Czekając na Godota w... Teamsach / Paweł Lęcki

Drukuj
Czekamy z uczniami na Godota już od jakiegoś czasu, a ten tradycyjnie nie przychodzi. Wymyśliliśmy już w zasadzie wszystko, że to jak z czekaniem na Boga, śmierć, jakieś zdarzenie, zmianę lub w ogóle na nic.
  
Stwierdziliśmy, że albo życie jest zupełnie bez sensu w tej książce, albo właśnie sens jest w cierpliwym czekaniu, wzięliśmy również pod uwagę, że Beckett napisał książkę po prostu bez sensu i w ogóle nie warto zawracać sobie nią głowy. Kto powiedział, że lektury, nawet klasyki, muszą być o czymś? A jednocześnie, czy w ogóle może istnieć książka o niczym?
   
Zwlekałem z tym, gdyż myślałem, że to się nie uda w ramach edukacji zdalnej, gdyż wcale nie jest mistrzem edukacji, ale lubiłem w ten sposób pracować na żywo. Uczniowie podzielili się w końcu na grupy, założyli własne kanały na Teams i dodali mnie jako gościa.
Dałem im fragment lektury z pozoru zupełnie bez sensu i mieli go przełożyć na taki język, żeby może jednak miał jakiś sens.
  
Wpadłem do tych grup jak na z pozoru znane, ale jednak obce planety. Trochę podejrzewałem, że tak będzie, ale w mniejszym gronie wielu było na kamerkach, choć na kanale dla wszystkich mało kto się na to decyduje. Łatwiej jest zaufać grupce, niż wszystkim i jest to chyba zupełnie naturalne. W końcu w domu też rzadko na żywo gościmy ponad trzydzieści osób, z których na dodatek nie wszystkich musimy lubić i nie są naszą rodziną. Rodziny zresztą można też nie lubić.
  
Wpadałem na chwilę, gdyż edukacja nie oznacza permanentnej obecności nauczyciela. Czasem trochę się szukaliśmy, gdy ja wszedłem do grupy, z której ktoś właśnie chciał zapytać mnie o coś na kanale głównym. W rezultacie łatwo było się znaleźć, a czasem oczywiście wpadłem nie w porę, gdyż akurat trwała rozmowa o kocie, który uciekł spod prysznica bez związku z tematem, choć mam przypuszczenia graniczące z pewnością, że można trafić o wiele gorzej, co wprowadza pewien element niespodzianki.
  
Trafiłem również na planetę ciszy, ale po głębszej eksploracji okazało się, że chłopaki przeszli na Discorda, gdyż tak im było łatwiej. Wszyscy pracowali w swoim tempie, a ja, czuwający kosmonauta, tylko sprawdzałem, czy ciągle istnieją.
  
Znaleźli sens w pozornie bezsensownej wypowiedzi postaci. Stwierdzili, że to metafora nieopisywalności świata, że brakuje słów, żeby wyjaśnić sens istnienia obok siebie Boga, kamieni, tenisa i hokeja. Świat jest płynny i wymyka się ograniczonemu słownikowi człowieka. Niektórzy upierali się, że tekst nic nie znaczy i też mieli rację, ucząc się różnić w odbiorze tej samej treści. Na dodatek jest to tylko i aż literatura, a więc nie żadne naukowe fakty, więc można pozwolić sobie na zakres większych wątpliwości.
Na Godota nikt się nie doczeka, gdyż jego istotą jest właśnie to, że nie przyjdzie. Nie zmienia to faktu, że sam akt czekania wcale nie musi być bierny i pozbawiony barwnych wydarzeń. Nawet dywagacje na temat bezsensowności istnienia w ramach lektury w liceum, mogą być całkiem sensowne, a już sama rozmowa choć trochę oswaja absurdalną rzeczywistość.

Licencja Creative CommonsTen utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe.
za: https://www.facebook.com/pawel.lecki79/posts/1381252655600130
ilustracja wykorzystana w artykule: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Poster_for_drama_performance_of_%22Waiting_for_Godot%22.jpg