Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Graficzny identyfikator działu EDUAKCJAgraficzny identyfikator działu FELIETONY

Null Bock / Włodek Kostosz (gościnnie)

Wczoraj wysłuchałem wykładu pewnego Doktora nauk politycznych i ekonomicznych na temat pokolenia urodzonego na styku tysiącleci, czyli pokolenia Z. Sam Doktor B. jest przedstawicielem pokolenia X i ma dzisiaj 48 lat, więc jeszcze nie porusza się z chodzikiem. Gdybym to ja takie opinie kolportował, zachodziłoby podejrzenie, że rano nie wziąłem wszystkich tabletek, ale nie młody człowiek z doktoratami, dorobkiem naukowym i wykładami na całym świecie. Tak się teraz sprytnie tym doktorem podparłem, gdyż to co mówi, jakby mi z serca i duszy czytał, że się tak poetycko wyrażę, gdyż lubię poetów.
Otóż Doktor B. twierdzi, że pokolenie Z (urodzeni 1997-2012) jest bardzo poważnym i realnym zagrożeniem dla rozwoju naszych europejskich społeczeństw i to na wielu poziomach, ale szczególnie na poziomie ekonomicznym. Argumentacja naukowca i moje doświadczenie życiowe skłaniają mnie do twierdzenia, że to zagrożenie dopadnie nas najdalej za pięć do dziesięciu lat, a preludium tego co nas czeka, widzimy już dzisiaj. Dlaczego, wytłumaczę za chwilę i nim to zrobię wrzutkę historii sprzed kilku lat.
Odprawiałem przeciętną, a po garderobie sądząc, dobrze sytuowaną rodzinę z dwojgiem dzieci w wieku około 15 lat, chłopak i dziewczyna. Spojrzałem na karty pokładowe, które opiewały na przelot dobrą linią lotniczą na Ibizę. Panna prezentowała sobą przykryty nie-permanentnym makijażem trądzik młodzieńczy, permanentny foch i brak zainteresowania czymkolwiek także permanentny. Niemcy nazywają ten stan euforycznej ciekawości świata, określeniem - Null Bock, co w wolnym tłumaczeniu znaczy “mieć wyjebane” na wszystko. Kawaler natomiast różnił się od swojej siostry jedynie tym, że trądziku nie dało się niczym zakamuflować, oczywiście także płcią prawdopodobnie biologiczną, gdyż deklaracja czegokolwiek, na pierwszy i kilka kolejnych rzutów oka, przekraczała jego motywację w najbliższej pięciolatce. Oboje jeśli czegoś nie odburkiwali monosylabami własnym rodzicom i mnie, byli zajęci swoimi komórkami. Taki stan ekscesywnej kooperacji podczas odprawy pasażerów nie jest przesadnie produktywny, więc w końcu ryzykując stres z rodzicami, otworzyłem dziaderski ryj mniej więcej tak.
- Słuchajcie smarkacze. Być może wyjazd na dwa tygodnie luksusowych wakacji z własnymi rodzicami jest dla was doprawdy traumatycznym przeżyciem. Niestety ten świat jest jeszcze brutalniejszy niż przypuszczacie i chciałem was do tego już teraz przygotować bez znieczulenia. W tym kraju żyje tysiące dzieci, które byłyby szczęśliwe gdyby mogły wyjechać gdziekolwiek na wakacje, gdyby nie musiały nosić ciuchów po starszym rodzeństwie i mieć drugie śniadanie do szkoły. Więc skoro macie już tyle szczęścia, że tych dwoje sympatycznych ludzi jest waszymi rodzicami, to skupcie się na te kilka pieprzonych minut. Mnie zwisacie kompletnie wy i wasz urojony problem, ale za wami stoi kilkaset osób i ja nie mam czasu na wasze fochy, gdyż ci wszyscy ludzie nie zwisają mi w żaden sposób. A jak wam się nie podoba, to won na koniec kolejki.
Małolaty stały kompletnie zaszokowane, ich rodzice też. Pomyślałem sobie, no to Kostorz teraz będziesz miał problem. Po kilku sekundach małolaty wrzuciły wszystkie rzeczy do koszy i karnie przeszły przez skaner. Podeszli rodzice, będzie dym pomyślałem, a matka powiedziała - Dziękuję Panu, nawet pan nie wie jak bardzo.
Przytoczyłem tę historię, gdyż Doktor B. właśnie podobną sprawą rozpoczął swój wykład. Wprawdzie doktor uczył się prawdopodobnie lepiej niż ja i nie musi doginać na lotnisku, ale jego badania naukowe w pełni potwierdzają moją bogatą praktykę zawodową, wliczając w to najmłodszych kolegów i koleżanki. Co za niespodzianka. Już z tego powodu twierdzę, że Doktor B. przeprowadzał rzetelne badania. Punkt widzenia naukowca postaram się przybliżyć własnymi słowami.
Nasi dziadkowie wychodzili z domów w wieku około piętnastu lat. W tym wieku trafiali do prawdziwego świata pełnego brutalnych przeszkód i rozczarowań, musieli się z nim zmierzyć. Niektórzy przeżyli dwie wojny. Nasi rodzice mieli więcej szczęścia. Mogli ukończyć szkoły i wejść w życie w wieku 18-20 lat, ale też musieli o wszystko walczyć. Następne pokolenie przedłużyło sobie okres inkubacji czasami do trzydziestego roku życia. Niestety pokolenie Z prawdopodobnie nie ma w ogóle ochoty dorosnąć, ma jedynie żądania wobec całego świata.
Niestety takie są skutki przychylania naszym pociechom nieba. Moje pokolenie (mówi Doktor) było ostatnim, które nie było zabierane na luksusowe wczasy. Nas wysyłano jeszcze na obozy, rajdy, wędrówki. Tam poznawaliśmy rówieśników i fakt, że świat nie jest dla wszystkich sprawiedliwy, więc o wszystko trzeba walczyć, a przynajmniej sobie na to zapracować. Tam musieliśmy dokonać pewnego wysiłku by zyskać przyjaciół, osiągnąć postawione cele, by ich nie rozczarować. Nikt nie nosił za nas plecaków, uczyliśmy się podstawowych umiejętności, poznawaliśmy życie i świat.
Dzieci się nudzą, a niech się do cholery nudzą, już po krótkim czasie wymyślą sobie jakąś zabawę, tak jak my. Nie wykupujcie dzieciakom kosztownych atrakcji tylko po to by się nie nudziły i miały nas za super rodziców. W ten sposób permanentnie zabijamy w nich wyobraźnię, aktywność, charakter i ciekawość świata. W ten sposób uczymy je, że wszystko im się należy z automatu, wystarczy strzelić focha. Produkujemy kaleki, które nie dadzą sobie rady w życiu, gdyż rezygnują przy najmniejszej przeszkodzie.
I byłoby wszystko ok, gdyby nie jeden drobny szczegół. W życie zawodowe powinno już wchodzić pokolenie Z i jakoś nie wchodzi w swojej demograficznej masie. Sytuacja zaczyna być już teraz niebezpieczna dla gospodarki. Tyle Doktor B.
Obecnie w Niemczech oficjalna liczba niepracujących (bo bezrobotni to inna kategoria) wynosi 3,5 miliona, natomiast liczba otwartych miejsc pracy wynosi prawie 2 miliony i to na wszystkich możliwych poziomach, od sprzątaczki po lekarzy i inżynierów. Coś tutaj nie gra, bo nie może. Pięćdziesiąt procent abiturientów planuje po maturze minimum roczną przerwę na Work-Life-Balance. Jeszcze nie wiedzą co chcą robić, co ich interesuje i jakie mają plany. Podobnie jest z uczniami szkół realnych i co gorsza ze studentami. Coś jednak trzeba robić. Nie tylko by coś robić, ale by mieć przed samym sobą wytłumaczenie i poczucie, że się coś robi, gdyż gdzieś tam w tyle czaszki jednak czai się świadomość bycia (niestety) pasożytem. Rośnie nam natomiast liczba aktywistów wszelkiej maści. Ratują świat, tylko jakoś pracować nie ma komu. W tej chwili sytuacja w Niemczech jest już realnie pomierzalna i grozi ciągłości ekonomicznej państwa. Praktycznie każda firma panicznie szuka narybku proponując cuda, w zamian chcą jedynie chęci.
Greta Thunberg kilka lat temu powiedziała, że ukradliśmy jej marzenia i zmarnowali dzieciństwo. Niestety miała przypadkowo rację, niestety ona to kompletnie inaczej rozumiała. Zmarnowaliśmy niczego nie wymagając.
Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation