Bez celu / Tomasz Kredkowski

Drukuj

Dzień ukończenia liceum był dniem niesamowitym. To wtedy państwo postanowiło zaufać mi na tyle, by wreszcie spuścić mnie ze smyczy i pozwolić na zarządzanie samym sobą. Napisanie matury było tylko tego stanu rzeczy potwierdzeniem. Ten straszny potwór, który widniał z oddali poprzedzających go lat szkolnych, został wreszcie pokonany, i to z zaskakująco dobrym wynikiem. Nadeszła pora zrzucić z siebie więzy publicznego systemu edukacji i zacząć realizować siebie, swój charakter! Swoje marzenia, swoje ambicje! Ambicje, które do tej pory były związane wyłącznie z napisaniem kolejnego sprawdzianu, a które z tego właśnie powodu zostały daleko za mną wraz z przymusową nauką i maturą. Pozostało mi patrzeć na ludzi, którzy znajdują się lata świetlne przede mną we wszystkim, co mógłbym zacząć rozwijać. Ostatecznie jednak nie o innych tu chodzi.

Jest prawdą, że bycie wiecznym graczem trzeciej ligi potrafi być demotywujące, ale nie ma to szans na przytępienie pasji płynącej ze szczerego zainteresowania tematem. Co natomiast zrobić, kiedy samo wykrzesanie, choć iskry pasji przychodzi z trudem? Co zrobić, kiedy wszystko stało się mało pociągające bez szkolnego bata nad głową? Nic konkretnego, a o ile znajdowanie się na kulturowym marginesie społeczeństwa nie jest aż tak przygnębiające, o tyle perspektywa kolejnych pięciu dekad nierobienia niczego konkretnego potrafi już przybić. Nie to, żebym nie mógł tak właśnie spędzić reszty życia. Czy można jednak z tego zrobić cel? Ja nie potrafię.

Nie potrafię się przyznać, że oprócz paru rzeczy, które zdarza mi się zrobić od czasu do czasu, nie kieruje mną nic interesującego. Przed kim? Przed samym sobą. To ja, nikt inny, oczekuję od siebie wielkich rzeczy. Odwlekam to tak długo, jak tylko mogę, ale pewnego dnia trzeba się będzie samemu niechybnie zawieść na sobie. Rozczarowanie minie, ale gorycz pozostanie.

Jak żyć w takim ustawieniu? Żyć, po prostu. Ostatecznie każda funkcjonalna tratwa dryfuje, a podtopiona jakoś wypływa. Może po pewnym czasie zaczyna lubić zarówno łagodne kołysanie fal, jak i niespokojne sztormy? Nic nie zmieni jednak faktu, że nad nią jest całe niebo, na które patrzy codziennie, a którego nie uda się jej zwiedzić.