Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

numer 41 jest obecnie redagowany i zostanie zamknięty w dniu 1 lipca 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Tu stała olsza / Patryk Zalaszewski

Opowiadanie zajęło pierwsze miejsce w 3 edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Bolesława Prusa na opowiadanie młodzieży, Zobacz: https://e-kreatywni.eu/index.php/2-kreatywni/1471-laureaci-3-edycji-naszego-konkursu-literackiego.

Nagroda w wysokości 1500 zł ufundowana przez Marszałka Województwa Pomorskiego, Pana Mieczyslawa Struka.




Pamięta, jak pierwszy raz wypłynął w morze, pamięta,  że z kutra znosił po trzy skrzynki ryb, a nie jak inni po dwie, i pamięta imiona wszystkich chłopaków z przystani.

            Nie pamięta kazania na swoim ślubie, nie pamięta nazwisk kolegów ze szkoły podstawowej, nie pamięta, czy rano był w toalecie, czy jeszcze nie.

            Józef Szymański siedzi w fotelu, trzymając ręce na wysokich oparciach. Tylko z takiego fotela potrafi jeszcze wstać. Przed nim gra telewizor. Czeka na córkę. Ma osiemdziesiąt pięć lat i czeka na ostatnią i jedyną osobę, która go odwiedza.

            W telewizorze nadają dziennik. Mówią o rosnącej inflacji, eskalacji napięcia, recesji. Mówią, że historia zatacza koło.

            Józef słucha. Widzi słabo, bo jedno oko ma mimowolnie przymknięte. Powieka opadła i obraz na zawsze się rozmazał. Drugie za to szeroko otwarte. Słyszy dobrze. Niewiele do niego dociera, ale słyszy, że historia zatacza koło i powtarza pod nosem:

            zatacza koło.

            Próbuje się nad tym chwilę zastanowić, ale zdania uciekają mu z głowy. Spływają gdzieś w głąb ciała i znikają zupełnie.

            Józef uważnie słucha nadawanych wiadomości i chce zapamiętać jak najwięcej, żeby opowiedzieć Magdzie, gdy przyjdzie. Chce mieć co do niej mówić. Nigdy nie chciał mówić tak bardzo, jak teraz i nigdy nie miał tak mało do opowiedzenia.

            Jego dłonie gęsto pokrywają plamy wątrobowe. Drżą jak liście na słabym wietrze. Przygląda im się uważnie. Skóra cienka i nieprzyjemna w dotyku, jak papier, naciągnięta na dwadzieścia siedem kości. Na niej kształty zabarwione brązowym pigmentem. Franciszek ma osiemdziesiąt pięć lat i nigdy nie słyszał słowa pigment. Zawsze myślał, że to plamy po życiu, tak po prostu. Myślał też, że słońce wschodzi i zachodzi, też tak po prostu, i że człowiek nie musi wiedzieć, jak i po co. Ta wiedza nie jest słońcu potrzebna do wstawania, a człowiekowi nie jest potrzebna do życia.

            Dłonie ma duże. Kruche, ale duże, bo spuchnięte od pracy na przystani. Gdy dotyka palcem lewej dłoni dłoń prawą, czuje wbijające się haczyki, bruzdy wyżłobione ostrymi siatkami i ciężar skrzyń pełnych ryb. Czuje ten zapach i strach. Czuje morze i wilgoć na skórze. Czuje rybie wnętrzności i to, jak przelewają mu się między palcami. Całe życie spędził na morzu i na przystani. Chciałby tam pójść, ale sił starcza mu tylko na dojście do toalety. Czasem, coraz rzadziej.

            Kiedyś w telewizorze zobaczył program o rybakach, którzy pływali na żelaznych statkach, tak wielkich jak okręty wojskowe. Powoli i z trudem podniósł pilota, żeby zmienić kanał. Nie chciał widzieć. Wolał myśleć, że inni tracą swoje życia zupełnie jak on, marznąc i trzęsąc się z zimna na wąskiej powierzchni drewnianego kutra. Łatwiej mu wtedy znieść to, co z niego zostało po życiu, które przeżył.

            Siedzi w fotelu, który Magda wkrótce wyrzuci. Obserwuje i słucha, co dzieje się w telewizorze, ciężko przy tym oddychając. Zupełnie jak ryba, która bezgłośnie próbuje złapać powietrze.

            Józef dobrze wie, jak wygląda. Widzi się czasem w lustrze, przy którym przystaje na moment, gdy idzie do łazienki. Rzadko myśli o sobie silnym, wypływającym w morze i przerzucającym tony ryb na przystani, a częściej o sobie starym, który rozchyla usta bezwiednie, jak ryba.         

            O tym, że jest stary, przypomina mu też otwarta lodówka. Magda regularnie robi zakupy, więc zawsze coś stoi w lodówce. Józef zaglądając do niej, widzi, że Magda była, nawet jeśli nie pamięta jej wizyty.

            Przypomina sobie wtedy o jej matce, Hance, którą poślubił w roku sześćdziesiątym szóstym, mając dwadzieścia pięć lat, która urodziła mu jedyne dziecko sześć lat później i która odeszła od niego w osiemdziesiątym trzecim, gdy Magda miała lat jedenaście. Przez kolejne dziewięć w ogóle ich nie widział. Wyjechały do miasta, a on został. Pływał, zarabiał marnie i dużo pił. Życie jakoś się toczyło. Ani spiesznie, ani wolno. Niektórzy mówili, że trochę byle jak, choć Józef uważał, że w sam raz.

            - Moja Anka mówi, że Magda studiuje ekonomię, czy coś. Jedź do niej, zabierz gdzieś, pogadaj – powiedział mu Włodyka, któregoś razu na przystani. Kończył się akurat sezon połowu dorsza, więc czasu było sporo.

            - Może pojadę. Zobaczę jeszcze.

            Następnego dnia ubrał najelegantsze ciuchy, jakie znalazł, wsiadł w pekaes i pojechał.

            Na miejscu nie wiedział co robić. Spędził noc w hotelu. Pierwszy i ostatni raz w całym życiu. Rano poszedł na uczelnię, pytał, aż wreszcie wypytał i znalazł Magdę.

            Stanął przed nią z kwiatami. Dała się zaprosić do kawiarni, którą sama wybrała.

            Zamówił im po kawie, ani na moment nie odrywając dłoni od bordowego obrusu. Pierwszy raz był w takim miejscu. Czuł się nieswojo. Nie wiedział co mówić, jak pytać. Był dokładnie ogolony, miał na sobie marynarkę, koszulę, nawet krawat. Był u fryzjera. Wiele rzeczy zrobił wtedy po raz pierwszy i ostatni w życiu.

            Magda opowiedziała trochę o uczelni, zajęciach, wykładowcach i swoich planach na kiedyś. Mówiła krótko i ogólnie. Gdy tak do niego mówiła, przez myśl mu przeszło, żeby rzucić wszystko w psią mać i wynieść się do miasta. Mógłby tu otworzyć wędliniarnię i jakoś żyć. Przecież żyją tu ludzie, to i on by mógł. Każdy by mógł.

            Magda jeszcze trochę mówiła, a gdy przestała, zapytał ją o Hankę. Odpowiedziała, że mieszkają razem i że mama ma się dobrze. Powiedział, że w zeszłym roku przed zimą ściął olszę, tą z podwórka i że w domu jakoś tak pusto bez nich. Magda wstała, ubrała się, powiedziała, że go nienawidzi i wyszła.

 

            Józef  Siedzi w fotelu. Patrzy w ekran telewizora.

            Magda przyszła kilka minut temu. Rozpakowuje zakupy. Mówi, że weszła tylko na chwilę i że musi zaraz lecieć, bo Piotrek czeka w samochodzie. Dodaje, żeby zjadał jogurty, bo kisną w lodówce.

            Piotrek jest mężem Magdy. Józef nigdy nie zamienił z nim słowa. A może zamienił, wtedy, na ślubie. Już sam nie pamięta.

            Nie może jednak pamiętać, bo Magda na ślub go nie zaprosiła. O ślubie dowiedział się kilka lat później. Nie widział Piotrka. Magda mu o nim kilka razy opowiadała, ale już o tym zapomniał. Tak samo zapomniał, jak mu mówiła, że zmarł Włodyka i że na pogrzeb trzeba pojechać.

            - Włodyka umarł.

            - Stary, czy młody?

            - Stary.

            - Na co?

            - Na serce.

            - Szkoda.

            A teraz patrzy na nią i drżą mu oczy. Drżą też dłonie. Magda porusza się po domu szybko i sprawnie.

            - Co na przystani? – pyta ją.

            Magda nie wie, bo mieszka kilkanaście kilometrów dalej. W mieście, w trzypokojowym mieszkaniu na ulicy Ratajczaka, z Piotrem i swoją matką, Hanką. Czasem odwiedza ją dwójka dzieci. Nie wie co na przystani i ją to nie interesuje.

            - Nie wiem tata, ale zapytam. Opowiem ci, jak przyjadę – mówi, nie przerywając rozpakowywania zakupów. – Herbaty ci zrobię.

            Józef pije herbatę. Siorbie ją powoli. W telewizorze nadają jakiś film. Nie wie jaki. Ogląda.

            Rozgląda się. Magdy nie ma.

            Trzyma ręce na bordowym obrusie, w ustach czuje smak kawiarnianej kawy i słyszy, jak Magda mówi, że go nienawidzi. Przypomina sobie, że on   też siebie nienawidzi. Szuka powodu. Żałuje, że wtedy nie otworzył wędliniarni i żałuje, że wiele, wiele lat temu ściął olszę. Bez niej podwórko jeszcze bardziej puste.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation