Dobra, to tak, mam zamiar poruszyć temat faworyzowania uczniów przez nauczycieli.
Zacznijmy od tego że KAŻDY powinien być traktowany na tym samym poziomie.
Niektórzy nauczyciele mają swoich tak zwanych "pupilków". Traktują ich łagodniej i mają do nich zdecydowanie lepsze nastawienie niż do reszty.
A wiecie czemu przeważnie tak jest? Bo owi pupilkowie uczą się szybciej od reszty. To że ktoś dostaje lepsze oceny ode mnie, nie oznacza, że jest ode mnie lepszy.
Oceny nie warunkują mojej wiedzy, ani tego jak inteligenta jestem. Jak można powiedzieć że jestem głupia, tylko dlatego, że dostałam dwa, a ktoś inny piątkę?
Nie wszyscy nauczyciele powiedzą to wprost, ale tak mnie traktują. Żenada. Osobiście straszne mnie to irytuje i właściwie też smuci. Szczerze nauczyciele ogólnie sobie na za dużo pozwalają. Podwójne jak nie potrójne standardy, a gdyby tego było mało to dodatkowo powodują zaniżenie czyjejś samooceny, tylko przez to, że jest "głupszy" od reszty.
Oceny to tylko konstrukt społeczny, który stworzyliśmy po to, by szufladkować ludzi w dane kategorie, tych głupszych i tych mądrzejszych.
