KAROLINA... 1 Nasze początki / Aśka Rec

Drukuj

Wieczorami często wychodzę na spacer, nawet teraz gdy na zewnątrz zimno, ja czuję, że muszę się przejść, przewietrzyć myśli, odświeżyć umysł. Z Placu Słowińców najczęściej idę w stronę tramwajowej pętli, choć nie zawsze do niej dochodzę. Zawsze zbaczam, skręcam, kluczę, szukam innych krajobrazów, chociaż wiem, że wszędzie jest tak samo. Bardzo rzadko idę w drugą stronę, może dlatego, że tam nic ciekawego nie ma. Co innego tutaj gdzie mogę dojść do ulicy Św. Kingi, przechodząc obok swojej podstawówki, patrząc z rozrzewnieniem w okna szkoły, do której tyle lat uczęszczałam. Nostalgia. Stamtąd już kawałek na pętlę, gdzie czasem wieczorem zdążę kupić coś słodkiego. Tak, na dobranoc.

Rzadko kogoś znajomego spotykam, bo albo zbyt późno, albo pogoda nieodpowiednia na spacery. Ile to już razy uziemił mnie padający deszcz, gdzieś na przystanku lub na pętli. Na własne życzenie, wracałam nieraz przemoknięta do cna, lecz nie mająca do nikogo pretensji, nawet do samej siebie. Tak miało być. Wychodząc na zewnątrz, zwłaszcza o takiej wieczornej porze, muszę się liczyć z różnymi niespodziankami, typu deszcz, zimą śnieg i mróz. Rzadko oglądam TV, więc nie znam aktualnej prognozy pogody, zresztą do niczego mi ona nie jest potrzebna. Tym razem było zupełnie inaczej, gdy już znalazłam się na pętli, nie było żywej duszy, wszystko już pozamykane, oprócz stacji paliw czynnej całą dobę. Dziewczynę zauważyłam po dłuższej chwili, stała oparta o płot. Pomyślałam, - pijana- chyba w moim wieku. Podeszłam bliżej, dostrzegając krew na jej twarzy.

- Oj coś się musiało wydarzyć.- pomyślałam, jednocześnie zadając pytanie.

- Mogę jakoś pomóc?- nie odezwała się słowem, chwytając mnie silnie za rękę. Z kącika jej ust płynęła jej krew, tak jakby ktoś ją uderzył, ale przecież tam było puściutko, żywej duszy oprócz nas. Wyjęłam drugą ręką chusteczkę, delikatnie wycierając jej krew. Popatrzyła w moje oczy, z których wyczytałam wdzięczność za to co zrobiłam.

- Chodź, odprowadzę cię do domu, gdzie mieszkasz? – moja nieznajoma milczała, patrząc na mnie dziwnie niepokojącym wzrokiem. Nagle wzdrygnęła się, pomyślałam, że to wskutek zimna, jednocześnie myśląc o gorącej herbacie.

- Chodź, tam wypijemy gorącą herbatę- powiedziałam, kierując się w stronę stacji. – tam jest ciepło i będziesz mogła umyć twarz.

Poszła za mną, trzymając cały czas za rękę, nawet na chwilę nie puszczając mojego ręki. W środku zamówiłam herbatę, zaś moja nieznajoma zniknęła w łazience. Po chwili usiadła przy mnie i wówczas dostrzegłam jej nieprawdopodobnie piękne oczy, jedno zielone, drugie niebieskie. Przez dłuższą chwilę milcząco wpatrywałam się w nie, jakbym chciała wszystko z nich wyczytać. Usiadła obok, nic nie mówiąc. Na roku jest ze mną głuchoniema dziewczyna, przez myśl mi przebiegła właśnie ona. Przecież dużo takich osób jest, nawet w moim wieku.

- Czy mnie słyszysz?- zapytałam. Kiwnęła potakująco głową, uśmiechając się tajemniczo. Śladów krwi i żadnych zewnętrznych oznak pokazujących, że coś w ogóle się stało, nie było. Ktoś siedzący obok mógłby powiedzieć – ot dwie samotne dziewczyny.

- Jak masz na imię? Co tam na pętli się stało? Czy możesz, choć słowo powiedzieć? Zaniepokoiłaś mnie, o takiej porze, z krwią na twarzy, niemalże płacząca… Nie spotykam codziennie kogoś takiego.- spuściła głowę milcząco.

- Mam na imię Karolina.- usłyszałam cichy jej głos. – studiuję tak jak Ty literaturę, tyle że zaocznie.

Zdumiała mnie, nosi imię jak moja siostra, jednak ten świat był mały, z roku wszystkich znam, z kierunku również nawet zaocznego, przecież jest nas garstka, ale Karoliny nie potrafiłam sobie przypomnieć.

- Dlaczego Ciebie nie pamiętam zupełnie? – spytałam.

- Robię niewiele w kierunku, by być widoczną dla wszystkich, tak jak Ty. Idę Twoim śladem.- po czym podniosła głowę, prostując się. Była piękną szatynką z niesamowitymi oczyma, pierwszy raz kogoś takiego spotykam.

- Odprowadzić cię do domu? – nagle spytała  – zaskakując mnie.

- Przecież nawet nie wiesz, gdzie mieszkam. – powiedziałam, nie wiedząc jak zareagować. – poza tym prędzej ja ciebie odprowadzę. Muszę być pewna, że będziesz cała i zdrowa.

- Nawet nie wiesz, ile dobrego dla mnie zrobiłaś.- cichutko powiedziała.

Nie wiedziałam co myśleć, skąd u mnie tyle empatii, dla osoby, bądź co bądź, zupełnie mi obcej. Pomyślałam, że długo dziś nie będę mogła zasnąć, właśnie, było już po dwudziestej drugiej, a ja nie miałam ochoty iść piechotą taki kawał drogi, dopóki autobusy kursują. Co miała na myśli, mówiąc „nie wiesz, ile dobrego dla mnie zrobiłaś”, bo nie wiedziałam. Nie wiedziałam co myśleć o Karolinie, zupełnie jej nie kojarzyłam. Co robiła nieopodal pętli, samotna, zakrwawiona, płacząca? Tego już nie wiem. Dużo niewiadomych myśli chodzi mi po głowie…

- Idziemy na autobus? Musimy przejść na drugą stronę.

- Wiem, też tutaj mieszkam.

- Wiesz, gdyby nie późna pora, zaprosiłabym Cię do siebie, ale zanim dojedziemy autobusem, zanim dojdziemy, będzie około dwudziestej trzeciej, a jutro muszę wstać wcześniej

- Przecież nic nie mówię. Ale jutro obiecaj mi, że spotkamy się i poczytasz mi swoje wiersze.

Zatkało mnie, ani słowem nie wspomniałam o własnych wierszach, nawet na uczelni mało kto wie, że piszę. Kim Ty jesteś Karolino? Nie wiem nic o Tobie, nic nie mówiłam o sobie, a już tego, że piszę wiersze, na pewno.

- Poznasz mnie. Obiecuję. Ale daj czasowi czas. Jak dziś, szłaś tak daleko, tak uparcie aż mnie spotkałaś. Tak miało być…- jej słowa mnie zadziwiały, miałam wrażenie, że za chwilę powie, że celowo na mnie akurat czekała.

- Wiedziałam, że nadejdziesz, dlatego czekałam tam na Ciebie.

Nadjechał autobus, w głowie miałam mętlik, jak to czekała na mnie? Skąd wiedziała, że w ogóle nadejdę, przecież mogłam iść ulicą Krakowską, omijając pętlę. Też bym doszła. Za dużo ostatnio metafizyki się pojawia w moim życiu. Tak ma być? Zadałam sobie pytanie.

- Ja tutaj wysiadam- powiedziałam do Karoliny.

- Ja przystanek dalej. Ale jutro się spotkamy?! – spytała.

- Jeśli zechcesz?

- Pewnie, że chcę. Chcę byś czytała mi własne wiersze, i przeczytała mi opowiadanie o naszym spotkaniu, które powstaje w Twojej głowie.

To był totalny szok. Skąd wiedziała o opowiadaniu, jakim zmysłem dowiedziała się o jego istnieniu, przecież ledwie zarys istniał, luźny pomysł, nic pewnego. Ponieważ zbliżał się mój przystanek, nie zdążyłam nic powiedzieć, oprócz zdawkowego „do jutra”

- Do jutra, zadzwonię do ciebie.

Kolejne zdziwienie, nie pytała mnie o mój numer telefonu, ani ja o jej, ale pomyślałam po chwili, że może go ma od kogoś z roku. Zastanawiające to wszystko, Karolina, niejasne okoliczności poznania, wszak do samego końca nie wiem skąd ta krew na jej twarzy, nie wiem, skąd ona wie, że piszę wiersze, wreszcie jakim cudem wie, że powstanie o niej opowiadanie.

Karolino, kim jesteś…?

(ciąg dalszy nastąpi)


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe. za: