Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

numer 41 jest obecnie redagowany i zostanie zamknięty w dniu 1 lipca 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Marsz, marsz Dąbrowski z ziemi włoskiej do… jońskiej / Dariusz Ostapowicz

 

 

 

Marsz, marsz Dąbrowski  z ziemi włoskiej do… jońskiej. Legionowe próby odzyskania niepodległości przez Polaków po 1795 r.

 

- Zagrzewajmy się wzajemnie słowy i przykłady; wystawmy się śmiało na wszystko za prawa i swobody nasze. Wszelkie trudy, wszelkie przeciwności stałością i odwagą pokonywajmy – tak 29 maja 1792 roku brzmiało ostanie przesłanie Sejmu Wielkiego skierowane do narodu w obliczu rozwijającej się agresji rosyjskiej wspartej zdradą targowicy. Niestety, sejm zalimitowany wiosną 1792 r. nigdy już, z powodu rozbiorów, nie wznowił obrad. Dopiero w warunkach emigracyjnych, w trakcie tworzenia legionów polskich we Włoszech myśl odżyła na nowo. Niespożyta energia Józefa Wybickiego kazała mu wraz z grupą przyjaciół i  politycznych sojuszników, wśród których wielu to dawni posłowie (również sam do nich  należał) pokusić się o zwołanie sejmu do Mediolanu.

Uznano, że głos legalnego parlamentu narodu polskiego rozlegający się w Europie w okresie po rozejmie w Leoben a przed zawarciem pokoju donioślejszy będzie aniżeli elaboraty skłóconych zresztą ze sobą komitetów emigracyjnych – Deputacji i Agencji.

Pierwszy zamysł pojawił się w „Myślach” Wybickiego spisanych i przedstawionych emigrantom już latem 1795 r. w Paryżu o konieczności tworzenia rządu opartego na tradycji trzeciomajowej.

Wiosną 1797 r. wraz z akcją organizowania legionów rozpoczęła się korespondencja między zainteresowanymi sprawą Polakami. Zachowywano przy tym należytą ostrożność pisząc albo enigmatycznie albo szyfrem (np. często nazwiska zastępowano pseudonimami. „Jędruś” to Mniewski, „Buteleczka” – Sapieha, „Interes stajenny” (!) to określenie zastępujące zwołanie sejmu.

Przybycie obywateli cnotliwych, mających ufność narodu i godnych konsyderacji powszechnej, do Włoch, w najlepszym czasie, uformować może reprezentację narodową, której potrzeba ile jest gwałtowną, wątpić o tem nie można. Spodziewać się trzeba, że rząd tutejszy skutecznie słuchać jej będzie i protegować oną w Lombardii zaleci.

- głosiła odezwa legionowa do kraju wydana w 1797 r.  (cyt. za: S. Askenazy, Napoleon a Polska, t. 2.) 

Oprócz tego najważniejsze były osobiste kontakty, dlatego kasztelan Dionizy Mniewski wyjechał do Drezna by konferować z Franciszkiem Ksawerym Dmochowskim i Romualdem Giedrojciem. Niebezpieczeństwo aresztowania wisiało ciągle nad spiskowcami, tym bardziej, że np. w Galicji nastąpiło akurat rozbicie tamtejszej konspiracji, Centralizacji Lwowskiej. Patriotom, co oczywiste, bardzo zależało na przyjeździe Stanisława Małachowskiego („Ksawerego”), byłego marszałka Sejmu Czteroletniego, dlatego każdą wzmiankę o jego wyjeździe do Włoch witali z nadzieją i drżeniem o jego los, by nie wpadł w ręce austriackie. Jego autorytet („patriarchy”) miał zespolić emigrację, złożyć jej kierownictwo we właściwe ręce – i odsunąć żywioły radykalne od władzy. Nadzieje jednak słabły z każdym tygodniem oczekiwania, gdy okazało się, że starzec nie ruszył się z domu z powodu trudności z uzyskaniem paszportu i – jak wspominał Wybicki - nieszczęśliwego „przywiązania do złota, to jest, co tłumi największe pobudki cnoty”. Czekano również na drugiego marszałka Sejmu Wielkiego, Kazimierza Nestora Sapiehę - ale ten był tak zadłużony, że wierzyciele nie chcieli puścić go z Paryża. Wraz z nimi zapowiadano przybycie m. in. Aleksandra Linowskiego, Józefa Weyssenhoffa i innych byłych posłów i insurgentów kościuszkowskich. Liczono również na obecność Kościuszki – ten jednak, przebywał póki co w USA a po przyjeździe do Francji przyjął postawę wyczekującą, w istocie dosyć niechętną idei legionowej i bonapartyzmowi. Tymczasem od zwołania sejmu uzależniano dalszą aktywność polityczną na emigracji, dlatego autor Mazurka dwoił się i troił, by dopiąć celu. 3 maja 1797 r. wystosował do francuskiego Dyrektoriatu „Memoriał o sposobie udzielenia narodowi polskiemu uczestnictwa w rokowaniach pokojowych”, który pozostał bez echa. Liczono na pomoc dawnych francuskich przyjaciół Polski: Bonneau, byłego konsula w Warszawie jak członków Dyrektoriatu: Barthelemy’ego i Reubelle’a. Oglądano się również na posła francuskiego w Prusach, który zneutralizowałby ewentualną niechętną postawę zaborcy wobec aktywności Polaków. Konieczność wznowienia obrad sejmu argumentowano w sposób nieskomplikowany, ujawniający wewnętrzne polskie animozje. Sejm „potrzebny jest nawet w przypadku, gdyby się negocjacje pokoju zerwały, bo w każdym razie lepiej jest dla interesu naszej ojczyzny, aby się nim opiekowali ludzie znani i słuszni, niż intryganci i szaleńcy”. Środowisko Agencji za takich uważało bowiem swoich przeciwników politycznych z grona Deputacji. Szczególnie nie ufano Sułkowskiemu i Dmochowskiemu. Ten ostatni sam się uważał za najlepszego przedstawiciela sprawy polskiej i wyraźnie podkreślał, że nie chce reprezentacji sejmowej na emigracji. Szaniawski lekceważył projekt twierdząc, iż pochlebiając „ambicji panków” odrywa on rodaków od myślenia o skuteczniejszych środkach a marnuje siły i fundusze na fantasmagorie („Wystawcie, jak oni kolejno w ciągu dwóch lat wsadzali na tron polski Dom pruski, Dom moskiewski, Dom austriacki, jak później wskrzesili konstytucję 3 Maja, jak przebierają się teraz w sukienkę demokracji, wystawcie, wiele funduszów patriotycznych zmarnowali, wiele zwodzących baśni, kłamstw, kalumni rozsiali” – pisał w liście z 22 października 1797 r. do przyjaciela).  Deputacja myślała raczej o powołaniu własnego, pięcioosobowego rządu na wzór francuskiego Dyrektoriatu oraz o projekcie nowej, bardziej radykalnej niż 3-majowa, konstytucji. Dodajmy, że za przestarzałą uważało ją środowisko skupione wokół Kościuszki w 1794, raptem trzy lata po jej uchwaleniu. Sam Naczelnik wpatrzony we wzorce amerykańskie wymownie pomijał jej ustawodawstwo w dniach insurekcji. Był to prawny dziwoląg: nielegalna Targowica anulowała dzieło Sejmu Wielkiego, „buntownik” Kościuszko unieważnił ustawodawstwo targowickiego sejmu grodzieńskiego – ale przepisów Sejmu Wielkiego expressis verbis nie przywrócił, Suworow skasował prawodawstwo kościuszkowskie – a wkrótce Rosja po raz trzeci patronowała rozbiorowi Rzeczypospolitej.       

 

Kościuszko przybył z USA do Francji w chwili, gdy ku upadkowi chyliła się władza 5-osobowego Dyrektoriatu (1794-1799). Francja akurat przeżywała kryzys: bandytyzm na drogach, chaos w administracji, korupcja, załamanie gospodarcze. Szczerze liczył na zrozumienie sprawy polskiej, tymczasem spoza kurtuazji wobec Naczelnika wyłaniał się priorytet propruskiej polityki Paryża zaś Kościuszkę i Polaków traktowano tylko jako kartę przetargową. Wbrew nadziejom porozumienia w Campo Formio i Leoben nie wspomniały o sprawie polskiej, co tylko ugruntowało niechęć Naczelnika do idei legionowej, tym bardziej że właśnie zmienił opcję polityczną porzucając dom Franciszka Barssa (i Agencję) na rzecz Towarzystwa Republikanów Polskich. Uznał również, że tworzenie Legii Naddunajskiej pod dowództwem gen. Karola Kniaziewicza bez zabezpieczenia sprawy polskiej jest zupełnie zbędnym wysiłkiem przelewania krwi rodaków dla obcych interesów, co miało się ziścić na San Domingo. Swoje obiekcje wyraził w liście do rządu francuskiego: 

 

  1. 23 Fructidor r. VII (9 września 1799 r.)
    Obywatele Dyrektorowie! Pierwsza formacja legionów polskich jako wojska posiłkowego Rzplitej Cisalpińskiej zasadzała się na tym, że skupieni tym sposobem Polacy pośrednio będą pracowali nad przywróceniem niepodległości krajowi swojemu (...). Traktat w Campo Formio nagle zniweczył ich najsłodsze oczekiwania. Jednakże nadzieja, że ich kraj nie może być zapomniany przy zawarciu pokoju powszechnego, zatrzymała ich jeszcze w zjednoczeniu, w dwu następnych wojnach, rzymskiej i neapolitańskiej, starali się oni usprawiedliwić świadczone im przez Francuzów zaufanie, obecnie zaś poczynająca się nowa walka z przyrodzonymi ich wrogami rozbudza w nich znowu nadzieje i ożywia w nich męstwo. Ale, Obywatele Dyrektorowie, uchwalona przez Ciało Prawodawcze nowa formacja legionu polskiego nie przedstawia dla Polaków żadnej z tych korzyści, jakie nastręczała formacja pierwsza. (...)
    (Cyt. za: Pisma Tadeusza Kościuszki).

Problemy wewnętrzne Legionów okazały się zresztą różnorodne: gen. Dąbrowski powołał Radę do kwalifikacji ochotników na czele z gen. Józefem Wielhorskim ale sam nie respektował jej orzeczeń, nie udało się zwołanie zalimitowanego Sejmu Wielkiego do Mediolanu co tylko zaostrzyło spory o przywództwo polityczne między Agencją a Deputacją. Ta ostatnia podważała zresztą sens istnienia Legionów a przede wszystkim dowództwo Dąbrowskiego, którego osobę oczerniano w licznych paszkwilach. Przyjazd Kościuszki z USA do Francji też paradoksalnie komplikował sprawy: w Generale nadal widziano Naczelnika, on sam związany póki co z Agencją (i Franciszkiem Arssem, niedawnym dyplomatą powstańczym w Paryżu) chwalił dzieło Legionów, pomagał załatwiać różne sprawy w Dyrektoriacie, ale z przyjazdem nie kwapił się, co stawiało Dąbrowskiego w niezręcznej sytuacji – nie pozbawiony ambicji, autentyczny wódz Legionów nadaremne czekał na pojawienie się Naczelnika jako swojego dowódcy. Ten tymczasem ograniczał się do przekazywania umoralniających pouczeń:

 

Zdarzyło mi się słyszeć, że poróżnienia jakoweś, które ludziom sprawą wolności i ojczyzny zajętym wcale nie przystoją, ustały. Miej baczność, aby ten zbiór szanowny wolnych Polaków chronił się jakichkolwiek scysji gorszących, które nieprzyjaciołom tylko naszej Ojczyzny pożyteczne być mogą. W Legiach Polskich nie widzę tylko zbiór wojskowy, złożony z obywateli oficerów i z obywateli żołnierzy. ­– pisał Kościuszko w jednym z listów do Dąbrowskiego.   

Prof. Izabela Rusinowa stawia zatem szereg pytań: „Czy chciał być w dalszym ciągu przywódcą Polaków, a może starał się pomóc Polakom wziętym do niewoli francuskiej, przedtem przymusowo wcielonym do armii austriackiej? A być może w ten sposób kompensował swoje kompleksy za przegraną insurekcję? – tego nie wiemy…”.

Kościuszko również sceptycznie odniósł się do… „Mazurka Dąbrowskiego” . W ostatniej zwrotce Józef Wybicki wyraził przekonanie, że w dniach walki o wolność Polski „Kościuszkę Bóg pozwoli” choć z biegiem czasu był coraz bardziej sceptyczny wobec zaangażowania się Generała w dowodzenie Legionami. Podobno Naczelnik dowiedział się o tworzeniu Legionów przebywając w Göteborgu w drodze do USA, lecz zanim przybył do Francji minął rok. W liście możemy dopatrzeć się pochwały twórczości literackiej Wybickiego (choć z innych wypowiedzi przebija pewna zazdrość o Dąbrowskiego w refrenie). Owszem, była tam wzmianka i o racławickich kosach, i „Kościuszkę Bóg pozwoli”, ale Generał chyba nieco zazdrośnie spojrzał na refren wychwalający kogoś innego i zaproponował inny tekst, napisany… po francusku, przez Wojciecha Turskiego pod długim tytułem: Chanson envoye par le patriote a ses fres d’armes rasambles en Italie. Wprawdzie melodia wzorowała się na popularnej „Marsyliance” ale tekst – naszpikowany odniesieniami klasycznymi do wędrówki Eneasza (Patrons pour l’antique Ausonne – ‘Ruszajmy do starożytnej Auzonii’) zupełnie nie przemawiał do umysłowości nadwiślańskich Bartków i Maćków. Jak można było się spodziewać, pieśń nie przyjęła się w Legionach, choć Dąbrowski lojalnie próbował ją rozpowszechniać w bratnich szeregach. Kościuszko napisał do Wybickiego nieco cierpki w tonie list, wyrażający, spoza podziwu dla talentu literackiego autora, wymienione wyżej obiekcje i propozycje. W odpowiedzi Józef Wybicki zapewniał o swej miłości do ojczyzny. „Życia nam Twego, Naczelniku, trzeba, bo nam trzeba raz jeszcze waleczności i rady dla odzyskania Ojczyzny!”(Archiwum Wybickiego, t. 1, s. 336). Pojawił się też pomysł napisania katechizmu politycznego, wyrażającego patriotyczne i republikańskie uczucia żołnierzy, na co legioniści odpowiedzieli pozytywnie rozpisując konkurs literacki, którego nagrodą miała być… siwa klacz. 

 

Inni posłowie dawnego Sejmu Wielkiego, ile tylko mogli, opóźniali przybycie do Włoch, mimo ponagleń ze strony emisariuszy aż się doczekali traktatu pokojowego w Leoben. Z goryczą pisał o tym Stanisław Sołtyk do Wybickiego: „Uwierzyli z pociechą i znowu korespondencję rozpoczną. Przyznam Ci się, że się nawet tego zjazdu nie spodziewam. Późno się ocucili mniemani patrioci” (list z Zurychu, 19 X 1797).  

Zachowane w Archiwum Wybickiego dokumenty świadczą o tym, że Polacy przekonywali Francuzów do potrzeby odbudowy Polski i korzyści politycznych, jakie Francja wyciągnie z tego faktu, zwłaszcza przeciwko Austrii. Czepiano się zresztą najmniejszego cienia nadziei, np. słów księcia pruskiego Henryka Hohenzollerna lub kurtuazyjnych zapewnień francuskiego ministra spraw zagranicznych Charlesa Talleyranda o wsparciu sprawy polskiej na międzynarodowej konferencji w Rastadt. Przyjazny Polakom Bonneu rzucił nawet pomysł, by w trakcie obrad zaproponować odbudowę choćby części Polski w składzie Rzeszy Niemieckiej [sic!]. Bonaparte mirażem sprawy polskiej szantażował dyplomację austriacką w okresie podpisywania rozejmu w Campo Formio. Niestety, zamiast planów restytucji państwa trzy mocarstwa rozbiorowe na sejmie ratyzbońskim notyfikowały dokumenty rozbiorowe (25 lipca 1797).

Ciosem w polskie nadzieje stała się decyzja Francji wypowiedziana głosem Talleyranda; (realpolitik, jak to często bywa, wzięła górę nad sentymentami) : „reprezentacja polska nie może się więcej zgromadzać we Włoszech, boby to mogło wprowadzić spór z cesarzem [Habsburgiem] a Francją, i że pomimo najlepsze dyspozycje rządu francuskiego okoliczności nie pozwalają żadnego dla interesu Polski formować planu”.  

Ponad zgiełk dyplomatycznych rokowań i knowań rozległ się doniosły głos Wybickiego;

- Nie dla rang, nie dla zysków tu będziemy, ale dla zachowania w nas imienia Polaków, ale dla okazania światu charakteru naszego narodowego, ale dla ratowania ojczyzny.

I konkludował 11 grudnia 1797 r.: „w legiach jest reprezentacyja Narodu Polskiego”.

Wtórował mu twórca Legionów, gen. Jan Henryk Dąbrowski:

- Nie przyjechałem tu i nie jestem dla rangi i płacy, ale być tylko Polakiem – mówił do swoich legionistów. I starał się wykorzystać każdą okazję, każdy cień nadziei, by móc wrócić jako wyzwoliciel z ziemi włoskiej do Polski.

 

Dogodna sytuacja nadarzyła się po przewrocie republikańskim w Wenecji (16 marca 1797 r.), gdy osłabiona Republika Świętego Marka nie była w stanie zapewnić ochrony należącym do niej od wieków Wyspom Jońskim. Francusko-austriackie preliminaria pokojowe w Campo Formio stawiały pod znakiem zapytania dalszą egzystencję żołnierzy polskich we Włoszech. Wódz legionów postanowił zatem w wielkiej tajemnicy zająć Wyspy, by mieć tam punkt oparcia i przerzutu patriotów do okupowanego kraju. Przez Wenecję i Wołoszczyznę Polacy mieli wkroczyć do Galicji. Nieprzypadkowo Wybicki sformułował w Mazurku kolejność działania: najpierw „przejdziem Wisłę” – następnie „ przejdziem Wartę…”. W celu zbadania sytuacji generał Dąbrowski wysłał na miejsce zaufaną osobę, spolonizowanego Francuza Józefa Szamanda (Chamanda) – powstańca kościuszkowskiego, legionistę, utrzymującego kontakty z emigrantami polskimi w Europie. Tymczasem sytuacja polityczna na Wyspach Jońskich ciągle się zmieniała: latem 1797 r. Wyspy zostały zajęte przez wojska Bonapartego a jesienią tego roku formalnie przyłączone do Francji, stając się centrum aspiracji niepodległościowych ludów bałkańskich spod jarzma tureckiego. Jednakże już w następnym roku opanowała je (z wyjątkiem Korfu) flota rosyjsko-turecka. W tej sytuacji Francja liczyła na antyturecką dywersję na Bałkanach i w tym celu utworzyła z udziałem autochtonów tzw. Komisję Handlową (pod tą zakamuflowaną nazwą kryła się organizacja dywersyjno-szpiegowska). Komisja zaś działając z pobudek patriotycznych na własną rękę zamierzała wykorzystać nieoficjalnie polskie Legiony. Przedstawiciel Komisji i patriota czarnogórski ksiądz Franjo Dolči Visković (znający Polskę z czasów stanisławowskich) poprzez Szamanda skontaktował się z gen. Dąbrowskim snując przed nim miraże „odnowienia Polski”. Obaj potraktowali misję księdza bardzo ostrożnie – pierwszy pisał, że to „intrygant”, drugi bał się prowokacji rosyjskiej. Powoli jednak uprzedzenia topniały w obliczu konspiracyjnych przygotowań do wybuchu antytureckiego powstania inspirowanego przez Greka w służbie francuskiej, przyjaciela Polaków Konstantego Stamati. Z Dubrownika przez Czarnogórę legioniści mieli przedostać się do Grecji.

Zrobiliśmy projekt – a na samym czele stanął Dąbrowski, ażeby opuścić Włochy, przepłynąć na półwysep Morei, i tam jako Polacy zostać zbrojno pod opieką Turcji do dalszych wypadków. Wykonanie projektu było łatwe, gdyż rozłożeni (w Modeńskiem), w niewielkiej odległości od brzegów Adriatyckiego morza, mogliśmy na przewiezienie nas zabrać tyle okrętów i rozmaitych statków handlowych kupieckich ile było potrzeba… Postanowiliśmy konsulowi (Bonapartemu) posłać treściwy adres, obejmujący wszelkie powody, jakie nas do tego czynu zmusiły. Chodziło tylko o porozumienie z legią naddunajską

(relacja K. Małachowskiego, cyt. za: S. Askenazy, Napoleon a Polska, t. III, Warszawa-Kraków 1919, s. 268.)

