Piękny, piękniejszy, mit… / Joanna Radzio

Drukuj

Ostatnio natknęłam się na Instagramie na wymianę zdań o tym, jaki wygląd jest dla nas bezpieczny. A przynajmniej takie było założenie. Dyskusja wywiązała się pomiędzy jedną z najbardziej znanych trenerek fitness i instagramerką-lekarką. Każda z nich przedstawiała swoje racje o zawartości tkanki tłuszczowej i widocznie zarysowanych mięśniach. Nie zabrakło oczywiście okraszenia tego odrobiną uszczypliwości. Wyglądało to trochę jak przeciąganie liny. Pod przykrywką troski o zdrowie, toczył się spór o to, jakie granice w wyglądzie są dopuszczalne. Tylko czy taka granica została kiedykolwiek ustalona? Trudno też powiedzieć kto miałby to zrobić. Chociaż to zaledwie jeden z tysięcy przykładów sporów toczonych o wygląd ciała, to zastanawia mnie, dokąd to wszystko zmierza.

Ciało stało się towarem w mediach społecznościowym już dawno, a teraz możemy obserwować jedynie nasilenie tego zjawiska. Wystawiamy je na pokaz, napinamy, by prezentowało się jak najlepiej. Brakuje jeszcze tylko naklejenia metki z ceną. Chociaż wiadomo, że sukienka lepiej sprzeda się od zgrabnej influencerki...

Zatem z jednej strony mamy kult idealnego, wysportowanego ciała, które zawsze wygląda niczym zdjęte z wybiegu. Z drugiej, w kontrze – manifest nieogolonych nóg, rozstępów, fałdek i pomarańczowej skórki. I chociaż gdzieś w środku kryje się tak naprawdę ten sam człowiek, to walka jak zwykle toczy się o formę lub jej brak. Na myśl przychodzi mi Józio z licealnej lektury „Ferdydurke” Gombrowicza, który za wszelką cenę chciał z formą walczyć. My teraz też walczymy, buntujemy się, wylewamy na siebie wiadra pomyj, a to tylko po to, żeby rozstrzygnąć, czy ktoś wpisuje się w dany kanon piękna, czy nie.

Dlaczego na co dzień rzucamy w nasze ciała i pozwalamy rzucać innym pytaniami, które przypominają rzutki z impetem wbijane w tarczę? Nie za dużo tych fałdek? Dlaczego ten brzuch tak wystaje? Może zamiast tego, stojąc przed lustrem, warto spytać swoje ciało o co innego. Czy lubi zasypiać na prawym boku? Czy nie uwiera go nigdzie pasek od spodni? Czy jest zdrowe? Aż w końcu czy jest przez nas kochane?

            Wiele w kwestii postrzegania swojego ciała dała mi rozmowa z Jaśkiem Melą, który opowiedział historię o tym, jak postanowił zrobić swojej dziewczynie szalik na drutach. Poszedł do babci, przedstawił misję i uparcie powtarzał, że skoro zdobywa bieguny, to robienie na drutach też go nie pokona. Ze względu na to, że najwięcej wolnego czasu miał w pociągach, to tam powstawały kolejne centymetry szalika. Udało się. Co prawda nie na Boże Narodzenie, a na Wielkanoc, ale jednak. Wspomniał, że jego siostra później również postanowiła wykorzystać wiedzę babci, jednak szybko skwitowała swoje nieudolne próby powiedzeniem, że „przecież Jasiek miał łatwiej, bo chociaż nie plątały mu się ręce”. I tak myślę, że w tym internetowym szaleństwie też tylko dystans może nas uratować, bo to nie ilość czy jakość rąk i nóg decyduje o naszej wartości, a głowa i serce.

 


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.