Cisza... walentynkowa – to mi o Tobie przypomina / Maria Prochownik

Drukuj

 

 

Był ciepły, sierpniowy wieczór. Ponad zajętym dziecięcymi igraszkami płomieniem malowało się na horyzoncie zachodzące słońce. Przenikało z wolna przez powykręcane od wiatru gałęzie, odbijało się raz to purpurą, raz karminem od wieczornej rosy, żeby na koniec przelać się dostojnie między wiekowymi, szarobrunatnymi pniami buków.  Robiło się coraz chłodniej. Od lasu szły niskie pomruki zwijającej na noc swoje oręże natury. Milczała. Objąłem ją spokojnie ramieniem, wciąż wpatrując się w bezpieczny blask ogniska. Milczała nadal. Na widnokręgu spod grafitowej zasłony nieba zaczęły wyłaniać się pojedynczo gwiazdy, każda inna, każda o innym blasku i innej łunie, każda piękna. Tam, gdzie nie sięgało już moje spojrzenie ich blask drżał wśród mgły i mroku. Nad nami z wolna zapachniało jesienią.

- Byłaś tu kiedyś wcześniej? - rzuciłem w gęstniejącą wśród nas mgłę.

Odpowiedział mi szmer trawy uginającej się pod przemykającym wśród krzaków zającem.

- Widzisz... byłam wielokrotnie, ale za każdym razem wydaje mi się, że to zupełnie inne miejsce. Jeszcze kilka dni temu powietrze było tu ciche i milczące, dziś drży od Twojego oddechu i otula moją zziębniętą skórę ciepłem. Jeszcze wczoraj pachniało tu wilgotnym sianem, dziś każdy podmuch wiatru okrywa mnie Twoim zapachem. Dziś wreszcie te gwiazdy pod niebem mają godne schronienie – i urwała, wpatrując mi się w oczy.

 

Czy w miłości o to chodzi, żeby misia walentynkowego wybrać największego w całym sklepie? Czy o to chodzi, żeby założyć ten najbardziej wymyślny komplet bielizny? Czy o to, żeby przy rozmowie nie zająknąć się ni razu? 

A może wystarczyłoby uwierzyć podświadomemu głosowi, który wciąż cichutko szepcze Ci, że tak naprawdę chodzi tu o człowieka, tego drugiego, który otwiera przed Tobą serce, w którym może dawno nie było nikogo, który bierze Twoją dłoń i pozwala Ci się dotknąć, choć znaczy to tak wiele, który zamyka Twoje oczy i pokazuje, jak patrzeć inaczej. Może chodzi o tę małą, wielką zmianę, którą te jedne stęsknione oczy uczyniły w aż za dobrze znanej Ci rzeczywistości.