Dlaczego tak niewiele robię dla świata? Chyba czas się wytłumaczyć. / Justyna Luszyńska

Drukuj

Dlaczego tak niewiele robię dla świata? Chyba czas się wytłumaczyć.

Wiecie, czego nienawidzę?

Zawstydzania.

W ogóle mam wrażenie, że zapanowała jakaś nowa moda, choć to może nieodpowiednie słowo. W każdym razie ludzie uznali, że cudownym pomysłem jest powodowanie u innych wstydu. Chociaż może to wcale nie nowość.

Zawstydzać można w wielu kwestiach. Tylko że ja dzisiaj nie będę mówić o wszystkich. Raczej o poniektórych. Wybranych. Tych, co najbardziej utkwiły mi w głowie. Trochę o ratowaniu planety. Trochę o codzienności.

Och, jesteś wegetarianką? Fajnie. A czemu nie weganką?

Zauważyłam taki dziwny trend. Kilkakrotnie trafiłam w sieci na ludzi, którzy pokazywali, że starają się być w jakiś sposób lepsi dla siebie i świata. Ekologiczni na przykład. Za każdym razem jednak znalazł się ktoś, to był „ekologicznijeszy”. Tak, niech sobie to słowo nie istnieje. Nie przeszkadza mi to. 

Powiedzcie, że nie wiecie, o czym mówię. Ulży mi. 

Ale czy nigdy nie widzieliście zarzutów wobec osób, które na przykład pochwaliły się ograniczaniem spożywania mięsa, a dostały cęgi za to, że nie są wegetarianami? Nie widzieliście wegetarian, których ktoś z oburzeniem spytał, czemu nie są weganami? Ani wegan, których ktoś opluł, bo założyli skórzane buty? No właśnie. 

Pomogłaś? Fajnie. Ale mogłabyś bardziej.

Pamiętam, jak w czasie strajków przeciwko ustawie antyaborcyjnej wiele osób na różny sposób starało się okazywać solidarność z osobami z macicami, strajkującymi, ale nie wszyscy mieli odwagę, by wyjść na ulicę i protestować. Pamiętam treści udostępniane w sieci, jasny przekaz: jestem po waszej stronie. I pamiętam niektóre komentarze, cedzące: nie pieprz, tylko wychodź na ulicę. 

No błagam.

W momencie, w którym powinniśmy się najbardziej jednoczyć i doceniać każde wsparcie, znalazły się jednostki, które wolały gryźć, zamiast uśmiechać sie do sojuszników. Rozumiem, jak istotna była obecność na ulicach. Sama też tam byłam.

Rozumiem jednak coś jeszcze.

Nie każdy mógł sobie na nią pozwolić. W tym miejscu na scenę może wejść szereg najróżniejszych argumentów, od najzwyczajniejszego, całkowicie zrozumiałego strachu, po poważne problemy zdrowotne. Oraz wiele innych, jakie by nam nawet do głowy nie przyszły. Problem polega jednak na tym, że nie lubimy się zastanawiać i włączać empatii. Wolimy oceniać.

Tak samo, gdy wspaniałomyślnie potępiamy kupujących w sieciówkach. Łatwo pokręcić z dezaprobatą głową i stwierdzić, że absolutnie nie, to przecież nieekologicznie i nieetyczne. MY to kupujemy tylko od polskich producentów, tylko szyjących tu, na miejscu, tylko z ekologicznych materiałów!

Chwała nam za to, jeśli tak robimy.

To cudowne posunięcie i planeta z pewnością nam za to podziękuje, ale uwaga, wiadomość z ostatniej chwili: takie produkty najczęściej są również droższe, aniżeli top z centrum handlowego. Co za tym idzie, nie każdego na to stać. Rzeczy z drugiej ręki, owszem, można kupować, ale nie wszyscy potrafią znaleźć coś dla siebie, nie wszyscy mają taką możliwość. Sama mam to szczęście, że w moim mieście jest wiele takich sklepów, a mój rozmiar jest dość powszechny i łatwo jest mi się odnaleźć w sklepach z odzieżą używaną. Wiem jednak, że nie każdy ma tak, jak ja.

No bo JA to…

To piękne, gdy robimy coś z myślą o naszej planecie, prawach ludzi i zwierząt. Podziwiam wegetarian i wegan, ale również tych, którzy kupują świadomie lub przynajmniej starają się to robić. Ograniczających spożycie mięsa. Rezygnujących z nabiału na rzecz wegańskich zamienników. Niekupujących biletów do cyrku i futer. Uważam, że każdy gest — nawet ten najmniejszy, jest na wagę złota. Życie składa się z małych działań. 

Gdyby każdy z nas pakował bawełnianą torbę zamiast foliowej, o ile mniej plastiku pływałoby w ocenach. Gdybyśmy zwracali uwagę na opakowania, w których kupujemy ulubione produkty. Gdybyśmy wszystkiemu starali się dawać nowe życie, wykorzystywać. Małe rzeczy, które naprawdę są wielkie. 

Nie uważam jednak, żeby zawstydzanie było drogą do celu. Nie sądzę, żeby umniejszanie temu, co ktoś już zdążył zrobić, sprawiło, że zechciałby robić bardziej i więcej. Sądzę, że to najwyższa pora, byśmy przestali dyktować ludziom, jak ONI powinni żyć. Dlaczego zamiast tego nie pokażemy, jak my żyjemy, skoro uważamy siebie za przykład? 

Co robię dla świata?

Segreguję odpady.

Może i nic wielkiego, ale wiecie, jak wiele osób robi to w sposób niepoprawny? Albo na odwal się?

Segregowanie odpadów w naszym domu to podstawa i robimy to sumiennie. Na samym początku dużo czytaliśmy, żeby dokładnie wiedzieć, co i jak, teraz już wiemy. W sieci można znaleźć sporo informacji na ten temat, wystarczy poszukać.

Kupuję świadomie.

Dwa razy zastanowię się, zanim wezmę produkt spakowany w plastik. Jest nawet taki ser, który uwielbiam do zapiekanek, ale kupuję go raz na ruski rok, ponieważ… każdy plasterek pakowany jest w oddzielne opakowanie. Nie wspieram tego.

Decyduję się również na kosmetyki firm, które nie testują swoich produktów na zwierzętach. To nietrudne – sprawdzić. Wystarczy wygooglować markę przed zakupem. Niektóre nie podają na ten temat informacji, ale z takich zazwyczaj rezygnuję. Wolę stawiać na te, które działają etycznie. Szczególnie, że niejednokrotnie wiąże się to z innymi ich działaniami na rzecz środowiska.

A ubrania…

Tak jak wspominałam, mam ten komfort, że mieszkam w mieście, w którym jest wiele sklepów z używaną odzieżą, a ja zazwyczaj nie mam problemu ze znalezieniem czegoś w swoim rozmiarze, dlatego korzystam z tego przywileju. Poza tym staram się kupować mniej. Nie pozwalam już, by ubrania zalegały w mojej szafie.

A gdy wiem, że w czymś nie chodzę i raczej nie zacznę… oddaję, nie wyrzucam. Potrzebującym lub bliskim. Zaś pobrudzone, podarte ubrania, zamieniam w… szmatki. Szmatki zawsze się przydają.

Mięsne? Raczej podziękuję.

Bardzo rzadko spożywam mięso. Jeśli już to robię, to zazwyczaj poza domem, podczas wizyty u bliskich, znajomych, chociaż na przykład moi rodzice już przyzwyczaili się do tego i często przygotowują dla mnie dania bezmięsne. Mięsa nie kupuję, nie potrzebuję do szczęścia, chociaż nadal nie wyeliminowałam go ze swojej diety do zera.

Nie kupuję również mleka, chociaż czasem mam ochotę. Zastępuję je roślinnymi zamiennikami. Podobnie jogurty. W restauracjach też niejednokrotnie wybieram bezmięsne opcje. Bo tak wolę.

Szanuję to, co mam.

Banał? Być może. A jednak przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że jak coś zaczyna szwankować, to wymieniamy na lepszy model. Czasem nawet nie zacznie się psuć, lecz zwyczajnie się znudzi.

Nic mi do życia innych, ale sama staram się unikać takich praktyk. Albo używam sprzętów, dopóki nie zepsują się do cna, albo szukam im nowego domu. Jeśli się jednak zepsują, wyrzucamy je nie byle gdzie, a w miejsca do tego przeznaczone. Przecież one istnieją.

Zastanawiam się, czy dodałabym coś jeszcze…

Być może coś by się jeszcze znalazło, ale uważam, że to, co wymieniłam, w zupełności wystarczy. Nie robię wielkich rzeczy, nie przenoszę gór. Zdarzyło mi się symbolicznie adoptować zwierzaka. Posprzątać pierdolnik w lesie. Jednak tak naprawdę to te małe, codzienne wybory sprawiają, że żyjemy w coraz lepszym świecie.

Wiem, że są osoby, które robią więcej ode mnie i wiecie co? Podziwiam ich całym sercem. Potrzebujemy tych, którzy działają, pomagają, ale też edukują innych.

Pod warunkiem, że nikt nikogo nie zawstydza.

Wszystko to, co robicie, jest istotne. Nawet jedno działanie, zmienia świat na lepsze. Pamiętajcie o tym i nie dajcie wpędzić się we wstyd lub poczucie winy, ponieważ „robicie za mało”. Cokolwiek zawsze jest lepsze niż nic.


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe. za: https://pisadlo.pl/dlaczego-tak-niewiele-robie-dla-swiata-chyba-czas-sie-wytlumaczyc/felietony/