Domasława opierała się o blat kuchenny, wpatrując się w „podarek”, jaki zostawiła jej ciotka.
Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. To pomogło jej zrobić duży krok w jej małym śledztwie. Była już naprawdę blisko odkrycia prawdy.
Ciotka podarowała jej portret sprawcy.
Podczas seansu rozlała ona kawę na kartki. Doma nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale jak obraz trochę wysechł przez ciepło w pokoju, twarz stała się widoczna.
Wyraźne rysy twarzy. Wystające kości policzkowe. Krótkie kręcone włosy. Gruby kark.
Domasława nie wiedziała, dlaczego, ale jak patrzyła na obraz, przechodziły ją ciarki. Zastanawiała się, czy ten człowiek jest taki zły, czy to może pozostałości energii ducha.
Ale jakoś nie widziała sensu tego roztrząsać. Nie to się teraz liczyło.
Musiała jakoś odnaleźć tego człowieka. Przez chwilę rozważała pójście na policję. Nie wiedziała, czy ten człowiek nie jest niebezpieczny. Zabił jej matkę, więc musiała spodziewać się wszystkiego. Tylko szybko zrezygnowała z tego pomysłu.
Sierżant Jankowski, prowadzący jej sprawę zabronił jej się w to mieszać. Zero samowolki, czy samozwańczej sprawiedliwości.
Nie mogła z tym do niego pójść. Z tego powodu, ale i z tego, że nie wiedziałyby, jak wyjaśnić skąd ma rysopis. Nie mogła im przecież powiedzieć, że od ducha. Od razu trafiłaby do jakiegoś zakładu zamkniętego.
Musiała znaleźć jakiś inny sposób.
Zastanawiała się również nad wynajęciem detektywa. Byłoby to najbardziej komfortowe dla niej rozwiązanie. Nie musiałaby mu nawet mówić, dlaczego chce znaleźć tego faceta albo skąd ma zdjęcie. Byłaby to profesjonalna pomoc. Jednak największym przeciwskazaniem był koszt takiego przedsięwzięcia.
Nie ma za dużo pieniędzy, od kiedy sklep jest zamknięty. Przez urlop dziekański nie ma już możliwości pobierania stypendium naukowego. Jedyne, z czego mogła korzystać to środki, jakie zostawiła jej matka. Niewiele tego było, więc nie mogła nadwyrężać już i tak lichego budżetu.
Musiała wybrać inną ścieżkę, która nie będzie, aż tak kosztowna, jak wynajem prywatnego detektywa.
Westchnęła ciężko. Przeszła się po pokoju, rozmyślając nad jedynym wyjściem, jakie jej zostało. Bardzo nie chciała tego robić. Ale ostatnimi czasy wszystko wręcz zmusza ją, aby odgrzebała swoją przeszłość.
Miała wrażenie, że cały świat próbuje zmusić ją do powrotu do czarów. Nawet jeśli to one jej ostatnio pomogły, bardziej niż zwykłe rozwiązania.
Ale musiała przyznać przed samą sobą to, że to na tym znała się lepiej. To właśnie w tym się czuła. To powinna robić. Pierwszy raz od dawna czuła, że robi to, co powinna. Jednak miała pewne obawy. Gdyby jej przyjaciele dowiedzieliby się, co robi, musiałaby się gęsto tłumaczyć. Tylko że nie jest taka głupia, żeby do tego dopuścić.
Chociaż będzie musiała kłamać przed przyjaciółmi. Nie była za tym, ale czy pozostało jej coś innego?
Westchnęła ciężko.
– Cień — zawołała kobieta. Dalej nie mogła się przyzwyczaić, aby go tak nazywać. Chociaż to lepsze niż „hej, ty!”, jednak to naprawdę dziwnie brzmi. – Musimy się gdzieś wybrać.
– Poszukać pomocy? – oznajmił Cień, odkładając jedną z książek na półkę.
Domasława nie skomentowała tego. Nie bardzo lubiła, jak on czytał z niej jak z otwartej książki. Kobieta nie chciała prosić o pomoc kowen, ale nic innego jej nie zostało.
Zignorowała mężczyzna, wzięła kurtkę z wieszaka.
…
– To trochę niepokojące, że nie wszyscy cię widzą — skomentowała Domasława.
Dwójka bohaterów wysiadła właśnie z autobusu. Doma nie czuła się w nim za bardzo komfortowo jak zwykle w komunikacji miejskiej. Wtedy zwróciła uwagę na to, że niektórzy ludzie, głównie dzieci zwracały na Cienia uwagę.
Jakaś dziewczynka wskazywała nawet na niego palcem i cały czas pytała swoją matkę, dlaczego ten pan ma tyle tatuaży. Na szczęście kobieta zbyła dziecko. Większość dzieci, które widziała Cienia, oglądała się za nim albo wskazywała go palcami.
Chociaż nie zapomni twarzy mężczyzny, który zobaczył Cienia. Starszy pan wszedł do autobusu, a pierwszym co zobaczył był Cień. Nie ma on zbyt przyjaznej twarzy. Nie dziwne, że staruszek ze strachu, aż się prawie wywrócił. Na szczęście nic sobie nie zrobił. Na wypadek Doma poprosiła Cienia, aby się ukrył. Nie chciała mieć więcej kłopotów niż ma teraz na głowie.
– Wybacz, nie miałem zamiaru go wystraszyć — powiedział łagodnie Cień, wynurzając się z cienia Domasławy.
– Lepiej będzie, jak dalej będziesz w ukryciu — oznajmiła kobieta, rozglądając się wokoło. Kątem oka dostrzegła natarczywie wpatrującą się w nią małą dziewczynkę. – Możesz przestraszyć jakieś dziecko — dodała kobieta, wskazując głową na dziecko, którego oczy robiły się coraz większe. Tylko pytanie, czy ze strachu, czy zdziwienia. Cień zorientował się o, co chodzi i szybko zniknął w cieniu Domasławy. – Zostać tak, dopóki nie dojdziemy na miejsce. – Powiedziała szeptem, mając nadzieję, że on to słyszy. Chociaż dalej nie bardzo rozumiała, jak on może się chować w innych cieniach.
Nie bardzo wiedziała, jak to robi. Dziwnie się też to mówiło, skoro kazał się też tak samo tytułować.
Sama czasami się w tym wszystkim gubiła.
Jednak miała na głowie o wiele większe zmartwienia niż tytułowanie Cienia.
Dotarła na miejsce. Zerknęła na drewnianą tabliczkę wiszącą nad drzwiami. Napis lekko wyblakł z biegiem lat. Jednak dalej pełnił swoją funkcję.
Domasława westchnęła ciężko. Naprawdę trudno było jej uwierzyć, że tu przyszła. Przyparto ją do muru, a to było jedyne miejsce, gdzie mogła otrzymać pomoc.
Chwyciła za klamkę, a następnie otworzyła drzwi. Rozległ się dźwięk dzwonków. Kobieta weszła do środka, a drzwi do „Gabinetu Wróżki” zamknęły się za nią.
Doma zaczęła się rozglądać po niewielkim przedpokoju. Wszystkie okna były zasłonięte, a jedynym źródłem światła było kilka rozstawionych świec zapachowych.
Kokos.
Domasława nie bardzo za nim przepadała, ale nie był za bardzo natarczywy, więc nie było tak źle.
– A właśnie miałam udać się do twojego sklepu po nowe świece — po pomieszczeniu rozległ się kobiecy głos. Doma odwróciła się w stronę drzwi za ladą. Zza zasłony wyłoniła się starsza pani. Jej siwe, kręcone włosy sięgały do ramion. A na twarzy miała liczne zmarszczki. Większość z nich wskazywała na to, że uśmiech rzadko schodził z jej twarzy.
– Witaj, madame Lumière — odrzekła Domasława, opuszczając lekko głowę.
– Och, Sławuś — zaczęła starsza pani, a Domę, aż przeszedł dreszcz na to przezwisko. Tylko ta kobieta ją tak nazywała. Nie ważne jak Doma prosiła, czy naciskała. – Możesz do mnie mówić Maria. Może herbatki? – zapytała kobieta, podchodząc do naszej bohaterki. Uśmiechnęła się do niej, kładąc rękę na ramieniu. Od kobiety biło niesamowite ciepło i troska. To przypomniało Domie jej matkę. Ona i Maria były najlepszymi przyjaciółkami. – Zrobię twoja ulubioną! – dodała na koniec radośnie.
Domasława naprawdę nie chciała marnować na coś takiego czasu. Z drugiej strony nie chciała też urazić pani Lumière. Była najstarszą czarownicą w kowenie, więc nie mogła okazać braku szacunku. Nawet jeśli już dawno temu opuściła stowarzyszenie.
– Ja mam pewną sprawę — zaczęła nieśmiało Domasława, idąc za panią Marią ciemnym korytarzem.
– O kochanie! – powiedziała wróżka, nawet się nie odwracając. Szła tylko dalej, omijając kolejne drzwi. – Na herbatę zawsze jest czas! – Dodała, klaszcząc w ręce.
– Ale pani Mario… – Doma spróbowała ponownie. Naprawdę nie miała czasu na takie bzdety. – Mi naprawdę się śpieszy.
Pani Maria stanęła gwałtownie, odwracając się w stronę Sławy. Młoda kobieta prawie wpadła na nią.
Zetknęła się wtedy ze wzrokiem staruszki. Nagle zniknęło wszelkie ciepło i troska, jaką emanowała kobieta. Doma miała wrażenie, że przez korytarz przebiegł zimny powiew. Jedyne co mogła wyczytać z twarzy swojej towarzyszki to stoicki spokój oraz powagę.
– Wiedziałam, że prędzej czy później przyjdziesz z nim do mnie — odparła pani Maria, następnie przeniosła wzrok z Domasławy na jej cień. – Możesz wyjść. Wiem o tobie od początku.
Cień wyłonił się ze swojej kryjówki. Stanął między kobietami.
– Imponujące — oznajmił mężczyzna, analizując postawę starszej pani. Zachowywał się, jakby stanowiła dla niego potencjalne zagrożenie. Ale pani Maria nie pozostawała mu dłużna.
Oboje mierzyli się wzrokiem, a atmosfera gęstniała z sekundy na sekundę. Zdawać by się mogło, że właśnie rzucają sobie jakieś wyzwanie. Walka wyglądała na zaciętą.
– Co wy robicie? – zapytała w końcu Domasława. Nie bardzo rozumiał, dlaczego zachowywali się wobec siebie tak wrogo.
– Czy ty w ogóle wiesz czym, on jest? – zapytała srogo pani Maria, wskazując na Cienia. Mężczyzna zmarszczył brwi, jakby urażony sposobem, w jaki go potraktowano.
– Właśnie tego próbujemy się dowiedzieć — odparła lekko zirytowana Domasława. – Poza tym uratował mi życie, więc raczej nie ma złych zamiarów — dodała, bacznie obserwując panią Marię.
– Więc uznałaś, że przygarnięcie rosłego mężczyzny pod swój dach to dobry sposób, aby mu się odwdzięczyć? – zapytała wymownie starsza pani, taksując wzrokiem Domasławę.
Do Domy chyba właśnie dotarło co, starsza pani miała na myśli. Natychmiast spuściła wzrok, czerwieniąc się ze wstydu.
– Ja nie… on. – zaczęła, jąkając się.
– Nie zhańbiłbym się czymś takim — odparł Cień, wypinając pierś. – Ratując ją, nie oczekiwałem żadnej zapłaty, a tym bardziej w naturze — dokończył.
Zdawać by się mogło, że ta sytuacja go nie zawstydzała. Jedyną osobą, która miała takie odczucia to Sława.
Pani Maria przyjrzała się bliżej Cieniowi. Okrążyła go, bacznie mu się przyglądając. Zdawała się go badać.
– Wydaje się, że mówisz prawdę — oznajmiła w końcu pani Maria. Następnie odwróciła się i poszła dalej korytarzem. – Za mną.
– Czy ona zawsze jest taka… – Cień zamilkł na krótką chwilę, szukając odpowiedniego słowa. – …frymuśna?
– Powiedział facet, który włada cieniami i walczy z demonami — odparła zgryźliwie Doma, idąc za starszą panią. Po tej dość niezręcznej sytuacji wolała mieć to wszystko jak najszybciej za sobą.
Dosłownie parę minut później dotarli do drzwi na końcu korytarza. Pani Maria odsłoniła zasłony, wchodząc do środka.
– Dlaczego w tamtym korytarzu jest tyle drzwi? – zapytał Cień, ostatni raz oglądając się na korytarz.
– Mieszkają tam niektóre adeptki oraz kilku bardziej ekscentrycznych gości — odparła pani Maria, zanim zdążyła to zrobić Domasława. – To, że mogłeś dojrzeć te drzwi przez iluzję, świadczy o twojej wielkiej sile albo o pochodzeniu ze świata bestii. – Dodała pani Maria.
