Moja babcia mówi mi [...] / Marta Wałdoch

Felieton jest kopią tekstu opublikowanego przez Martę na Facebooku.
 

Moja babcia mówi mi: powinnaś zapisać to wydarzenie, w którym uczestniczysz w młodości, w jakimś pamiętniku. A ja mówię - babciu kochana, dobra, miła, mamy facebooki, instagramy, snapchaty od tego. Mamy tę przestrzeń do wypowiadania swojego zdania, swoich uczuć, swoich przemyśleń. Robimy to jednak publicznie, nie intymnie. Wszystko na pokaz. Ale w takim momencie, czy to takie złe? Wiele opinii, które przeczytałam są tak trafne, tak bliskie mojemu myśleniu, że cieszę się, że mam możliwość czytania, doświadczania, zobaczenia tego, że mam możliwość szukania odpowiedzi u innych, mądrzejszych, starszych. U tych, którzy widzą i wiedzą więcej.

Kiedy ponad miesiąc temu zaczynałam swoje ćwierćwiecze, myślałam o tym, co mogę zrobić, czego mogę doświadczyć, co mogę zdobyć. Ale te wszystkie plany, snute pod kocem, nie obejmowały rzeczy negatywnych, nie obejmowały rozczarowań, goryczy, zła, nienawiści, demoniczności świata. Może to z powodu zawodu. Wszak zawsze skupiam się na dobrych stronach, te złe przykrywając milionami uśmiechów i wesołych "dzień dobry, pani Marto" od rana.

To dziwny tydzień. O Absolucie, minął już tydzień. Kiedy wstawałam w zeszłą niedzielę, byłam pełna radości, dumy, szczęścia, pobudzającej niepewności, że będę współodpowiedzielna za najpiękniejszą akcję charytatywną. Kładąc się, czułam zmęczenie, niedosyt i niedowierzanie. W głowie setki pytań - jak? Dlaczego? Po co? Z jakiego powodu? Z jakiej przyczyny? Z jakim skutkiem? Z jakimi konsekwencjami? Moje pozytywne emocje związane z sukcesem WOŚPu straciły trochę barw w poniedziałkowe popołudnie. To był tydzień pełen sprzecznych emocji. Godziny rozmów w pracy z współpracownikami i uczniami (usłyszałam w piątek: pani Marto, już nie rozmawiajmy o tym. Ale jak nie rozmawiać? Otoczeni są tematem, informacjami, uczuciami. Trzeba to przekuć w dobro, trzeba uczynić z tego temat wychowawczy, trzeba się nad tym pochylić, trzeba wyjaśnić, pokazać, wytłumaczyć. Trzeba powiedzieć: stop, dzieciątka. To jest nasza przyszłość. Trzeba im pokazać, że zło nie prowadzi do niczego, że przemoc to droga donikąd, że nienawiść jest łatwa), z bratem i kumplami (detektywi moi dobrzy, moje anioły stróże od ran głębokich, moi rycerze od teorii spiskowych), z mamą i babcią (kochane kobiety, które oglądały wszystko i zdawały mi relacje, kiedy siedziałam nad wypracowaniami; moje kobiety, z którymi mogłam się dzielić swoją wściekłością, niezrozumieniem, przemyśleniami i w których znalazłam wsparcie).

Moja babcia mówi mi: skończyła się pewna epoka i ociera łzy. Moja babcia wyciąga zdjęcia prezydenta z moim dziadkiem, Sybirakiem, i z dumą pokazuje. Ustawia te zdjęcia na zakamarkach mebli. Wchodzę do jej pokoju i za każdym razem trudno jest na nie nie patrzeć. Te zdjęcia przyciągają jak magnes (myślę wtedy, kochany dziadku, gdybyś tu był, twoje serce pękłoby na pół. Spędzałbyś całe dnie w Gdańsku, przychodziłbyś i opowiadałbyś o tym, kogo spotkałeś, z kim się witałeś, ile było ludzi, co się działo, jak było zimno przez pogodę, ale ciepło od ludzkich emocji. Dziadku, uczyłeś mnie patriotyzmu od kiedy byłam dzieckiem i teraz, kiedy jestem dorosła, kiedy chętnie zaparzyłabym ci kawę i kiedy ja nauczyłam się pić kawę, więc mogłabym ją wypić z tobą i wysłuchać cię, i porozmawiać z tobą, ciebie nie ma. Ale mój kochany, jedyny poznany dziadku, nie mogłabym patrzeć na twoje łzy, bo wiem, że byś płakał, bo wiem, że przez twoje umiłowanie ludzi dobrych, dotknęłoby cię to tak bardzo. Więc patrzę na te zdjęcia i myślę, że ominęło go zło niewybaczalne, ale to zło nie może szukać zemsty, to zło musi być początkiem dobra. Wpółotwartą brameczką zmian). Moja babcia nie rozumie, nie śpi, a przeżyła wojnę. Widziała zło. Czy nie powinno być jej łatwiej?

Ale czy może być komuś teraz łatwiej? To jest moment przemiany. Moment dramatyczny, który mógłby stać się w każdym innym miejscu, ale w Polsce? W Gdańsku? Więc Gdańsk ponownie stał się na chwilę centrum Europy. Gdańsk, ukochany, najpiękniejszy, jedyne miasto, dla którego mogłabym poświęcić błogosławione wiejskie życie, stał się miejscem tragedii, ale i miejscem niebywałej miłości, połączenia, zjednoczenia, solidarności, jedności. I niech jednym z morza przykładów, które można przytoczyć, żeby to udowodnić, będzie wnoszenie trumny prezydenta przez prezydentów. To gest, który wzrusza, dotyka do cna, doprowadza do łez. To migawka, która zapadnie w pamięć na długo, pod powiekami i w sercu. Wszystko, co działo się w Gdańsku, co działo się w całym kraju, zapadnie w nas. Nie uciekniemy od tego. Dziwiłam się niejednokrotnie oglądając relacje, zdjęcia archiwalne, filmy, ukazujące Londyn po śmierci księżnej Diany. Ocean kwiatów, zdjęć, zniczy, świec, pluszaków. Teraz rozumiem dlaczego, skąd taka reakcja ludzi, skąd te emocje. Potrzebujemy siebie nawzajem. I Gdańsk to pokazał najlepiej jak umiał. Gdańsk to, po raz kolejny, miasto jedności.

Przywidz dziś. Po tygodniu. 30 kilometrów od miasta żałoby, smutku, nieszczęścia, rozpaczy. Ale to nie kwestia kilometrów, to kwestia niezgody, niezrozumienia, braku akceptacji, bólu i żalu na to, i za to, co się stało, jak się stało, kiedy i komu. Jesteśmy dziś razem, bo razem jest łatwiej, raźniej. Razem można przez to przejść, można szybciej zrozumieć. Razem można przetrwać, można coś zmienić. Niech tak zostanie.

Bo nie wolno nam się poddać.

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation