Pisadełka tatrzańskie / Dorotka

Drukuj

Od redakcji:
Pisadełka to termin jakim określała swoje wiersze 16-stoletnia dziewczyna  Rybnika (to już tyle lat temu: wiersze ,,Dorotki'' pochodzą z 1980 r.) Wtedy dorośli już przyjaciele nastolatki zebrali  jej wiersze w tomik i wydali w formie  maszynopisu. Wtedy były to takie czasy: maszynopisy, powielacze... Tomik  nosił tytuł: JAK POMARAŃCZE. 

Jeden egzemplarz tego tomiku ten udało się ocalić i redakcja dysponuje jego egzemplarzem (prawdopodobnie ostatnim jaki się zachował). Będziemy chcieli go przekazać, przy sprzyjających okolicznościach do rąk własnych autorki.

Postanowiliśmy wybrane wiersze z tego tomiku publikować w naszym miesięczniku, aby ocalić je od zapomnienia.

A może komuś jeszcze dzisiaj dostarczą pozytywnych wrażeń, uczuć i emocji...

Poniżej kilka pisadełek powstałych na bazie fascynacji Tatrami.




MARZĘ O TATRACH


I.


Jutro zacznie się jesień
i będzie coraz więcej mgły...

Co roku o tej porze witałam góry.

Teraz duszę się 

w ciasnym, płaskim świecie

i zyję nadzieją, że kiedyś

spoza drżącej ściany deszczu

wyłonią się

wielkie i przyjazne,

piękne i rozśpiewana

                  jak cisza.

  

  

  

          * * *

Spadam na ziemię.

  

Taki sam kamień

leży na beczce z kapustą.

Tka sama trawa 

rudzieje w ogrodzie,

więc co u licha mnie tam ciągnie ?

  

   

   

          * * * 

Tęsknota gna między drzewa

i chcę biec prosto w niebo,

byle wyżej...

byle je zobaczyć...

          * * * 

... tylko kolorowe fotografie...

   


II.


Budzę się powoli...

...jakby skała była jednym snem...

oddychają świeżością...

  

  

Gdy równina dopiero

zaczyna dziwić się świteone prą już w pełnie dnia.

Zwolna dźwigają ciężkie głowy

i kadym uderzeniem serca

są bliżej nieba,

nieba i chmur,

które mają barwę i kształt

poranku Zmartwychwstania...


III.


Woda, wodeńka

drobna, drobniutka

drobniejsza niż świerkowe igły,

szybka, szybciutka

szybsza niż słowo.

Pod mostem zerka,

mruga przez szpary,

po kamieniach

kroplą piany perełką

mruczy, szemrze

cicho, cichuteńko

woda, wodeńka

plamka słoneczna

w coraz innej fali

i już dalej

już ucieka, ucieka...

i nie mam czasu powiedzieć

                        K O C H A M.

  


IV.


Korzeń jak brama

Przejdę - i będę w Tatrach.

Na powitanie jesień przystroiła kosówkę

w najpiękniejsze rudoczerwone igły.

  

Cień doliny czeka na mnie.

Za chwilę na tafli stawu

zacznie się taniec.

  

Zawiruję, az uniesie mnie wysoko,

wyrzej niż korzeń,

tam abym nigdy

nie musiała przechodzić

przez bramę powrotu.

   

   

   


V.


Kocham wszystko o maleńkie

                        i tę jedną wielkość.

Stanę uśmiechając się do słońca,

ostatni raz uklęknę w trawie,

wyciągnę dłonie pełne ogromu

                                spokoju

                                Ciebie

i rzucę się w dół,

żeby na zawsze pozostać

tam gdzie jest mi dobrze.


VI.


Odpadły od ściany

Tak zupełnie po prostu odpadły.

Ludzie płakali.  

Drogo każe sobie płacić - mówili.

A ściana jest po to, 

aby dawać szczęście.

 

Przecież to śmierć - dziwią się ludzie.

   

Ściana zawsze daje szczęście.

Mój maleńki słaby móżdżek

nie może go zrozumieć.

Ściana go rozumie.

Moje ślepe, maleńkie oczka

nie potrafią go dostrzec.

Ściana je widzi.

  

Zamarła Turnia spogląda oczyma

danymi jej przez Boga.

(okładka zachowanego maszynopisu wierszy Dorotki)


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

W ilustracji wykorzystano zdjęcie Zamarłej Turni: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Zamarla_Turnia.jpg