Nie miała zamiaru więcej powiedzieć przybyszowi. Nie bardzo mu jeszcze ufała, nawet jeśli Doma zdawała się ufać mu bezgranicznie. Maria miała zamiar porozmawiać z młodą kobietą na osobności, jednak wątpiła, aby było to w tej chwili możliwe.
Oboje przyszli do niej w sprawie zagadek, jakie dręczą ich umysły. Wiedziała, że teraz nic nie wyciągnie z Domy. Może później. Nie może naciskać na dziewczynę, bo zamknie się jeszcze bardziej niż po śmierci matki.
Starsza pani rozejrzała się po swoim gabinecie. Wyglądał jak typowy gabinet wróżki przedstawiany w telewizji. Uznała, że będzie on odpowiedni dla jej klientów. Wolała spełniać ich wyobrażenia niż pokazać, że równie dobrze może wróżyć z kart tarota na chodniku.
Jedynym plusem posiadania takiego pokoju była prywatność, jaką zapewniał. Większość klientów właśnie tego pragnęła, gdy wróżyła. Doma i jej towarzysz również na to liczyli.
– Siadajcie — powiedziała starsza pani, wskazując ręką na krzesła przy okrągłym stole. Domasława usiadła przy stole, jednak Cień stał tylko przy wejściu. – Usiądź, proszę. Nie gryzę — dodała nieco łagodniej pani Maria. Na jej ustach pojawił się niewielki pokrzepiający uśmiech.
Cień skinął głową. Usiadł obok Domasławy naprzeciw pani Marii.
– Ma pani zamiar wróżyć z kryształowej kuli? – zapytał Cień, przyglądając się starszej pani.
– Nie. Ona służy tylko do ozdoby — machnęła ręką starsza pani, nawet nie patrząc w stronę Cienia. – Większość zwykłych ludzi wierzy, że serio można coś w niej dojrzeć. Jednak doświadczona czarownica może czytać nawet z oczu — odparła kobieta, podnosząc głowę. Wzrok jej i mężczyzny spotkał się. Przez krótkie chwile Cień poczuł drobne mrowienie na karku. – Twoja przeszłość jest dla ciebie tajemnicą. Pamiętasz jedynie jak przez mgłę kobietę. Brunetkę. Z naszyjnikiem z półksiężycem — odparła wróżka, a Cień czuł, jakby przeszywała go wzrokiem. Mężczyzna odwrócił wzrok. – Jednak jestem zdolna dostrzec tylko niewiele, jednak u ciebie to wszystko.
– Pani Mario, czy pomogłaby nam pani? – zapytała Domasława, wyjmując zgiętą kartkę z kieszeni. Podała ją pani Marii. – Musimy go znaleźć.
Wróżka wzięła kartkę, a następnie się jej przyjrzała.
– Emanuje od niej zła energia — zaczęła mówić pani Maria, bacznie analizując kartkę. – Zrobiła to jakaś udręczona dusza — ciągnęła dalej, przyglądając się najmniejszym śladom wyschniętej kawy na kartce. – Nie powinnaś szukać odpowiedzi na niektóre pytania — powiedziała, odwracając wzrok od kartki. Spojrzała na Domasławę. Widziała w jej oczach troskę. – Czasami lepiej pozostać w niewiedzy — dodała na koniec, zgniatając kartkę. Doma chciała jakoś powstrzymać starą wróżkę, jednak stanowczość w jej oczach, mówiła, że ma się nawet nie ruszać. – Nie powinnaś prosić przeklętych dusz o pomoc. – Starsza pani rozprostowała dłoń. Zgnieciona kartka nagle stanęła w ogniu. Płomienie nie zdawały się w ogóle ranić doświadczonej wiedźmy. A gdy kartka zmieniła się w popiół, ogień zgasł. – Miałaś szczęście, że nie opętało się po raz drugi – Domasława spojrzała ponownie panią Marię. Chciała coś powiedzieć. Usprawiedliwić się. – Pamiętaj, drogie dziecko, że jestem wróżką. Wiedzę więcej niż inni. Pamiętasz to, prawda? – zapytała starsza pani.
Jednak nie oczekiwała na to odpowiedzi. Dobrze wiedziała, że to, co powiedziała, było wystarczającą nauczką dla młodej kobiety. Doma była perfekcjonistką i nie cierpiała, jak ktoś ją pouczał.
Podejrzewała, że Sława zdawała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Zastanawiało ją tylko, dlaczego zachowuje się jak idiotka. Liczyła na więcej rozwagi ze strony swojej ulubionej adeptki.
– Ale nie mogę tego tak zostawić! – krzyknęła desperacko Doma, wstając gwałtownie.
Pani Maria odsunęła się od stołu. Pierwszy raz widziała taką postawę u Domasławy. Młoda kobieta zwykle trzymała swoje emocje na wodzy. Tego ją uczono. Jednak śmierć jej matki spowodowała, że coś w niej pękło.
Maria musiała jej pomóc pozbierać się w całość. Jednak wiedziała, że Doma nie zgodzi się na razie na powrót do wspólnoty. Tam mogłyby jej pomóc.
Stara wróżka westchnęła. Wiedziała, że Domasława nie przestanie. Będzie to ciągnąć, dopóki nie dowie się kto, to zrobił. Nie podobało jej się też to, że Cień zdaje sobie z tego sprawę. Bała się, że próbuje ją wykorzystać, aby samemu dowiedzieć się prawdy o sobie. Lecz gdy próbowała czytać jego aurę, nie znalazła w niej żadnych złych zamiarów. Albo tak dobrze się ukrywał. Albo naprawdę nie chciał zrobić nic złego Domasławie. Tylko jak ona chciał znaleźć prawdę.
Oboje byli tylko zagubionymi duszyczkami. Nie było nic złego w tym, że chcieli poznać prawdę. Tylko, czy będą, umieć się z nią pogodzić? Żyć z konsekwencjami swoich wyborów?
Jedyną pomoc, jaką mogła im udzielić to pozwolić, aby pochłonął ich mrok. Nie mogła na siłę ciągnąć ich w stronę światła. Musiała liczyć na to, że w odpowiednim momencie dostrzegą, że muszą zawrócić.
– Podajcie mi prawe dłonie — zażądała wróżka, wyciągając w ich stronę ręce. Doma lekko zdębiała. Nie spodziewała się, że wróżka pomoże im od razu. Myślała, że będzie musiała jej przedstawiać o wiele więcej argumentów. – Na co czekacie? Przecież po to tu przyszliście.
Oboje w milczeniu spojrzeli na siebie, ale uczynili to, o co poprosiła wróżka.
Mając przed sobą ich dłonie, wróżka bacznie im się przyglądała. Badała ich linie papilarne oraz zapisaną w nich przyszłość.
Chociaż przyszłość nie była z góry zapisana, doświadczone wróżki mogły dojrzeć, dokąd zmierzają dani ludzie. Do czego doprowadzą ich obecne wybory. Wyraźnie widziała, że ich drogi łączą się w wielu miejscach. Ich przeznaczenia były splecione.
Dostrzegła, że odpowiedzi na ich pytania znajdują się bliżej niż myślą.
– Wasze odpowiedzi są tam, gdzie Eskulapa spotyka się z Asklepiosem — odparła wróżka, a następnie puściła dłonie swoich gości. – Tylko tyle mogę dojrzeć — spojrzała na nich. – Dalej wasza przyszłość jest niejasna. Wszystko będzie zależeć od tego, co zrobicie jak, znajdziecie odpowiedzi — dodała na koniec stara wróżka.
Wszyscy przez chwilę milczeli. Pani Maria nie mogła im więcej pomóc. Tylko tyle mogła dla nich zrobić.
Domasława i Cień sami musieli uporać się ze swoimi demonami.
– To powinno nam wystarczyć — powiedział w końcu Cień, wstając od stołu.
– Dziękujemy za pomoc — odparła pośpiesznie Domasława, widząc kątem oka, jak Cień idzie w stronę drzwi.
Przed wstaniem z krzesła powstrzymała ją pani Maria, chwytając ją za ramię. Kobieta nachyliła się do Domasławy. Uścisk zelżał, a w oczach wróżki pojawiła się troska. Emanowała od niej chęć opieki.
– Pamiętaj, że nie ważne co się stanie, tutaj zawsze znajdziesz wsparcie — powiedziała prawie szeptem starsza pani. Chwyciła obiema rękami dłoń Domasławy. – Dla nas nigdy nie odeszłaś.
Doma nie potrafiła na to odpowiedzieć. Spojrzała tylko na panią Marię, a następnie zabrała dłoń. Nie potrafiła spojrzeć jej w oczy.
– Przepraszam. Ale muszę już iść.