Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

numer 35 jest obecnie redagowany i zostanie zamknięty w dniu 1 stycznia 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Awatar Franciszka Poraysky-Pomsta

(Może) ostatnia szansa / Franciszek Porayski-Pomsta

graficzny identyfikator działu FELIETONYPowinienem coś napisać, myślę sobie, krocząc nieoświetloną parkową alejką. Parku z najwyższym stopniem przestępczości w stolicy. Mimo to to jego alejkami najczęściej chodzę w jesienno-zimowe wieczory skąpane we mgle ludzkich odpadów. 

Widzę prędko idącego w moją stronę faceta. Wpierw pojawia się jego łysiejąca głowa odbijająca blade światło latarni, potem spięty w wysiłku korpus. Widzę już błyszczące ostrze noża w jego kieszeni – zbliża się prędkie zabójstwo w krzakach, wykonane nie z potrzeby materialnej, a potrzeby serca. Dla przyjemności.
Lecz on tylko mnie mija. Myślę, że dziękuję mu, że był taki dobry. Dał mi szanse jeszcze raz spróbować coś stworzyć z tych małych czarnych znaczków układających się w zrozumiały jakimś cudem ciąg.
Po prawej stronie widzę dwóch „dresiarzy” z dwoma dziewczynami. Wspólnie okupują ławkę, siedząc na oparciu, a nogi trzymając tam, gdzie powinni mieć według projektu zady. Widzę, jak jeden z nich podchodzi do mnie lekko zgarbiony, z rękami głęboko w luźnych kieszeniach. Spluwa, podnosi leniwie wzrok i prosi, bym oddał mu pieniądze i telefon. Za nim czai się drugi. A dziewczyny patrzą z podziwem i szepcą sobie coś na ucho, zastanawiając się tylko, kto budzi ich większy podziw. Mnie wcale nie ma w tym plebiscycie.
Lecz oni dalej siedzą na ławce. Wciąż mam szansę coś napisać! Idę zatem dalej i wychodzę z parku.
Spacer jest dla mnie chwilą oddechu. Przy ostatnim felietonie miałem nadmiar czasu wolnego. Dziś mam jego niedomiar. Nagła zmiana, trochę też bolesna. Ale praca, szczególnie taką, jaką się lubi, wcale nie jest taka zła. W końcu robi się coś ciekawego i w teorii rozwijającego. Bywa trudno, gdy kończy się późno i na zewnątrz czeka tylko ciemność warszawskiej rzeczywistości z autobusem wspinającym się na wiślaną skarpę.
I to jest ciekawe. Gdy ma się za dużo wolnego czasu – źle. Gdy ma się za mało wolnego czasu – źle. Ze skrajności w skrajność. Logika podpowiada, że trzeba zatem szukać balansu, który i zaoferuje rozwój, i odrobinę spokoju i wytchnienia. Lecz balans jest bardzo trudny. Człowiek przecież tak łapczywie czerpie z dłoni odpoczynku – weźmie pięć minut tego, osiemnaście tamtego, aż wreszcie półtorej godziny innego. Wówczas odtrąca dłoń pracy, niemal spluwa na nią. Dopiero później od niechcenia i z przymusu na nią zerknie.
Tak mija zabójczy czas. Raz przechyli się za bardzo w jedną stronę i boleśnie odegnie w drugą, a innym razem – na odwrót. A kiedy szuka się recepty, któryś ze składników w danej sytuacji zawiedzie. Trzeba wielu prób, by znaleźć tę idealną drogę, a przynajmniej na tyle dobrą, by się wysypiać i czuć siłę na radość. Czuję jednak, że mam szansę znaleźć lekarstwo.
Czuję też, że tworzę na co dzień. Tworzę w głowie niezliczone felietony, których treści błyskawicznie zapominam. Tworzyłem dziś w parku – po wielu godzinach styczności z Willem Eisnerem widziałem świat w jeszcze bardziej szarych barwach. Świat pełen przestępców, cwaniaków i karaluchów, którym zależy tylko na przeżyciu.
Ale wreszcie ten pozbawiony barw świat na coś przeniosłem. Tworzę teraz, wykorzystuję wieczór zmiany czasu – oto dał mi on szansę. Tak jak nożownik z mrocznej alejki, tak jak czwórka młodzieńców.
I tak jak tysiące samochodów, które mogły mnie przejechać, a tego nie zrobiły.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation