Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Do Ciebie, która uśmiechasz się, gdy pęka Ci serce / Justyna Luszyńska

Uśmiecham się do ludzi. Już tak mam. Kiedy się z nimi witam, niezależnie od tego, jaki mam nastrój i czy mi się przypadkiem życie nie rozpadło na tysiąc drobnych kawałków, uśmiecham się. Nie wiem, czy nazwałabym to zakładaniem maski. Być może tak właśnie powinnam zrobić. To, co we mnie nie przekłada się na to, co na mnie. Wesoły uśmiech i dźwięczne dzień dobry, zawsze tak piękne, jakby mi właśnie święty Mikołaj wjechał saniami na chatę i oznajmił, że byłam tak zajebiście grzeczna, że postanowił, że przyniesie mi prezenty gwiazdkowe przed czasem, i to jeszcze z gratisami. 

No tak, w byciu grzeczną mam wprawę. W końcu świat od zawsze tego ode mnie oczekiwał. Uprzejmego uśmiechania się. Tylko że jako dziecko w ogóle nie czułam potrzeby zakładania maski. Śmiałam się wtedy, gdy miałam na to ochotę, a jeśli coś szło nie po mojej myśli, złościłam się i czułam zraniona, moje wargi nie rozciągały się od ucha do ucha. 

I mogłoby się to wydawać logiczne – nie uśmiecham się, jeśli nie mam powodów do śmiechu. Logiczne? 

No nie dla tego świata. 

Dla świata byłam niemiła, naburmuszona, wiecznie obrażona. Świat wytykał brudnymi paluchami moje „humory”, złościł się na nie i uczył mnie, że cokolwiek czuję, nie powinnam się z tym obnosić. Grzeczne i miłe dziewczynki, które chcą być lubiane przez innych, nie stroją fochów. Przecież każdy chce być lubiany.  

Mam kilka lat, może dziesięć, nie pamiętam. Od czasu do czasu na spotkaniach rodzinnych spotykam wujka, który zawsze na powitanie chce dostać buziaka. Nienawidzę tego. Zawsze staram się tak przedrzeć w wejściu, żeby na niego nie wpaść, ale czasem się nie da. Czasem to on otwiera drzwi i wtedy nie ma drogi ucieczki. Czuję, że muszę to zrobić, w końcu dorośli mówią, że to tylko buziak. Takie nic. Wszyscy się śmieją z mojego skrępowania. Śmieję się z nimi. 

Nieraz serce zaczyna mi bić szybciej, kiedy widzę, że się zbliża, siada obok i niby nic wielkiego nie robi, a jednak moje ciało truchleje i myślę tylko o tym, że chciałabym, żeby go tu nie było. Żebym nigdy nie musiała się z nim witać i z nim rozmawiać. 

Uśmiecham się jednak. Wujek jest dla mnie miły, więc ja również muszę być miła.  

 

Mam osiemnaście lat i uczestniczę w kursie na prawo jazdy. Tego dnia przypadają mi lekcje z panem Tomkiem. Dwie godziny jeżdżenia po mieście z mężczyzną na siedzeniu obok. Stresuję się nie bardziej niż zwykle. Jazda samochodem to nie mój konik, ale nie wsiadam za kierownicę pierwszy raz i nie pierwszy raz z nowym instruktorem. Od każdego można się przecież czegoś nauczyć. 

Jednak z panem Tomkiem jest inaczej.

Pan Tomek uśmiecha się, ale nie w sposób, w jaki ja uśmiecham się do sąsiadów, krzycząc im dzień dobry. Pan Tomek pyta, o czym myślę, ale nie w sposób, w jaki ja pytam o to zamyślonych przyjaciół. I pan Tomek pomaga mi zmieniać biegi, kładąc rękę na mojej ręce, choć wolałabym, żeby tego nie robił. Kieruje nas na stację paliw, a ja nie widzę w tym niczego złego. Proponuje, że nauczy mnie, jak tankować samochód. Zgadzam się, bo to przydatna umiejętność. Nie spodziewam się jednak, że podczas tankowania będzie tak blisko. 

I jest mi źle i niekomfortowo. Ale się uśmiecham.

Przecież pan Tomek jest dla mnie miły. Jest miły, czyż nie? Skoro zaś jest miły, nie powinnam się odsuwać i robić mu przykrości. Na pewno nie ma złych zamiarów. 

Mam dwadzieścia sześć lat. Uważam się za dorosłą, odpowiedzialną i świadomą siebie kobietę. Jestem oczytana, dużo rozmawiam o istotnych sprawach – religii, polityce, feminizmie i człowieczeństwie. Uczę się stawiać granice. Poszerzam wiedzę. Zaczynam odmawiać relacjom, które mi nie służą. Zaczynam wreszcie mówić „nie”. 

Wchodzę do sklepu po kilka desek. W przydusznym pomieszczeniu pachnącym drewnem trafiam na mężczyznę, którego słowa bodą mnie w każdym możliwym miejscu. Uwierają mnie i drażnią. Depczą po moich granicach i całą sobą wiem, że powinnam zareagować, ale nie mam pojęcia jak…

Uśmiecham się. 

On dalej prawi okropieństwa, ale przy tym powtarza, że przeprasza, żebym nie brała do siebie, a potem miesza z błotem kobiety, moje siostry, za którymi powinnam się wstawić. Wiem to, ale każdy przytyk, który rzucam w jego stronę jest za słaby. Każdy przykrywam uśmiechem. On mówi, a mi brakuje śliny w ustach, bo tak bardzo bym chciała, ale nie wiem jak. 

Nie umiem. Nie potrafię być niemiłą. Niegrzeczną. 

Nie umiem, nie potrafię pozwolić, żeby pomyślał o mnie źle. Przecież przeprosił, prawda? Słyszałam na własne uszy słowo przepraszam. Skoro przeprosił, wszystko powinno być dobrze. Nie powinnam złościć się na kogoś, kto przeprasza. 

Nawet jeśli przeprasza, a potem i tak robi to, co złe. 

I jakoś tak nigdy nie zastanowiłam się, dlaczego to działa w jedną stronę. Dlaczego, skoro ja nie chcę zranić kogoś moją granicą, ten ktoś nie martwi się, że ją przekracza? Czemu natrętnym adoratorom bałam się powiedzieć, że nie jestem zainteresowana ich zalotami? A gdy już się na to zdobyłam, a oni ignorowali moje „nie”, uśmiechałam się, bo jakiś głos w głowie kazał mi się cieszyć z tego, że ktoś mnie wybrał. Nie podpowiadał: powiedziałaś nie, a on powinien to uszanować. 

Dlaczego, choć ich zachowanie niejednokrotnie wprawiało mnie w dyskomfort, który doskonale widzieli, to ja byłam tą, która miotała się, bojąc ich urazić?

Dlaczego to mój puls przyspieszał w trwodze na widok wujka, ale on nie smucił się, dostrzegając moje zdenerwowanie? Dlaczego pan Tomek nie zastanowił się, czy chciałabym, żeby mnie dotykał, zbliżał się i patrzył w taki, a nie inny sposób? Dlaczego mężczyzna, obrażający kobiety, nie przejął się tym, że obraża i mnie? Stojąc metr ode mnie, patrząc mi prosto w oczy? Dlaczego to ja się przejmowałam? 

Wszakże od zawsze miałam być posłuszna i miła. Dziewczynka ma dbać o porządek i zajmować się domem. Gdy jej brat bawi się w wojnę, ona powinna pomagać mamie, żeby nauczyć się wszystkiego na przyszłość i móc być dobrą żoną. Nie powinna za dużo dyskutować, ponieważ pyskatej baby nikt nie poślubi. Nie powinna się rządzić, bo to chłop ma w domu nosić spodnie. Może mieć swoje zdanie, jak najbardziej, ale po co się od razu z nim obnosić? 

Kobieta powinna być uległa. Powinna stać po prawicy swojego mężczyzny i wspierać go we wszystkich jego decyzjach. Jeśli popełni błąd, powtarzać mu, że błędy są częścią ludzkiej egzystencji. Jeśli wygra, najgłośniej bić brawo. A jeśli mu się coś stanie, płakać rzewnie. 

Moje babki, ciotki i mama nieświadomie powtarzają schematy wyryte w ich duszach. Silne i piękne kobiety, które kochają mnie najbardziej na świecie i chcą dla mnie tego, co najlepsze, nauczyły mnie być grzeczną. Nauczyły uśmiechać, gdy pęka serce. 

Wielu mężczyzn, którzy mnie otaczają, podświadomie powtarza schematy swoich ojców i dziadków. Denerwują się, gdy mówię coś, z czym się nie zgadzają, odpowiadam za ostro na atak ich znajomego. Odcinam się, broniąc swojego zdania, a ich siedzenie robi się nagle niewygodne. Nie denerwuj się, powtarzają. Uśmiechnij się, po co te nerwy?  

Złość, smutek, strach, radość, nadzieja, fascynacja, zdziwienie, żal, duma, bezradność – to emocje, które odczuwa każdy, niezależnie od płci. W moim DNA nie ma kodu, który jako kobiecie nakazywałby odczuwać tylko radość i dumę. Dlatego mogę się denerwować, smucić, bać i rozpaczać. 

A jeśli ktoś mnie krzywdzi, mam prawo się bronić. A jeśli ktoś depcze po moich granicach, mam prawo się bronić. A jeśli ktoś ignoruje moje potrzeby, mam prawo się bronić. 

Nawet jeśli to oznacza, że będę niemiła.  


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

 

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation