Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Kacper Całka: Rysunki Postępne

Pani Augustyńska miała dobre życie. Wychowała trzy pokolenia silnych i niezależnych kobiet, które nigdy nie musiały prosić o pomoc. Była prawdziwą głową rodu, wpajając te same zasady, wiedzę i umiejętności do głów swoich córek, wnuczek i prawnuczek.

Jej dom zawsze wypełniał brzęk sztućców, echo rozmów i dyskusji. W powietrzu unosił się zapach książek i dymu papierosowego. Każdy z pokojów w jej warszawskim apartamencie poświęcony był innej dziedzinie. Regały uginały się od tomów encyklopedii i słowników, które kupowała regularnie, aby mieć w zasięgu ręki najnowsze odkrycia. Każda szafka zawierająca literaturę miała swoją kategorię, od islandzkiej poezji aż po południowoamerykańskie pieśni ludowe. Czasopisma też miały swoje miejsce, równiutko poukładane w segregatorach, w wielkiej szafie według klucza: tematyka-alfabet-data. Ich pozycja była na tyle dobrze przemyślana, że pozostawało jeszcze sporo miejsca na najnowsze wydania prestiżowych magazynów przez około pięć lat.

Dokładnie tyle czasu dawała sobie pani Augustyńska. Właśnie skończyła osiemdziesiąt pięć. Właśnie, gdyż jej urodziny odbyły się wczoraj. Oczywiście mieszkanie nie nosiło żadnych oznak przyjęcia. Pani Augustyńska nie pozwoliłaby na żaden ślad nieporządku. Trudno byłoby również nazwać wczorajsze wydarzenie przyjęciem. Najbliższe jej osoby zebrały się wokół ciężkiego, mahoniowego stołu w jadalni i popijając półwytrawne wino, dyskutowały o Sontag, Butler i teoriach przekładu Jakobsona.

Rozmowy zostały zawieszone, gdy do pokoju wkroczyła najstarsza córka, teraz pani Rabajczyk, niosąc spory, płaski pakunek owinięty czerwoną wstęgą. Dwa kroki za nią weszła druga przedstawicielka rodu, od niedawna pani Gajdosz, trzymając niewielki torcik. Błysk świeczek, wszystkich osiemdziesięciu pięciu, skąpał pokój w ciepłym blasku, przedzierając się nawet poprzez powłokę dymu, który unosił się w powietrzu od początku przyjęcia.

Wszyscy zebrani złożyli pani Augustyńska najserdeczniejsze życzenia i patrzyli z ciekawością, jak staruszka rozwiązuje kokardę i smukłymi, pomarszczonymi palcami rozrywa brązowy papier. Jako pierwsza, ich oczom ukazała się gruba, ciężka pozłacana rama. Nie wyglądała na kosztowną, lecz na pewno użyczyła swoich ramion kilkunastu obrazom. W kilku miejscach była popękana w innych przypalona a w samych kątach znajdowały się warstwy farby – zupełnie jakby malarz postanowił najpierw włożyć w nią płótno a dopiero później rozpocząć swoją pracę. 

Z obrazu spoglądała na nich sama pani Augustyńska. Siedziała na krzesełku, z nogami ułożonymi równolegle, pod kątem do podłogi. Lewą dłoń miała przyłożoną do brzucha. Podtrzymywała prawy łokieć, od którego rosła smukła ręka zakończona bladą dłonią trzymającą papierosa.

Artysta w niemożliwy do określenia sposób uchwycił nonszalanckość tego gestu, zawierając w nim całą charyzmę swojej bohaterki. Z jednej strony z obrazu biła władza i mądrość kobiety, z drugiej jednak delikatne rysy, bladość cery i lekko przymknięte oczy wskazywały na spokój i czułość. Ubrana w czerwoną, muślinową sukienkę, na którą opadał lekki, prawie przeźroczysty szal z jedwabiu, wyglądała eterycznie i przywodziła na myśl wspomnienie. Była jak idea, która kiedyś rozpalała zmysły i wdzierała się w każdy zakątek świadomości, teraz odsunięta na bok, schowana do szuflady. Wystarczyło jednak jedno pociągnięcie, które otworzyłoby umysł i zalało falą gorących myśli.

Pomimo trudności, pani Augustyńska zachowała swój typowy spokój. Uśmiechnęła się delikatnie i ukradkiem wytarła łzy, które zgromadziły się w kącikach oczu. Podziękowała córkom, całując każdą z nich po trzykroć w policzki oraz wygłosiła krótką mowę, wspominając o różnicach w przedstawianiu człowieka na zdjęciach i obrazach, o tym jak trafnie uchwycono jej oczy oraz że artysta zdecydował się pozbawić ją kilku zmarszczek.

Jadalnia była przepełniona dymem jeszcze długo po tym jak pani Augustyńska posprzątała. Goście zachowali się kulturalnie i tuż po tym jak wszyscy opróżnili swoje filiżanki i wypalili pożegnalne papierosy i cygara, ruszyli do wyjścia.

Córki długo próbowały przekonać matkę, aby pozwoliła im zostać, pomóc w porządkach i powiesić obraz na honorowym miejscu w jadalni. Pani Augustyńska była jednak uparta, dlatego też wyprowadziła córki na korytarz i tuż przed zamknięciem drzwi rzuciła, że są mile widziane, lecz dopiero jutro. Panie Rabajczyk i Gajdosz, nie mając żadnego wyboru, przystały na to, jednak ustaliły, że pojawią się jak najwcześniej, aby zrobić matce kolejną niespodziankę.

Nie spodziewały się jednak, że to one będą zaskoczone po wejściu do rodzinnego domu następnego dnia. Nie była to jednak przyjemna niespodzianka.

Tego samego wieczoru, po uporaniu się z pozostałościami przyjęcia, pani Augustyńska, już w lekkim, bordowym szlafroku zasiadła na kanapie i przyjrzała się w opartemu naprzeciwko obrazowi. Po raz kolejny zapatrzyła się w reprezentację swoich oczu, dostrzegając w nich dziwny blask, który dopiero się pojawił. Chciała strząsnąć to wrażenie, zrzucając je na karb zmęczenia i gry świateł, jednak nie mogła się powstrzymać.

Wyciągnęła papierośnicę z kieszeni szlafroka i odpaliła cienkiego Pall Malla. Oczy z obrazu wydawały się błyszczeć coraz jaśniej, lecz mogło to być spowodowane tym, że kobieta coraz intensywniej się w nie wpatrywała. Oparła łokieć na dłoni i westchnęła. Był to doprawdy wspaniały prezent, jednak będzie musiała znaleźć dla niego inne miejsce. Ciągłe wpatrywanie się we własne oczy doprowadzi ją do szaleństwa. Mocno pociągnęła dym z papierosa i w tym momencie jej serce się zatrzymało.


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation