo ta bardzo szybko się rozwijała, a przez to ciągle potrzebowała nowego sprzętu. Jednak Lotka zajęła honorowe miejsce na półce pamiątkowej, obok licznych pucharów i dyplomu upamiętniającego podróż Oli na księżyc. Tak to już zwykle jest, że bezlitosny czas przynosi nam upragnione marzenia za późno. Ich blask rozświetla życie, jednak nigdy nie prowadzi do absolutnego spełnienia.

Lipiec 2019 r.

https://www.facebook.com/Dawid-Szombierski-100412638398552/?ref=aymt_homepage_panel&eid=ARCFyhqyz7IjO2wiFPTt9TFn5Edb6Tl8VYDE0ZEYM6E9L39LDyv5fM66jqR5ewjHRnPAS0Q4gddgUhmB