Do Ciebie, który nie jesteś człowiekiem... / Zosia Lenczewska

Drukuj

graficzny identyfikator działu FELIETONY

Szczerze wierzę w to, że wszystko jest po coś. Że nic nie dzieje się bez przyczyny, a przypadki nie istnieją. Że nasza dusza zeszła na ziemię w tym życiu, by odrobić jakąś ważną dla siebie lekcję. Wiem, że ludzie są różni, że niekiedy działamy szybciej niż myślimy. Wiem, że niektórzy nie myślą. Albo nie myślą głębiej niż smagnięcie palcami powierzchni danego zagadnienia. Nie oceniam, niektórzy tak mają. Wiem, że wiele ludzkich zachowań bierze się z niewiedzy, z nieświadomości, niepewności, lęków i sposobu wychowania.

Ale wkurwiam się. Wkurwiam się, bo ludzkie zachowania często są poniżej jakiejkolwiek krytyki. Ludzie ranią, krzywdzą, oceniają, roszczą sobie prawo do wyzywania, wyszydzania, wytykania palcami. Do zawłaszczania, generalizowania, stygmatyzowania, ostracyzmu.

Boli mnie to, że mogę powiedzieć jednie, że wierzę w ludzi – bo nigdy nie powiem, że wierzę w ludzkość. I ciągle się staram, małymi krokami próbuję zmieniać świat. Nie jem zwierząt, uczę innych jak kochać ciało. Staram się nie dokładać swoich pięciu groszy do cierpienia, strachu, bólu, wykluczenia. Wiem, że nie od razu zmienię rzeczywistość, ale naprawdę mam nadzieję, że uda mi się coś zdziałać. Coś temu światu dać. Bo przecież tak często od małych kroków zaczynały się wielkie rewolucje, które diametralnie zmieniały bieg historii. Ale jak często będziemy musieli w imię jakichś chorych ideałów, politycznych zagrywek, wygodnictwa doprowadzać do tragicznych sytuacji, by ludzkość się ogarnęła? Ile krwi, płaczu, samobójstw, depresji, walki z wiatrakami, chęci poddania się, zniszczenia cudzego życia będzie musiało upłynąć?

Gdy ktoś mi mówi, że moje niejedzenie zwierząt, niczego nie zmieni, bo to jest zbyt daleko odbierające od normy, mówię, że kiedyś normą było niewolnictwo. I hmm…teraz jakoś nie widzę, by w dziale ogłoszeń przewijały się hasła „sprzedam młodą dziewczynę, niewiele je, dobrze prasuje, w trzy godziny przekopie ogródek, może spać na materacu ze słomy”, nie widzę też targów niewolników.

Kiedyś normą było to, że kobiety nie mogły chodzić do szkoły, studiować, pracować. Siedziały w domu, gotowały, sprzątały, zajmowały się dziećmi – rodziły na potęgę. Normą było to, że traktowano je jak przedmioty, jak czyjąś własność bez swojego zdania. Że ich nie szanowano, wykorzystywano seksulanie, bito, krzyczano.

Kiedyś normą było to, że Żydzi mieszkali w innych dzielnicach, zamkniętych na cztery spusty. Szykanowano ich, nie dopuszczono do życia publicznego, wytykano, grożono, traktowano jak śmieci. Nastawiano przeciwko nim całe społeczeństwa, mówiąc, że to są ludzie tak…nie w pełni.

Jeśli tak wyglądają normy, to ja się z nich wypisuję. Ze społeczeństwa uwłaczającego mniejszościom się wypisuję. Bo tak długo takie normy mogą mieć rację bytu, jak długo będziemy się na nie godzić. Im więcej osób powie „nie” tym szybciej i skuteczniej chore, zakrawające o absurd sytuacje przestaną mieć miejsce.

Wypisuję się z myślenia kategoriami. Wkładania ludzi do worka z etykietkami. Wykorzystania tego, że dużymi grupami najłatwiej rządzi się poprzez strach i to nim można osiągnąć sukces – więc jednoczy się społeczeństwo przeciwko jednemu wspólnemu wrogowi – innej grupy społecznej – i robi na nią nagonkę. To jest coś, na co nie ma we mnie zgody.

Dla mnie każdy człowiek to człowiek. Może żyć inaczej ode mnie, wyznawać inną religię, nie lubić psów, gardzić czekoladą, cenić sobie stałą pracę – być totalnie innym ode mnie, ale wciąż będzie dla mnie taki sam jak ja. Tak długo jak nie skrzywdzi innej osoby, zwierzęcia, świata – będę go szanować. Mogę go nie lubić, ale go nie ocenię. Mogę się z nim nie zgodzić, ale go nie wyzwę. Ale na pewno nie powiem, że jest gorszy ode mnie, a ja w czymkolwiek jestem lepsza. Jestem jaka jestem. I tym byciem mogę działać innym na nerwy – mają pełne prawo, by mnie nie znosić. To jest ok. Ale odbieranie innym człowieczeństwa nie jest ok.

Ostatnio wchodzę coraz głębiej w siebie. Od lat mocno wybija mi temat relacji damsko-męskich. Wiecie, co przyszło do mnie niedawno? To, że wcale nie musiałabym być z mężczyzną, by stworzyć piękną romantyczną relację. Doszło do mnie – najpierw nieśmiało, a później z całą mocą – że coś zmieniło się w moim postrzeganiu świata, ludzi, osób. Że nie patrzę już na nikogo przez pryzmat jego płci – a więc zewnętrznej powłoki – a jak na istotę ludzką. Tylko tyle i aż tyle. Nie on czy ona – a człowiek. Istota, dusza, wolny byt.

I wiem – nie „zakładam” a „wiem” – że gdyby ludzie w taki właśnie sposób patrzyli na innych – jak na Istoty, które tu przyszły, by być żyć i się spełniać a nie kogoś, kto czymś się od nich różni – świat byłby zupełnie innym miejscem. Mam wrażenie, że takim jakby…zdrowszym? Lepszym? Cieplejszym w obyciu? Sensowniejszym? W świecie bez podziałów na pewno byłoby mniej krzykliwych nagłówków gazet i polityków, ale wcale nie wiem, czy bez tego stalibyśmy się bardziej ubodzy w cokolwiek. Serio.


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

za: http://pisadlo.pl/category/listy-nasze-do-was/