Opowieści o pewnym cieniu: rozdział 7 /Dominika Danieluk

Drukuj

Rozdział 7

Cień czuł przeszywający ból w okolicach prawego barku oraz klatki piersiowej. Jednak żył, jeśli można to nazwać życiem. Sam do końca nie był pewien, czym jest, ale na pewno nie żył w takim samym znaczeniu jak ludzie.

Tylko gdzie on teraz był? Pamiętał walkę z tamtym potworem. Był silniejszy niż inne. Musiał długo żywić się na tamtej kobiecie. Przynajmniej tak sądził.

Musiał zająć się poszukiwaniami. Znaleźć tę kobietę z półksiężycem.

Z trudem otworzył oczy. Pierwsze, co zobaczył to zarys twarzy. Jego oczy nie przyzwyczaiły się do światła, jakie panowało w pomieszczeniu. Najpierw usłyszał głos kobiecy.

– Wreszcie się obudziłeś — oznajmiła kobieta, a jej rysy zdawały się coraz wyraźniejsze. Obeszła kanapę dookoła. – Byłeś nieprzytomny tak z trzy godziny — Cień rozpoznał w niej tę kobietę, którą uratował. Spojrzał na siebie. Miał zabandażowany tors oraz bark. Próbował się podnieść. Jednak kobieta była szybsza. Podeszła do niego, chwyciła za ranny bark. Nie zrobiła tego mocno, ale rany, jakie Cień odniósł, były wystarczające. Poczuł przeszywający ból, ale nie położył się. Nie uległ. Patrzył głęboko w oczy tej kobiecie. – Nie powinieneś wstawać. – Powiedziała spokojnie, lecz stanowczo kobieta. – I masz mi kilka spraw do wyjaśnienia. – Zakończyła swój wywód.

Cień patrzył w jej oczy. Wiedział, że ta kobieta nie pozwoli mu odejść tak łatwo. Była gotowa zrobić wszystko, aby znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Widział to. W jej oczach.

Musiał odpuścić. Położył się na kanapie. Nie miał wyboru. Odniósł zbyt wielkie rany. Zdawał sobie sprawę, że sam sobie nie poradzie. Jest na łasce tej kobiety, czy tego chce, czy nie.

Domasława nie zadała swoich pytań od razu. Chciała to zrobić, ale wiedziała, w jakim stanie jest tajemniczy jegomość.

Przyniosła mu szklankę wody oraz zmiażdżone owoce. Cień odmówił kobiecie, tłumacząc, że nie jego organizm nie potrzebuje takich rzeczy. Doma nie bardzo w to wierzyła. Każdy człowiek musiał jeść. Tylko czy Cień tak naprawdę był człowiekiem?

To pytanie odbijało się echem w jej głowie. Nie mogła się oprzeć.

– Czym ty jesteś? – zapytała, wpatrując się w niego.

– Nie wiem — odrzekł mężczyzna.

To była jedyna odpowiedź, jakiej Domasława się nie spodziewała. Oczekiwała czegoś zupełnie innego. Bardziej mrocznego. Może magicznego. Jakieś wielkiej tajemnicy. A w zamian otrzymała tylko to.

Zamurowało ją to. Wpatrywała się w nieznajomego. Spodziewała się czegoś mocniejszego.

Zawiodła się. Spodziewała się czegoś więcej od tajemniczego mężczyzny, który uratował jej życie. Liczyła na coś więcej. Tylko sama dokładnie nie wiedziała na co.

Niezręczną ciszę przerwał Cień. Chrząknął, znacząco nie przestając obserwować swojej rozmówczyni. Doma zarumieniła się zawstydzona tym, że przez cały czas bezmyślnie wpatrywała się w mężczyznę. Odwróciła się.

– Jak to nie wiesz? – zapytała kobieta, nie bardzo rozumiejąc, co mężczyzna ma na myśli. Każdy wie, kim jest.

– Może źle to ująłem — oznajmił Cień, zamyślając się na chwilę. – Nie pamiętam, kim jestem.

– Czyli masz amnezje? – dopytywała Domasława. Skoro miał amnezję, musiał się jakoś zranić w głowę. Jednak Doma nie widziała na jego głowie żadnych ran czy blizn. Kobieta zastanawiała się, czy może ten człowiek, jeśli nim był, może widnieć w bazie osób zaginionych. Uznała, że dobrym pomysłem będzie to sprawdzić.

– Nie do końca — powiedział niepewnie Cień, zastanawiając się nad czymś. – Pamiętam pustkę. Wiem, że otaczała mnie ciemność. Potem usłyszałem kobiecy głos. Widziałem też półksiężyc. Czułem, że muszę iść w jego stronę, ale zgubiłem się… – Mężczyzna zaczął opowiadać.

Opowiedział kobiecie o swoim przebudzeniu. Ciemnym korytarzu. Pierwszym spotkaniu z ludźmi w ciemnym zaułku. Potem o swojej tułaczce.

Jak wędrował dzień i noc, podążając za głosami. Na początku nie wiedział, czym one są. Nie bardzo je rozumiał. Brzmiały jak bełkot, jednak czasami były wyraźniejsze. Wiedział, co mówią i to było przytłaczające.

Wiele z nich mówiło o swoim bólu, cierpieniu i przeszkodach, z jakimi musieli codziennie się mierzyć. Często też nie wiedzieli, jak sobie poradzić z przeszkodami. Jak dalej mają żyć? Zadawali sobie to pytanie non stop.

Słyszał szepty.

“Dlaczego on odszedł?”

„Czemu mnie zdradziła?”

„Czemu mnie nienawidzą?”

Pełne bólu i rozpaczy. Były wołaniem o pomoc, które tylko on mógł usłyszeć. Tylko nie wiedział, co on może z tym zrobić. Nie może naprawić cudzego życia.

Jedyne, o czym myślał przez pierwsze tygodnie to jak się ich pozbyć. Ich natarczywość przerastała go. Do pewnego dnia, gdy zmierzył się z pierwszą bestią.

Tamtego dnia chciał opuścić miast. Myślał, że jeśli będzie z dala od ludzi, nastanie cisza. Oddalał się od centrum. Jego teoria powoli się potwierdzała. Im dalej się znajdował, tym było ciszej. Zdarzały się, krótkie przebłyski, gdzie głosy były głośniejsze. Wynikało to głównie z tego, że przechodził obok bardziej zaludnionych dzielnic.

Gdy dotarł do skraju miasta, odetchnął. Wystarczyło, tylko aby przekroczył most. Widział tylko jego. Nie zwracał uwagi na przejeżdżające obok samochody. Skupił się tylko na tym moście. Iść przed siebie.

Jednak cały czas dręczył go jeden głos. Im dalej szedł, miał wrażenie, że jest coraz bliżej. Nie rozumiał tego. W końcu nikogo tu nie było. Przejeżdżało tu od czasu do czasu jakieś auto, jednak od nich nic nie słyszał.

Rozejrzał się zdesperowany. Szukał źródła tego głosu. Nie wiedział po co. Jednak dziwne przeczucie nie dawało mu spokoju.

Po krótkiej chwili znalazł to, czego szukał.

Po drugiej stronie mostu. Przy barierce. Stał młody chłopak o drobnej posturze. Kurczowo trzymał się żelaznej poręczy, aż pobielał mu kostki. Trząsł się, pociągając od czasu do czasu nosem. Nie płakał. Wylał już wystarczająco łez, przez to, co mu zrobiono. Miał dość.

Gdy wzrok Cienia spoczął na nim, ujrzał to. Ciemną niewyraźną postać. Oplątywała chłopaka, szepcząc mu coś do ucha.

Cień nie wiedział, co to jest, jednak przeczucie mówiło mu, że to coś jest złe. Przeszedł przez ulicę. Stanął obok chłopaka. Dziwny stwór zareagował na niego. Syknął na Cienia, a potem stwór powiedział coś chłopcu. Wziął on głęboki wdech, postawił jedną nogę za barierkę, a potem kolejną. Stał tyłem do ulicy, żadne auto zdawało się nie zwracać na niego uwagi. Każdy był zamknięty w swoim świecie.

Nikt nie dostrzegał chłopca na moście, który chciał zakończyć swój żywot oprócz Cienia.

Wiedział, że nie może tak stać i czekać, aż chłopak skoczy. Coś wewnątrz niego mówiło mu, że musi coś zrobić. Chłopak był bezbronny w obliczu demona, który żywił się jego bólem. Cień uznał, że skoro ma możliwość jakoś pomóc temu dziecku, to jest to jego obowiązek.

Pozwolił działać instynktowi. Wyciągnął rękę w kierunku potwora z zamiarem oddzielenia go od ofiary. Wokół jego wyciągniętej dłoni zaczęło formować się z tatuaży coś na kształt ostrza. Dzięki niemu odciął od potwora od ciała chłopaka. Monstrum upadło na ziemię i zaczęło się wić. Cień nie dając potworowi ani chwili na ucieczkę przepił jego głowę ostrzem.

Wydało ono przeciągły syk, a potem się rozpuściło. Czarna plama szybko zniknęła z chodnika.

Chłopiec uwolniony już od dziwnego stworzenia, nagle oprzytomniał. Szybko wrócił za barierkę. Usiadł na ziemi, trzęsąc się. Zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na Cienia, który ocalił go od niechybnej śmierci.

Cień mówił coś do chłopaka, jednak ten go wcale nie zauważał. Po krótkiej chwili niedoszły skoczek wyciągnął telefon i zadzwonił do kogoś. Powiedział, gdzie jest i, że prosi o pomoc. Potem się rozłączył. Rozejrzał się, ale dalej zachowywał się, jakby Cienia obok niego nie było.

Wtedy Cień zrozumiał, że chłopak go nie widzi. Nie potrafił tego pojąć. Pamiętał, że kobieta w zaułku widziała go. Rozmawiała z nim. Zastanawiał się, czy nie jest to jakaś kolejna z jego mocy. Może stawał się widzialny tylko w pewnych momentach?

Po tym wydarzeniu postanowił wrócić do miasta. Postanowił zmierzyć się z innymi potworami, które nękają ludzi. Uznał to za swój obowiązek, skoro tylko on mógł je dostrzec.

Tego samego dnia zmierzył się już z kolejnym potworem.

Tak wyglądała jego codzienność przez ostatnich parę miesięcy. Dniami i nocami tułał się po mieście, szukając źródeł głosów. Gdy je znajdował, rozprawiał się z demonami. Jedne były silne inne słabe, lecz z każdym sobie radził. Zrozumiał, że mimo upływu czasu jego ciało nie potrzebuje snu ani pożywienia. Nie potrafił tego pojąć. Mógł to robić, jednak nie było to konieczne do utrzymania go przy życiu.

Kolejną rzeczą, jaką zrozumiał to, że nieliczni ludzie potrafili go dostrzec. Głównie były to małe dzieci, które wytykały go palcami. Bardzo rzadko ludzie dorośli. Nie rozumiał tego, jednak postanowił się tym nie przejmować. To w żaden sposób nie wpływało na, to jak ma poradzić sobie z potworami i odnaleźć tajemniczą kobietę. Na to ostatnie nieważne jak się starał, nie spotkał nikogo takiego. Nie zobaczył nigdzie kobiety z półksiężycem.

Aż pewnego dnia poczuł tę silną energię. Pełną gniewu i nienawiści. Podążał za nią, aż dotarł do Domasławy. Reszta historii jest już Wam dobrze znana.

Doma po wysłuchaniu jego historii nie bardzo wiedziała, co ma sądzić. Pierwszą myślą jaka przyszła jej do głowy to to, że zwariowała. Jednak rozwalony pokój oraz wizyta sąsiadki podczas sprzątania.

Pani Janina zaniepokoiła się dziwnymi dźwiękami z mieszkania oraz cieniami w oknach. Powiedziała, że była akurat na balkonie. Jako przykładna zatroskana sąsiadka postanowiła sprawdzić, co się dzieje. To trochę utwierdziło Domasławę, że jednak nie oszalała do końca.

Jednak miała wiele pytań do swojego towarzysza.

– A czym dokładnie są te bestie? – zapytała zaciekawiona kobieta. Wiele myśli kotłowało się w jej głowie. Nie bardzo rozumiała, czym są te potwory.

– Sam nie jestem pewien. Wydaje mi się, że żywią się energią życiową. Chyba mogą ją pozyskać jedynie z osób cierpiących. W jaki sposób to nie wiem — oznajmił Cień, poprawiając się na kanapie. – Te, z którymi dotychczas walczyłem, nie były większe niż duże psy. Twój był inny. Silniejszy. Widać drzemie w tobie wielka siła — zakończył mężczyzna, przyglądając się kobiecie.

Domasława analizowała dokładnie jego słowa. Miały one sens, mimo wszystko. Mężczyzna mówił, że jej potwór był silniejszy. Doma zastanawiała się, czy to może mieć coś wspólnego z jej przeszłością. Naukami wicca oraz byciem wiedźmą. Posiadały one o wiele więcej energii niż zwykli ludzie. Wyjaśniałoby to, dlaczego jej potwór był o wiele silniejszy.

Cień chyba powoli domyślał się, że Domasława jest inna niż reszta ludzi. Kobieta wolała na razie nie mówić nic na temat tego, kim jest. Nie widziała potrzeby, aby o tym wiedział.

Jednak była zbyt zmęczona, aby teraz myśleć o takich rzeczach. To wszystko ją wymęczyło. Ukrywanie się przed potworem. Opatrywanie Cienia. Sprzątanie mieszkania.

Kobieta westchnęła ciężko. Czuła jak dopada ją zmęczenie. Jednak zanim pójdzie spać, musiała poznać odpowiedź na jeszcze jedno pytanie. Inaczej ciekawość nie pozwoli jej zasnąć.

– Wygląda na to, że będziesz musiał zostać tutaj, dopóki nie wyzdrowiejesz — oznajmiła kobieta. Tylko zostało jeszcze jedno pytanie, jakie musiała zadać. – To jak mam się do ciebie zwracać?

Cień spojrzał na nią lekko zaskoczony. Nie pamiętał, kim był kiedyś. Nigdy też nie zastanawiał się nad swoim imieniem. Nie widział wcześniej takiej potrzeby. Nie mógł z nikim rozmawiać. A teraz będzie musiał zostać u Domasławy.

To było dla niego najtrudniejsze pytanie.

– Nie chcę, żebyś jakoś mnie nazywała — oznajmił Cień. – Wiem, że miałem kiedyś imię, ale go nie pamiętam. Chcę je odzyskać — dodał lekko zasmucony.

– Rozumiem, tylko nie mogę ciągle wołać na ciebie ty albo hej — powiedziała zakłopotana Domasława.

– W takim razie, może być po prostu Cień — odrzekł mężczyzna.