Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

numer 41 jest obecnie redagowany i zostanie zamknięty w dniu 1 lipca 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Podwiązka / Paulina Bryś

Opowiadanie zajęło TRZECIE miejsce (ex aequo z opowiadaniem: Buty i wymagania autorstwa Karola Sajnok)  w 3 edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Bolesława Prusa na opowiadanie młodzieży, Zobacz: https://e-kreatywni.eu/index.php/2-kreatywni/1471-laureaci-3-edycji-naszego-konkursu-literackiego 

Nagroda w wysokości 300 zł ufundowana przez Fundację Kultury WOBEC.  http://fkw24.pl/

(Nagroda w wysokości 600 zł została rozdzielona pomiędzy laureatów 3 miejsca przyznanego ex aequo dwojgu autorom.)




  

  

 

Mądra, wysoka, szczupła, na ramiona opadają jej długie, lśniące włosy - moja Agnieszka. Nie mogę wyjść z podziwu, jaka jest piękna.

- Mamo... Ona jest za długa, wyglądam jak stara baba. Nikt nie chodzi już w takich sukienkach.

- Przecież ślicznie w niej wyglądasz. Do tego ten haft, pasuje Ci idealnie.

- Boże... Chodźmy już stąd, proszę.

Natychmiast podbiegła do nas pani, która od naszego wejścia do sklepu co minutę sprawdza, czy wszystko w porządku, czy nie trzeba nam pomóc, czy nie potrzebujemy innego rozmiaru, bo przecież może przynieść...

- Chyba nic z tego, ale bardzo dziękujemy pani za pomoc.

I tak przez cały dzień. Centrum handlowe przeszłyśmy dwa razy, bezskutecznie. W drodze powrotnej wstąpiłyśmy jeszcze do kilku mniejszych sklepików. Kolejne sukienki to zbyt długie, to zbyt ciemne, zbyt jaskrawe, uszyte ze zbyt grubego materiału, a do tego wszystkie koleżanki mają już przygotowane kreacje od sukni po kolor brokatu na paznokciach.

Ustaliłyśmy, że wstąpimy jeszcze do jednego sklepu i wracamy do domu. Obie byłyśmy już wykończone. Ale o dziwo, udało się!

Do studniówki zostało jeszcze kilka dni. Następnego dnia Aga uparła się, że po dodatki pójdzie z koleżankami. No dobrze, wiadomo, że młodzi wszystko wolą robić z rówieśnikami, więc dołożyłam jej tylko trochę pieniędzy i życzyłam udanych poszukiwań. Wybiegła z domu cała rozradowana. A ja, w końcu mając odrobinę ciszy i spokoju, zabrałam się za poprawianie wypracowań moich uczniów. Temat rzeka, czym jest dla ciebie odwaga. Posypały się opisy trudnych zawodów. Strażacy zmagający się z żywiołem ognia, którzy narażają dla nas swoje życie, lekarze, pielęgniarki, żołnierze, policjanci, a nawet kominiarze. Ci ostatni, jak to ujął Michał, pracowali na bardzo wysokich kominach, żeby ludzie mogli mieć ciepło. Oryginalne, nie można powiedzieć. Kilka osób opisywało wspieranie innych i bronienie ich przed tymi, którzy uważają się za lepszych i silniejszych, co daje im prawo do naśmiewania się, aż tu nagle, kolejna praca... Niezupełnie wiedziałam, o co chodzi. Och tak, wiedziałam o co chodzi, ale nie potrafiłam tego pojąć. Szybko odwróciłam pracę na drugą stronę - pusta. Ponownie spojrzałam na pierwszą, malowało się na niej, napisane ogromnymi literami „właśnie TO jest odwaga”.

Dwunastoletnie dziecko odpowiedziało na zawiły temat jeszcze bardziej zawiłą odpowiedzią. Z marszu w mojej głowie posypały się pytania, czy Piotrek napisał to sam, czy przemyślał swoją odpowiedź i faktycznie chciał pokazać, w jaki sposób działa według niego odwaga, jak właściwie ocenić taką pracę? Nie można mówić tu o sztampowym wstępie, rozwinięciu czy zakończeniu. Błędów w pisowni też nie ma. Praca składająca się z czterech słów, jednocześnie wywierająca tak nieopisane emocje.

- To ja! - z głębokiego podziwu wyrwał mnie krzyk wchodzącej Agi.

- Cześć - odbąknęłam.

- Co ci się stało?

- Mi? Hę? A nie, nic. Popatrz na to – podałam jej pracę, nad którą tak się zamyśliłam. - Genialne.

- No, ciekawe. Ja idę na górę jak coś.

Jak mogła to zignorować? Nieważne. Jak ja mam to ocenić? Postanowiłam zrobić sobie przerwę i przygotować coś do zjedzenia.

Podczas kolacji wypytałam Agnieszkę o zakupy. Pokazała mi kolczyki i łańcuszek, które kupiła. Z nieopisanych powodów denerwowałam się i nie potrafiłam doczekać tej studniówki tak samo albo i nawet bardziej niż ona sama.

- Zabawa zabawą, ale przypominam, że wciąż masz zajęcia, a prace domowe same się nie odrobią.

- Dobrze, mamo.

- Nie „dobrze, mamo”, tylko trzeba zapracować na dobre oceny...

- Zapracować na dobre oceny, zdać maturę na sto procent, dostać się na porządne studia, tak, tak, wiem wszystko, mam warunki do nauki, tylko trochę chęci, ty w moim wieku...

- Śmiej się, śmiej... Jak tylko umyjesz naczynia, do zadań.

- Się robi. Dzięki za kolację.

Energicznie wstałam od stołu, weszłam do pokoju, usiadłam przy biurku i obok podpisu „Piotr Malczewski” wystawiłam wielkie, czerwone 6.

Nareszcie sobota. Łukasz, chłopak Agi, ma przyjechać po nią ze swoim tatą za godzinę. Paznokcie już wymalowane, fryzura gotowa, a moja malutka Agusia biega tam i z powrotem, to szukając butów, to wsuwek, bo za chwile wszystko jej się na głowie rozleci. W całym domu pachnie lakierem do włosów wymieszanym z perfumami. Stwierdziłam, że chyba i tak jej się już do niczego nie przydam, więc zajęłam się przygotowaniem zajęć na przyszły tydzień. Zanim zaczęłam, położyłam na biurku małe pudełeczko z kokardką, które przygotowałam już dobrych parę dni temu. Na pewno o niej zapomniała. Mały dzieciak cieszył się we mnie, jakbym to ja miała dostać ten prezent.

Upłynęło może pół godziny i usłyszałam za plecami:

- I jak wyglądam?

Oczom ukazała się moja mała córeczka, ubrana w obcisły, krwisto czerwony skrawek materiału ledwo zakrywający jej pośladki z doczepioną u dołu falbanką. Szpile, które miała na nogach, dodawały jej co najmniej dziesięć centymetrów wzrostu.

- Gdzie jest twoja sukienka? - dałam radę powiedzieć w osłupieniu.

- To jest moja sukienka. Oj, mamo, wiem, że powinnam iść w tamtej, ale żadna z moich koleżanek w takiej nie idzie, nie chcę wyglądać jak beza.

Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy jest mi przykro, czy jestem zła, czy powinnam kazać jej w tej chwili się przebrać. Nie wiedziałam. Stałam tak i nie wiedziałam. Na szczęście przypomniałam sobie o prezencie. Wzięłam malutkie pudełeczko z biurka i podałam je Agnieszce.

- Mam tutaj dla ciebie mały drobiazg, o którym chyba zapomniałaś.

- Mamo, nie trzeba było niczego kupować, mam już wszystko.

- Otwórz - powiedziałam już z uśmiechem, który powrócił na moją twarz.

Otworzyła pudełeczko, wyjęła zawartość. Czekałam na jakiś uśmiech, okrzyk radości, przyznanie racji, że faktycznie zapomniała, cokolwiek. Tymczasem Aga, z dziwnym grymasem na twarzy, podniosła rąbek swojej sukienki, spod której wyłoniła się śliczna, czerwona i ozdobiona identycznymi jak jej kolczyki cekinami podwiązka.

W drzwiach stał już Łukasz, nawet nie wiem, kiedy się pojawił. Coś tam do mnie powiedział, skinęłam mu tylko głową. Już ich nie było.

Wzięłam ze sobą porzucone przez moją córkę pudełeczko, przeszłam do salonu i usiadłam w głębokim, czarnym fotelu. Spod uchylonego wieczka spoglądała na mnie nowiutka podwiązka. Wsunęłam w nie palce i delikatnie wyjęłam drobny kawałeczek materiału. Moją skórę od razu przebiegł dreszcz. Kiedy ja byłam w szkole średniej, w domu się nam nie przelewało. Wiedziałam, że na żadne sukienki od rodziców nie dostanę, więc wiele miesięcy wcześniej zaczęłam zbieranie pieniędzy. Po złotówce, po dziesięć groszy, zbierałam zawzięcie, aż napełniłam cały słoik po kawie. Kiedy podliczyłam całą kwotę, na moje nieszczęście zauważyła to moja mama. Pokiwała głową i stwierdziła, że przecież mogę kupić sobie porządną sukienkę w lumpeksie u ciotki Krychy, ona ma tam same porządne rzeczy. Wymiana opinii na temat wagi studniówki i potrzeby nowej, pięknej sukienki nie miała zbytniego sensu, mama zostawiła mnie z na wpół pustym słoikiem, bo prądu używam, to na rachunki też mogłabym się dorzucić skoro mnie stać. Na odchodne krzyknęła tylko. żebym nie martwiła się o podwiązkę, że ona się tym zajmie. Sama bym się tym zajęła gdybyś nie zabrała mi pieniędzy. Tata nigdy nie reagował. Nie wiem, czy się jej bał, czy było mu wszystko jedno. On też oddawał jej wszystkie zarobione pieniądze. Siedział na krześle w kuchni przy oknie z papierosem i po raz chyba dwudziesty czytał tą samą gazetę. Z ilością pieniędzy, która mi została, nie miałam do wyboru nic innego tylko mały sklepik cioci Krystyny. Ta pomogła mi coś wybrać, a nawet przerobić nieco sukienkę, żeby nie wyglądała jak o parę rozmiarów za duża. Najlepsza część przygotowań miała dopiero nastąpić. Mama po powrocie z pracy szybko nalała każdemu ziemniaczanej i kazała mi się zbierać. Stwierdziła, że ze mną u boku szybciej jej pójdzie. Nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi, ale z mamą się nie dyskutuje. Zaprowadziła mnie do pani Joli, z której córką bardzo często bawiłyśmy się w dzieciństwie. Była o rok ode mnie starsza, ale bardzo się lubiłyśmy. Już u progu zaczęło się przedstawienie. Mama opowiadała, jak to nie ma pieniędzy, jak to strasznie ciężko utrzymać rodzinę, a do tego dopiero co wszystkie rachunki poprzychodziły, zrobiła z nas ostatnich nędzników. Może i byliśmy biedni, ale taką samą scenę odegrała ze mną u boku w jeszcze trzech domach, aż znalazł się ktoś, kto miał starszą ode mnie córkę i komu udało się odnaleźć starą podwiązkę. Mama była wniebowzięta, cieszyła się, że tak szybko nam poszło, w drodze do domu opowiadała jeszcze w ilu to, miejscach już pytała, ale albo nikt już nie miał albo też akurat była mu potrzebna.

Przyjrzałam się podwiązce jeszcze raz. Poczułam, zupełnie jak w dzień mojej studniówki, jak paląca czerwień przechodzi z uda, po żebrach prosto na policzki. Do tego seria pytań, czy ktoś wie skąd ją mam, a może, co gorsza, moja mama żebrała o nią także w domu jednego z moich kolegów z klasy, na pewno tak było. Czułam jak płonę ze wstydu. Przecież to tylko kilka złotych. A do tego ta sukienka.

Całym moim dorosłym życiem broniłam się przed staniem się mozaiką moich rodziców. Chyba nie dowiem się, czy słusznie.

Nie mam pojęcia, kiedy dokładnie zapadłam w głęboki sen, z którego wyrwał mnie przeszywający dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłam go - to Aga. Jest dopiero dwudziesta trzecia, co tak szybko. Odbieram, a w słuchawce zapłakane:

- Mamo, przyjedź po mnie, proszę.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation