Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

numer 38 jest obecnie redagowany i zostanie zamknięty w dniu 1 kwietnia 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Opowieści o pewnym cieniu: rozdział 9 / Dominika Danieluk

Domasława chodziła po domu zamyślona. Nie potrafiła zająć się niczym na dłużej niż pół godziny. Martwiła się ranami Cienia. Sam mówił, że nie potrzebował snu ani pożywienia. Nie bardzo wiedziała, w jaki sposób jego rany się goją, skoro nie musiał przyswajać pożywienia.

Skąd jego organizm brał składniki odżywcze, witaminy?

Jak mógł krwawić?

Najbardziej jednak martwiło ją, że mimo odkażenia ran, zabandażowania i podania leków przeciw zapalnych jego rany nie wyglądały za dobrze.

Z tego, co jej powiedział, zwykle jego rany goiły się w przeciągu kilku dni. Miał o wiele szybszą regenerację niż ludzie. Jednak teraz było inaczej.

Doma przy ostatniej zmianie bandaży zauważyła wokół ran zaczerwienienia oraz czarną, lepką maź. Wyglądem przypominała tę samą maź, z jakiej składał się potwór. Zastanawiała się, czy może nie jest tym samym co one. Tylko co było w nim takiego wyjątkowego, że różnił się od tych potworów?

Jednak nie to miała teraz roztrząsać. Miała poważniejsze problemy na głowie. W rany Cienia prawdopodobnie wdało się zakażenie. Jego rany nie wyglądały najlepiej, a zwykłe leki nie pomagały.

Wiedziała, że nie może go też zabrać do lekarza. Było wiele przeciwwskazań przeciw temu pomysłowi. Jednym z nich byłby problem wyjaśnienia ran Cienia, a drugie było to, że nie była pewna kto, jest zdolny go zobaczyć.

Musiała sama się nim zająć, chociaż jej wiedza medyczna była skąpa. Lecz znała inne sposoby, aby uleczyć rany.

Tylko że dawno temu to porzuciła. Nie pamiętała wszystko. Nie chciała mu przez przypadek zrobić krzywdy albo pogorszyć jego stanu. Jednak czy miała jakiś wybór?

Musiała spróbować starych metod. Inaczej będzie musiała zmierzyć się z poważniejszym problemem niż ranny człowiek.

Z ukryciem zwłok.

Znowu to robiła. Czuje, jakby zataczała błędne koło.

Nie pamiętała za wiele z zielarstwa, jednak w trakcie nauk prowadziła dziennik. W nim miała wszystkie nauki, jakie przekazano jej podczas szkolenia.

Chciała się go pozbyć lata temu, jednak jej matka zachowała go. Zawsze powtarzała, że nigdy nie wiadomo, kiedy to się może przydać.

Domasława miała czasami wrażenie, że jej matka wiedziała więcej, niż mówiła. Doma przez chwilę zastanawiała się, czy może jej matka nie widziała przyszłości. Jednak szybko to odrzuciła.

Dary były dziedziczne. Jej matka była medium. Widziała duchy i mogła się z nimi kontaktować, tak samo, jak Domasława. Nie mogło być inaczej.

Westchnęła ciężko, wyjmując z kartonu mały zeszyt oprawiany w skórę.

Przejechała palcami po jego chropowatej okładce. Otworzyła go na pierwszej stronie. Widniał tam tylko napis „Księga Cieni” oraz jej podpis. Strony lekko pożółkły. Przewertowała kilka kartek.

Zapomniała, jak stara się w nim ładnie pisać. Każda strona zapisana była italiką. Jedną z prostszych czcionek w kaligrafii, jednak bardzo jej się podobała. Nawet teraz po tylu latach.

Pojawiło się w niej uczucie nostalgii. Nigdy tego nie przyznała ani przed matką, ani przed sobą. W zakamarkach swojego serca zawsze trochę tęskniła za magią. Powodowała, że jej życie stawało się jaśniejsze. Dostrzegała rzeczy, których tylko nieliczni mogli doświadczyć. Czuła się wyjątkowa, lecz to miało swoją cenę.

Nie była pewna, czy znowu chce wejść w ten świat, ale w normalnym życiu czegoś jej brakowało. Czasami zdawało jej się, aż nazbyt przewidywalne i nudne.

Tylko że nie mogła teraz tego roztrząsać. Musiała zająć się Cieniem.

Przewertowała zeszyt w poszukiwaniu jakichś informacji na temat ziół leczniczych. Chwilę zajęło jej znalezienie tego, czego szukała. Na szczęście wszystkie zioła, jakich potrzebowała, znajdowały się w sklepie.

Szybko zbiegła na dół, w duchu ciesząc się, że nie zabrała się jeszcze za likwidację. Otworzyła drzwi, kierując się od razu w stronę półek z suszonymi ziołami. Jej matka miała wszystkie możliwe do zdobycia w Polsce zioła. Paczuszki zapakowane po dwadzieścia pięć dekagram, największe do kupienia w ich sklepie. Starannie opisane, więc kobieta niemała problemu ze znalezieniem odpowiednich roślin. Zajęło jej to kilka minut i już była w drodze powrotnej do Cienia.

Położyła wszystkie potrzebne jej paczuszki na blacie. Zalała czajnik do pełna, a następnie wyjęła z szafki kuchennej kilka niewielkich szmatek. Czekając, aż woda się zagotuje, wyjęła kilka kubków potrzebnych do przygotowania naparów leczniczych. Zerknęła też na Cienia.

Leżał na kanapie. Wyglądał jakby spał, jednak Domasława zdawała sobie sprawę, że to wina gorączki. Mierzyła mu temperaturę już z pół godziny temu. Miał trzydzieści dziewięć stopni i wciąż rosła. Martwiło ją to. Znaczyło to, że organizm prawdopodobnie walczył z infekcją.

Postukała paznokciami w blat. Denerwowała się. Zrobiła Cieniowi zimny okład. Zastanawiała się też, czy nie byłoby dobrym pomysłem danie mu lodów na obniżenie temperatury.

Pamiętała ten sposób z dzieciństwa. Raz jak była chora, miała wysoką gorączkę. Jej matka nie mogła zabrać jej do szpitala, bo samochód był w warsztacie. Zadzwoniła wtedy do znajomego lekarza, co ma w tej sytuacji zrobić. Podała jej wtedy napar z kwiatów bzu na obniżenie temperatury. Z desperacji dostała też wtedy od matki jakieś leki, co było u niej rzadkością. Znajomy lekarz, do którego zadzwoniła matka Domy, powiedział, że powinna dać córce lody. Jeśli potem temperatura nie spadnie to zawieść do szpitala. Na szczęście po tej dość nietypowej poradzie lekarskiej było lepiej.

Tylko że między tą sytuacją a tą sprzed wielu lat polegała na tym, że ona była przytomna. Cień zdał się nie wiedzieć, gdzie jest. Gorączka zamroczyła go.

Spojrzała na czajnik. Dlaczego ta woda tak długo się gotuje, pomyślała, wpatrując się natarczywie w urządzenie, jakby to miało jakoś pomóc.

Ponownie zerknęła na Cienia. Poruszył się na kanapie. Potem usłyszała charakterystyczne piknięcie. Woda się zagotowała. Szybko rozlała ją do czterech kubków. Wsypała zawartość torebek i zamieszała je. Wyjęła za szafek tacę i przełożyła na nią kubki oraz szmatki.

Położyła tacę na stoliku obok kanapy. Usiadła obok Cienia, pomogła mu usiąść, co było niemałym wyzwaniem. Widziała jak on, sam stara się utrzymać przytomność. Walczył z gorączką, jak tylko mógł.

Kobieta wzięła jeden z kubków. Przyłożyła krawędź kubka do ust Cienia.

– Pij — poleciła. Mężczyzna spojrzał na nią i uczynił to od razu. – To napar z czarnego bzu z dodatkiem dziurawca. Powinien obniżyć ci temperaturę oraz zadziała uspokajające — dodała po chwili. Uznała, że powinien wiedzieć, co mu podaje, chociaż pokazał, że obdarzył ją wielkim zaufaniem. Nie potrafiła tego zrozumieć. Jak on może ją obdarzyć zaufaniem. Jest dla niego kompletnie obcą osobą. Mogła mu zrobić wszystko. Nawet zostawić na pewną śmierć.

Postanowiła, że zapyta go o to, jak poczuje się lepiej. Na razie nie chciała mu tym zawracać głowy.

Gdy mężczyzna wypił cały kubek, odstawiła go. Do dwóch włożyła szmatki, a trzeci zostawiła na koniec.

Naparem z szałwii oczyściła jego rany. Działała ona jako środek przeciw infekcjom oraz odkażał rany. Zrobiła to, najdelikatniej jak potrafiła, a następnie przyłożyła do ran gazę nasiąkniętą naparem z babki lancetowatej. Ona powinna wspomóc gojenie się ran. Następnie ponownie zabandażowała rany Cienia.

Uznała, że na razie powinna oczyszczać jego rany co dwie albo trzy godziny, dopóki jego stan nie ulegnie poprawie.

Kobieta zerknęła na ostatni kubek. Rumianek z czarną aronią. Miał właściwości uspokajające i przeciw zapalnie oraz dzięki aronii posiadał potrzebne organizmowi witaminy. Wzięła kubek do ręki. Ponownie kazała wypić go Cieniowi, mówiąc mu, co to jest.

Następnie odłożyła puste kubki na blat. Zerknęła na Cienia. Widziała już lekką poprawę. Przestał się wiercić. Gorączka musiała spać. Cień wyglądał, jakby zapadł w głęboki sen. Poczuła ulgę, to był dobry znak.

Ponownie zagotowała wodę. Po tej stresującej akcji musiała też zaparzyć jakieś ziółka na uspokojenie. Uznała, że zaserwuje sobie takie samo połączenie jak Cieniowi. Rumianek z aronią.

Zerknęła na złoty płyn w kubku. Zrobiła pierwszy łyk. Napój rozgrzał ją od środka, pozwalając się rozluźnić. Dopiero wtedy poczuła, jak miała napięte ramiona.

Pierwsze efekty jej terapii mogła zobaczyć już wieczorem.

Gorączka opuściła Cienia, przez co czuł się znacznie lepiej. Kontaktował ze światem, a to było najważniejsze. Wzięła nowe bandaże z szafki i skierowała się w stronę Cienia. Usiadła obok niego.

– Dlaczego postanowiłaś znowu zmienić mi opatrunki? – zapytał Cień. – Nie musisz robić tego tak często.

– Miałeś gorączkę, a twoje rany były zaropiałe — wyjaśniła Domasława, ściągając opatrunki. – Prawdopodobnie wdała się infek…

Nie dokończyła. Zamilkła, gdy tylko zobaczyła rany Cienia. Wyglądały zupełnie inaczej, gdy sprawdzała je kilka godzin temu. Nie było żadnych zaczerwienień, nie wspominając o czarnej mazi. Jego rany zabliźniły się.

Kobieta nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego rany. Nie zauważyła, jak podniosła rękę i dotknęła palcami jego świeżo zasklepionej rany. Przejechała palcami po gładkiej, delikatnej skórze.

– Niewiarygodne, prawda? – powiedział Cień, zerkając na kobietę.

Zerknęła na niego zaskoczona jakby wyrwana z transu. Natychmiast, gdy uświadomiła sobie, co zrobiła, zabrała rękę, jakby się poparzyła. Speszona odwróciła głowę. Zawstydziła się swoim działaniem. Nie bardzo rozumiała, dlaczego to zrobiła.

– Ale jak? – zapytała, nawet nie patrząc na Cienia. Nie potrafiła na niego spojrzeć, po tym, co zrobiła. – Podałam ci antybiotyki. Leki na gorączkę. Dlaczego one nie zadziałały?

– Leki nie zawsze działają. Jako czarownica nie powinnaś polegać na nich polegać. Tylko napary przyrządzone przez ciebie mogą zdziałać cuda — oznajmił Cień. Wydawał się spokojny. Niczym niezaskoczony.

W przeciwieństwie do Domasławy. Ona była zaskoczona całą sytuacją. Nie rozumiała, jak Cień się domyślił. Nie mówiła mu o tym, a jej mieszkanie wyglądało całkowicie normalnie jak na córkę czarownicy. Nie licząc sklepu, ale w tych czasach wielu zwykłych ludzi para się ezoteryką.

– Skąd ty…

– Twój demon był silniejszy niż reszta. A do tego te napary — odpowiedział Cień, pokazując ręką na pozostałe kubki na blacie. – Trudno byłoby tego nie zauważyć — odparł Cień, uśmiechając się lekko.

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation