Księżniczki nigdy nie płaczą / Alicja Kostro-Olechowska

Drukuj

© by Alicja Kostro-Olechowska


KSIĘŻNICZKI NIGDY NIE PŁACZĄ

 

 

Niesamowite jest to, jak bardzo ludzie się zachwycają na widok mojej urody, po czym,  te same osoby  ze współczuciem, niesmakiem lub odrazą patrzą na moje nogi. Przecierają oczy  z niedowierzania, ponownie oglądają, czy aby na pewno to coś na wózku to nie jest sen.  Ale ja nie jestem wytworem wyobraźni. Naprawdę się urodziłam, naprawdę jestem piękna  i naprawdę zamiast nóg mam parę kółek. Do wózka przykuta jestem od dawna. Nikomu  nie zawiniłam, urodziłam się jak normalne dziecko. Tyle, że niedługo się tą normalnością nacieszyłam. Dla każdego byłam biednym dzieckiem. Dla niektórych moja niepełnosprawność oznaczała chorobę psychiczną. Nigdy nikt nie podchodził do mnie normalnie. Kiedy  ja nie pragnęłam współczucia! Nie chciałam, aby ci ludzie patrzący na mnie się litowali! Moim marzeniem od zawsze było  traktowanie mnie jak normalną nastolatkę. Jednak kiedyś ktoś boleśnie postanowił mi uświadomić, że nigdy taka nie będę.

Jechałam sobie korytarzem szkolnym. To była trzecia lub druga klasa. Minęłam jakąś nauczycielkę i dziewczynę. Usłyszałam, rozmawiały o mnie. Ponieważ zawsze byłam niższa,  nie zauważyły, że je słucham.

- Ktoś musi pomóc tej Blance z 2 a. Karola, wierzę w ciebie.

- A ta Blanka to kto? Ta na wózku?

- Tak. Proszę, nie chcę, żeby czuła się tu inna.

- No dobrze, ale....

Nie usłyszałam  reszty wypowiedzi. Pojechałam w stronę łazienki i zamknęłam się w kabinie. Bardzo mnie bolało, jak ta "Karola" skojarzyła mnie jedynie z tym beznadziejnym wózkiem.  Czy wszyscy tak o mnie myślą? Jako o tej "na wózku"? Tak. Prawda bywa bolesna,  a w tamtej chwili odczułam ją boleśnie, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Zrozumiałam wtedy istotną rzecz. Nieważne, ile się będę starać, i tak zawsze zostanę dziewczynką na wózku.

Bywały też gorsze przypadki. Na przykład weźmy sobie sytuację z siódmej klasy. Odbywał się wtedy szkolny konkurs śpiewu. Przypominam, jako jedyna w szkole byłam niepełnosprawna. Długo mnie przekonywali na kółku wsparcia, abym spróbowała. Każdy mógł wybrać dowolną piosenkę na dowolny temat. Czułam się niesamowicie podczas śpiewania. Wyniki zostały ogłoszone dokładnie dwa tygodnie później. Kiedy pani od muzyki uroczyście odczytała pierwsze miejsce, pociekły mi łzy. Wygrałam! Szczęśliwa odebrałam nagrodę, ale niedługo się cieszyłam. Jakaś dziewczyna z (chyba) ósmej klasy podeszła do mnie po apelu i powiedziała na ucho:

-  Wygrałaś tylko z litości! Jeździsz na wózku, to jedyny powód dla którego dostałaś  to pierwsze miejsce. Moim zdaniem Ewela zasłużyła sobie na tę nagrodę! To takie śmieszne,  że w tej sytuacji możesz się cieszyć. Twoja radość nie potrwa jednak długo, sukcesy osiągnięte litością, nie talentem, nic ci nie dadzą. Wszyscy cię tu lubią tylko z litości,  bo dyrka nam kazała.

Dopiero teraz wiem, że moja wygrana była całkowicie sprawiedliwa, ale wtedy bardzo mnie to zabolało. z litości? No tak, te wymuszone uśmiechy nauczycieli i naciągane oceny... A, i do dziś nie dowiedziałam się, kim jest ta cała Ewela.

Chyba jedyne osoby podtrzymujące moją samoocenę to przyjaciele z kółka wsparcia. To jest taka jakby "paczka" osób w podobnej sytuacji spotykająca się co tydzień.  Na dwugodzinnych spotkaniach opowiadamy o szkole, problemach, pytamy się o rady. Zaproponowała mi je moja terapeutka. Dawniej często płakałam z powodu mojej inności  i właśnie dzięki niej poznałam jedynych przyjaciół w moim życiu. To właśnie oni mnie przekonali do konkursu i nie raz pocieszyli. Najbardziej tego potrzebowałam w okresie między czwartą a piątą klasą. Dzieciaki widziały we mnie  dziwaka, chociaż nigdy nie byłam z nimi blisko. To właśnie wtedy znienawidziłam szkołę. 

Któregoś dnia w czwartej klasie nic nie zapowiadało kolejnego ciosu. Działo się to na przerwie. Wszyscy grali w butelkę, jak zwykle - beze mnie. w pewnej chwili taka jedna Andżela zakręciła butelką. Padło na Kubę. Akurat na nieszczęście stałam obok nich przyglądając  się w ciszy.

- Pytanie czy wyzwanie? - spytała Andżela.

- Wyzwanie - powiedział odważnie Kuba. Czemu odważnie? Bo ta dziewczyna zadawała naprawdę trudne wyzwania.

- Hmm..... Wymyśl przezwisko dla Blanki. - stwierdziła.

Zabolało po raz pierwszy.

- Kreatywnie. Mam pełną dowolność w wymyślaniu? - zapytał. 

- Tak.

Zabolało po raz drugi.

- Wiem! Kółkonoga!!! – wrzasnął, na całe szkolne podwórko. 

Zabolało najmocniej. Po raz trzeci. Nie chciałam być kółkonogą! Pragnęłam być normalną dziewczyną.

Dzięki kółku wsparcia udało mi się przetrwać najgorsze chwile. Do końca  szóstej klasy zdążyłam zostać nazwana: kółkonogą, małą stopą, wielkim kołem, małą dzidzią, mazgajem, beznogą (a ja mam nogi!!!!). Krótko mówiąc, zostałam zmieszana z błotem, ale moja ekipa mi pomogła. Mimo, że ciężko im było zrozumieć tą sytuację, bo nigdy w swoich szkołach  nie spotkali się z tak otwartym hejtem. Nie wiem, czy udałoby mi się przetrwać ten trudny czas  bez nich, a szczególnie bez Zośki. Też jeździ na wózku i jest kochaną przyjaciółką. Raz nawet  w wakacje razem nocowałyśmy. To jest moje jedno z niewielu najlepszych wspomnień w całym życiu. Bo wiecie, szkoła zajmuje bardzo dużą część życia, a wspomnienia z nią związane niekoniecznie były przyjemne. 

Któregoś szczególnie beznadziejnego dnia moja cudowna klasa mnie wyśmiała.  Na godzinie wychowawczej opowiadaliśmy o wymarzonym zawodzie. Wtedy (miałam dziesięć lat, czwarta klasa) chciałam być piosenkarką i to właśnie w tamtym momencie podzieliłam się z klasą moją głęboko skrywaną tajemnicą, jaką były marzenia. Zaraz potem usłyszałam wyzwiska typu "kółkonoga piosenkarka" lub "jaki pseudonim sobie wybierzesz? Pewnie mała stopa!". Chociaż wyzywający mnie uczniowie zostali ukarani, ból nie zniknął. Na kółku wsparcia podzieliłam się  tą historią i chciałam zrezygnować ze śpiewu, ale usłyszałam wtedy od Zośki bardzo ważne słowa: "Kiedy kwiaty  zamkną się na zawsze, niebo będzie wiecznie czarne, a słońce zajdzie za wzgórzem i już nigdy nie wzejdzie, wtedy możesz powiedzieć ~poddaję się~". To właśnie dzięki tym słowom nie straciłam wiary w siebie. 

Ale wróćmy do teraźniejszości. Dziś jest dzień idealny. Nikt nie może go zepsuć. Bo dziś jest pierwszy dzień w nowej szkole! w liceum! I najlepsze - nikt z mojej "kochanej klasy" się tam nie dostał!!! Jestem gotowa. Piękna na górze, na dole trochę mniej, ale co mi tam. Wkraczam  w nowy rozdział mojego życia! Mam nadzieję, że nie powtórzy się historia  z podstawówki..

 

 

(tekst nadesłany na 3 edycję Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im Bolesława Prusa na opowiadanie młodzieży. Publikujemy go w zgodzie z regulaminem konkursu)