- W obecnej sytuacji pomysł ten nie jest zły, jeśli nasi ludzie zechcą wsiąść na statki – pisał Szamand do generała (20 stycznia 1799). Zastrzegał jednak, że powodzenie akcji zależy od nie wtrącania się Francuzów w polsko-bałkańską sprawę. I – dodajmy – utrzymania tajemnicy, o co wśród skłóconych Polaków było trudno. Na skutek donosów niechętnych Dąbrowskiemu oficerów, m. in. Axamitowskiego i Rożnieckiego opanowanych „samobójczym duchem służalstwa i delatorstwa” (prof. Sz. Askenazy) władze francuskie dowiedziały się o polskiej  tajemnicy i odniosły się do niej negatywnie. Przejawem owej niechęci była decyzja o rozparcelowaniu oddziałów legionowych między republiki włoskie. Wpływ na niepowodzenie akcji miała również niechętna wobec planu postawa Legii Naddunajskiej gen. Karola Kniaziewicza. 

Tymczasem los Korfu został przesądzony, bowiem wiosną 1799 r. załoga francuska skapitulowała i Wyspy dostały się pod władzę turecką.

Generał Dąbrowski nie dawał jednak za wygraną. Opracował zatem tzw. „morderczy plan” (1800), zakładający koncentrację sił zbrojnych Polaków w Moguncji i pod wodzą Kościuszki przemarsz przez Czechy i Morawy do Galicji, gdzie wybuchłoby powstanie zbrojne. W trudnym położeniu Dąbrowski był zdecydowany, jak często mawiał, „walczyć z „wrogiem ojczyzny naszej [Austriakami], nie ze skarpettami” (bo tak nazywano antyfrancuskich partyzantów włoskich). Były Naczelnik zdystansowany jak wiadomo wobec rządów i osoby Bonapartego, z trudem zaakceptował pomysł, milcząco przełknął komplementy o sobie jako polskim Mojżeszu wiodącym lud do wolności -  ale dopomógł w uzyskaniu audiencji u Napoleona, jednakże Pierwszy Konsul storpedował pomysł każąc czekać na poprawę sytuacji międzynarodowej w przyszłości. (Wśród Polaków mówiono, że źródeł niepowodzenia należało szukać w popełnionym błędzie czyli braku łapówki, której nie wręczono łasemu na pieniądze Talleyrandowi). 

Dąbrowski i tym razem nie pozostał bierny. Napisał następny memoriał, którego treść przedłożył Napoleonowi podczas audiencji w Lyonie (na przełomie 1801/1802 r.). Przedstawił w nim zdekonspirowany wcześniej plan joński. Samodzielne zajęcie przez Polaków Wysp Jońskich i Morei, bez oficjalnej wiedzy i zgody Francji (ale przy jej cichym wsparciu) przyczyniłoby się do utworzenia Rzeczpospolitej Polsko-Greckiej i ku zadowoleniu Francji pokrzyżowałoby bałkańskie aspiracje Rosji.

- Być może nawet, obywatelu konsulu, rzucisz tym sposobem płodne ziarno rewolucji, która kiedyś w całej wybuchnie Grecji – przekonywał Bonapartego. Jednakże niekoronowany władca Francji odniósł się do pomysłów Polaka negatywnie.    

Wkrótce Wyspy Jońskie zajęli Rosjanie (1802-1807) i dopiero na mocy pokoju w Tylży (Lipiec 1807) wróciły one do Francji. Ale wówczas Polacy przechodząc Wisłę i Wartę wywalczyli wolność własnej ojczyźnie – budując struktury Księstwa Warszawskiego.

 

 

 BIBLIOGRAFIA     

 

Archiwum Wybickiego, oprac. A. M. Skałkowski, t. 1, Gdańsk 1948.

Pisma Tadeusza Kościuszki, wyd. H. Mościcki, Warszawa 1947.

 

Askenazy S., Napoleon a Polska, t. II-III, Warszawa-Kraków 1918-1919.

Durkowić-Jakšić L., Z dziejów stosunków polsko-jugosłowiańskich, Wrocław 1977.  

Kukiel M., Próby powstańcze po trzecim rozbiorze, Kraków-Warszawa 1912.

Pachoński J., Jan Henryk Dąbrowski (1755-1818), PWN, Warszawa 1995.  

Rusinowa I., Naczelnik Kościuszko i inni, Pułtusk 2015.

Szyndler B., Tadeusz Kościuszko (1746-1817), Warszawa 1991.

Zajewski W., Józef Wybicki, Warszawa 1983.    

Zych G., Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, WMON, Warszawa 1964.

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation