Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Człowiek kocha swoje własne błędy / Karolina Chojnacka

Biały Jeep Wrangler zjechał z pokładu wielkiego promu Naomi równo o pierwszej w południe. Słońce prażyło niemiłosiernie, toteż mieszkańcy niewielkiej wyspy z przyzwyczajenia chowali się w cieniach drzew i pod dachami przybrzeżnych restauracji. W przeciwieństwie do nowo przybyłych gości, miejscowi byli bardziej zmęczeni niż podekscytowani piękną pogodą. Nad przystanią latały mewy, donośnie opowiadając morskie historie wczasowiczom, a przyjemny wietrzyk unosił w powietrzu zapachy lokalnych potraw. Port był sercem kulturalnym niewielkiej miejscowości. Nad brzegiem w rzędzie znajdowały się w większości drewniane, niekiedy kolorowe, dwupiętrowe domki, których parter stanowił część użytkową dla klientów, a na górze mieściły się prywatne pokoje. Pomimo temperatury widać było, że lato dobiegło końca. Więcej ludzi opuszczało wyspę, wracając do typowego dla wielkiego kontynentu pośpiechu i życia codziennego. Prom, zwykle wypełniony po brzegi turystami, tego dnia przywiózł ze sobą, oprócz cotygodniowych dostaw, tylko jednego starego znajomego. Biały Jeep opuściwszy pokład, zręcznie włączył się do ruchu i od razu ruszył znaną mu trasą, prowadzącą w głąb wyspy. Przez otwarte szyby dało się słyszeć przyjemne dźwięki popularnych kawałków ostatniego lata. Gdy pojazd zatrzymał się na światłach, miejscowi dostrzegli szansę, aby lepiej przyjrzeć się nowo przybyłemu kierowcy. Kobieta miała długie blond włosy. Była ubrana w biały garnitur, a na jej nosie widniały ciemne okulary przeciwsłoneczne. Wyglądała niezwykle szykownie, czym znacznie wyróżniała się z tłumu  mieszkańców. Dzieci z zainteresowaniem przyglądały się jej drogiemu autu, matki obserwowały ją z zazdrością, wyobrażając sobie, jak idealnie musi wyglądać jej życie, a babcie, znając wiele miejscowych plotek, tylko wymieniały porozumiewawcze spojrzenia. Niewielu z nich miało kiedykolwiek okazję chociażby zamienić słowa z wytworną damą, ale każdy wiedział, w którą stronę zmierzała. Wyjazd z małego, choć niezwykle zatłoczonego centrum miasteczka zajął kobiecie dziesięć minut. Po chwili już jechała wąską, dwukierunkową drogą wzdłuż nabrzeża, a wiatr przyjemnie rozwiewał jej włosy i koił upał. Gdy zarys budynków całkowicie zniknął z odbicia tylnego lusterka, kobieta poczuła się na tyle swobodnie, żeby wykonać zaległy telefon. Po trzecim sygnale z głośników doleciał do jej uszu zaspany głos.

 – Halo?

 – Hej! Jestem, dojechałam. Do promu nie było żadnej kolejki, także dopłynęłam o czasie i właśnie jadę w kierunku domu – zawołała wesoło blondynka. Po drugiej stronie odpowiedziała jej cisza, więc kobieta zdecydowała się kontynuować. – Świeci słońce, jest ciepło, idealnie na taki krótki urlop. Rozpakuję walizkę i od razu lecę na plażę. Także, chciałam Cię tylko poinformować, że wszystko jest okej. Zadzwonię pewnie znowu w niedzielę, po powrocie.

 – Okej – odparła jej w końcu dziewczyna.

 – Marie, proszęęę... – jęknęła, a kobieta po drugiej stronie telefonu głośno westchnęła.

 – Katie, powiedz mi, co byś zrobiła, gdyby Twoje dziecko urodziło się w jednym z TYCH dni? – blondynka na to pytanie zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy. Ufała, że przyjaciółka dotrzyma tajemnicy, ale nie wymagała przy tym zrozumienia.

 – Na razie żadne się nie urodziło – zawołała, siląc się na jak najweselszy ton.

 – Ale mogłoby i, tak czysto hipotetycznie, co wtedy? Co trzy lata byłabyś nieobecna na urodzinach własnego dziecka?– dopytywała niestrudzona kobieta.

 – Marie, nie będę się zajmowała problemami, których na razie nie ma – odparła blondynka. – Zresztą, ja kontroluję z kim i kiedy zachodzę w ciążę.

 – Oczywiście – powiedziała z sarkazmem i przerwała połączenie.

Cisza wypełniła wnętrze samochodu. Ludzie często zapominają, że to, ile niektóre słowa ważą, możemy poczuć dopiero po ich wypowiedzeniu. Katie miała dwuletnią córkę, karierę i marzenia, a wszystko to przygniecione przez piętnastoletni ciężar milczenia.

Samochód zatrzymał się przed dużą, żelazną bramą. Kobieta nacisnęła, przycisk na pilocie i drzwi zaczęły powoli się otwierać, ukazując wąską, żwirową drogę. Pomimo że nieruchomość była niezamieszkana, to prezentowała się niezwykle schludnie. Katie troszczyła się o to, aby po śmierci matki, której ta wyspa była ukochanym domem, rezydencja nie popadła w ruinę. Lata, gdy mieszkały tam razem, były najlepszym okresem z jej dzieciństwa. Raz na jakiś czas posiadłości doglądała wynajęta ekipa, która dbała o porządek zarówno w ogrodzie, jak i w domu. Kobieta dopiero po chwili dostrzegła wyłaniający się zza drzew biały komin, a następnie budynek w całej swej okazałości. Był drewniany z białą elewacją i szarą, kontrastującą dachówką. Do domu wchodziło się przez dużą werandę lub ogromny taras z tyłu, z widokiem na morze. Katie zaparkowała i wysiadła z samochodu. Odetchnęła z nostalgią.  Kiedy była mała, spędzała z matką na wyspie każde wakacje. Tylko one dwie, w tym pięknym domu. Zawsze na jesień musiała wracać do ojca na ponury, stały ląd. Dlatego szczególnie doceniała fakt, że może podziwiać delikatnie pożółkłe już liście drzew, chylące się ku domowi. W tym miejscu spędziła jedne z najlepszych chwil swojego życia i podjęła decyzje, których potem miała już zawsze żałować. Był nawet taki czas, gdy dziewczyna mieszkała na wyspie na stałe. Wspomnienia z tamtego okresu, raczej wypierane niż pielęgnowane, zamazały się jednak i uformowały w jedno imię, którego Katie z czasem pozbyła się ze swojej codzienności, ale nigdy z serca.

Drzwi zaskrzypiały przyjaźnie, gdy kobieta weszła do środka. Wnętrze nic się nie zmieniło przez lata. Ogromny salon, który stanowił główną część domu, utrzymany był w bieli i beżu, z dodatkami drewna. Po lewej od salonu znajdowała się niewielka kuchnia, po prawej schody na piętro, gdzie usytuowano sypialnie. Wszystko było takie świeże, czyste. Dziewczyna odłożyła torebkę na starej komodzie i przeszła się po pomieszczeniu. Biały był ulubionym kolorem jej mamy. Wciąż powtarzała, że to najbardziej szczery odcień, bo zdemaskuje i ukaże wszystkie niedoskonałości. Katie, widząc ten pokój, żałowała, że farba nie zszarzała przez lata tak jak ona, tylko kłuje ją w oczy swoją perfekcją. Na taras prowadziły dwuskrzydłowe, loftowe drzwi. Gdy je otworzyła, uderzyła w nią przyjemna bryza znad morza. Kobieta, opierając się o barierkę, podziwiała roztaczający się przed nią widok na plażę pokrytą żółtym, drobnym piaskiem chowającym się nagle pod burzliwą wodą. Stojąc tak i patrząc w przestrzeń, bała się tego, jak odkryta się stała bez wysokich wieżowców, hałasu wielkich ulic i tłumu ludzi. Ostatni raz odwiedziła to miejsce trzy lata temu, a miała wrażenie, jakby nic się nie zmieniło. Czuła, że wróciła do domu i to właśnie przerażało ją najbardziej.

Nazajutrz Katie zerwała się wcześnie z łóżka. Poranek przywitał ją deszczem, musiała więc zabić jakoś czas, korzystając z niewielu atrakcji wewnątrz domu. Katie była okropnie zdenerwowana. Kalendarz wiszący na lodówce w kuchni nieustannie przypominał dziewczynie o tym, że nadeszła sobota, a z nią pierwszy weekend września. Wolała ślepo wierzyć, że na tej wyspie życie toczy się swoim tempem, że wciąż była tą samą Katie sprzed piętnastu lat. Pomimo wielkich nadziei nic tego dnia nie mogło odciągnąć dziewczyny od nieprzyjemnych myśli. Zwinęła się w kłębek na kanapie, popijając ciepłą herbatę.  Wpatrywała się w przestrzeń, próbując rozszyfrować tajemnicę, którą skrywały jej uczucia. Deszcz przyjemnie bębnił w szyby. Dźwięk ten był tak rozkoszny i kojący, że nawet nie zauważyła, gdy zaczęła odpływać myślami. W jednej chwili znów miała osiemnaście lat. Jej matka postanowiła przeczekać szalejącą na zewnątrz burzę u koleżanki. W tym samym czasie jej córka, korzystając z chwili ucieczki przed matczynym wzrokiem, leżała na kanapie przy blasku świec, ogrzewana przez ramiona jej nastoletniego chłopaka. Oddychała spokojnie, chociaż od dziecka bała się burzy. Leżeli tak już od ponad godziny. Skóra przy skórze, a ich nagie ciała okrywał jedynie stary, gruby, czerwony koc. Dziewczyna czuła, jak dłonie chłopaka błądzą po jej ciele. W pewnym momencie uniosła na niego swoje błękitne oczy.

 – Nie chcę, żeby lato się skończyło – szepnęła, szukając na jego twarzy uczuć, które oznaczałyby, że powiela jej zmartwienia i rozumie rozterki. Chłopak jednak nic na to nie odpowiedział. Wpatrywał się w nią swoim przenikliwym wzrokiem, cały czas jedną ręką wędrując po plecach, a drugą odgarniając z twarzy jej blond włosy. – Wolałabym zostać z tobą na wyspie.

 – I co byś tutaj robiła cały rok? – zapytał w końcu jej towarzysz z lekką kpiną w głosie.

 – Znalazłabym pracę. Moglibyśmy zamieszkać razem – odparła pewnie dziewczyna, jednak mina jej posępniała, gdy zobaczyła jego uśmiech. – Co cię tak bawi?

 – Nic, Księżniczko, po prostu nie sądzę, żeby to było dla ciebie.

 – Nie nazywaj mnie tak! – oburzyła się dziewczyna. – Ty potrafiłeś ułożyć sobie życie na wyspie. Ja też mogę.

 Nagle uśmiech zniknął z jego twarzy. Spoważniał i spojrzał na nią beznamiętnym wzrokiem.

 – Nie chcę żebyś tu zostawała – odparł zimno.

 – Dlaczego nie?! – żachnęła się dziewczyna.

 – Nie i koniec. Ta wyspa jest popieprzona. Nie chcę, żebyś angażowała się w tutejsze życie.

 – Nigdy mi nie powiedziałeś, czym tak naprawdę się zajmujesz. Ale wiesz co? Ja też mam tu swoich znajomych i wiem, że wkopałeś się w jakieś gówno. A teraz głupio ci się do tego przyznać. Jak nie chcesz, żebym została, to pojedź ze mną. Może mój ojciec cię z tego wyciągnie – stwierdziła.

 – Nie będę prosił o pomoc twojego ojca i nie wyjadę stąd. Koniec dyskusji. Sam to rozwiążę.

 – Nie wyjedziesz, ale też nie pozwolisz mi zostać. To jak do cholery wyobrażasz sobie ten związek?!

 – Nie wiem! – odkrzyknął jej chłopak, na co dziewczyna lekko się wzdrygnęła.

 – A co, jeżeli pewnego dnia nie wrócisz do domu? – zapytała dziewczyna. – Co mam wtedy zrobić? Nawet nie będę wiedziała, gdzie cię szukać…

 – Bo masz mnie nie szukać – uciął chłopak.

Wpatrywali się w siebie, tocząc niemą walkę na spojrzenia. Jakby liczyli, że te przemilczane obawy, tudzież uczucia, ozdobią ich skórę niczym tatuaże i wyjaśnią swoją zagmatwaną historię.

 – Zostaniesz na noc? – zapytała cicho Katie.

 – Na ile chcesz, Księżniczko – odparł chłopak, całując ją, a pocałunek ten smakował jak przeprosiny, których nigdy nie usłyszała.

 Warkot silnika samochodowego sprowadził kobietę na ziemię. Zamrugała i przestraszona spojrzała w kierunku drzwi. Nawet nie zauważyła, kiedy przestało padać, a za oknem zrobiło się ciemno. Po chwili dostrzegła łunę światła i usłyszała ciężkie kroki na werandzie. Zamarła wpatrzona w tamten punkt, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Czekała na tę chwilę tak długo, aż wydawała jej się nierealna. Nadzieja mieszała się z ogromnym strachem i niepewnością, bo pomimo upływu lat ona wciąż pragnęła tylko jednego. Odrzuciła na bok koc, gdy nagle…

 – Katie?! Jesteś tam?! – odezwał się męski głos zza drzwi.

 – Kurwa – szepnęła Katie.

Kobieta w mgnieniu oka oprzytomniała i pobiegła ku drzwiom. Otworzyła je gwałtownie, a jej oczom ukazał się mężczyzna o brązowych włosach i piwnych oczach. Ubrany był w szary garnitur, a w ręku trzymał czerwoną walizkę.

 – Harry? – wyjąkała dziewczyna.

 – Niespodzianka! – zawołał chłopak. Zrobił krok do przodu, stawiając bagaż, aby od razu po przekroczeniu progu chwycić w ramiona swoją małżonkę.

 – Co ty tutaj robisz? – zapytała zdezorientowana Katie, gdy tylko wyrwała się z namiętnego pocałunku, jakim przywitał ją Harry. – Gdzie Emma?

 – Jak to co, przyjechałem dla ciebie! Żebyś nie musiała spędzić całego weekendu sama. Emma jest u babci. Nie martw się – mężczyzna wszedł do środka i zaczął zdejmować buty, podczas gdy kobieta, zamknąwszy drzwi, stanęła obok niego uważnie obserwując każdy jego ruch. Katie nie wiedziała, czy była bardziej roztrzęsiona, czy zdezorientowana zaistniałą sytuacją.

 – Wiem, że mówiłaś, że to tradycja, że w pierwszy weekend września jeździsz sama na wyspę, aby spędzić czas z mamą, a teraz skoro umarła, żeby uczcić jej pamięć, ale skoro to pierwszy taki wyjazd odkąd jesteśmy małżeństwem, pomyślałem, że się przyłączę. Pamiętam, jak skomplikowane były twoje relacje z rodzicami, ale wiem też, jak bardzo brakuje ci mamy. Chcę, żebyś czuła, że pragnę być częścią twojego życia – mówiąc to, Harry wziął w ramiona małżonkę. Szeroki uśmiech gościł na jego twarzy, a oczy wpatrywały się w Katie z czystą miłością i uwielbieniem. Dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć, a jej przeciągające się milczenie wzbudziło w mężczyźnie wątpliwości.

 – Nie cieszysz się. Wiedziałem, że powinienem był cię uprzedzić. Narzucam się, prawda? Przepraszam – zaczął nawijać Harry.

 – Nie, nie! To nie tak, kochanie – zawołała Katie już całkiem przytomna. Chwyciła twarz męża w dłonie, aby zmusić go, żeby na nią spojrzał. – To tak wspaniała niespodzianka, aż ze wzruszenia odebrało mi mowę. Dziękuję – powiedziawszy to złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.

 – Ufff, ale mi ulżyło! Chodź, zrobię nam coś pysznego do jedzenia. Chciałem przyjechać już wczoraj, ale nie zdążyłem na prom, bo nie chcieli mnie wcześniej wypuścić z pracy. Wiesz, co ten dureń Mark znowu odwalił… – Harry kontynuował swoją opowieść, ale dla Katie jego słowa zaczęły niknąć, zagłuszone przez jej własne głosy w głowie. Przytakiwała mechanicznie, jednak myślami była zupełnie gdzieś indziej.

Wpatrywała się w mężczyznę, który pokonał dla niej tysiące kilometrów, aby po prostu z nią być. Wesprzeć i kochać ją, jak najlepiej potrafił. Patrzyła na niego i nie rozumiała, dlaczego sama miłość nie wystarczy. Kochała go całym sercem. Był dobrym człowiekiem, cudownym ojcem, wspaniałym mężem. Lecz wśród tej całej wielkoduszności i miłości, którą rozsiewał wokół, była ona. Mała czarna kropka, pośród tego światła. Złożona ze zdrady, kłamstw, licznych tajemnic. Była miłością jego życia, a ona cały ten czas czekała na innego mężczyznę. Katie wiele razy chciała poczuć się godna uczuć Harry’ego, ale cena była dla niej zbyt wysoka.

Warkot motoru na zewnątrz przerwał rozmyślania Katie. Jeżeli wcześniej sądziła, że jej serce zamarło, tak w tamtej chwili musiało całkiem się zatrzymać. Harry również zastygł w bezruchu, nasłuchując.

 – Ktoś przyjechał? – zapytał bardziej siebie niż żonę i ruszył w kierunku przedpokoju.

Harry otworzył drzwi, akurat gdy silnik motoru zgasł. Na dworze było całkiem ciemno, a jedyne światło dobiegało z salonu przez otwarte drzwi.

 – Halo? Jest tam kto? – zawołał w ciemną noc Harry.

Odpowiedział im tylko wiatr, co jedynie wzmogło kłębiące się w sercu Katie rozczarowanie. Wtedy niespodziewanie mrok się poruszył, przybierając kształt mężczyzny, który powoli wyłonił się z cienia. Serce kobiety biło coraz szybciej napędzane adrenaliną. W słabym świetle dostrzegła, że mężczyzna ubrany jest cały na czarno. Miał krucze, przydługie włosy, śniadą karnację i ostro zarysowaną szczękę. Zmierzył przelotnie wzrokiem Harry'ego, po czym spojrzał na stojącą tuż obok Katie. Jego ciemnobrązowe oczy wpatrywały się w jej błękitne, ale nie ozdabiał ich żaden blask. Były puste i matowe.

 – Hej – powiedział, a tembr jego głosu przeniósł dziewczynę do młodzieńczych lat. Wyglądał tak, jak go zapamiętała. Niebywale przystojny, nonszalancki, swoją postawą budził respekt, a jego spojrzenie było pełne mroku.

 – Hej – odparła zachrypniętym głosem.

 – Przepraszam, ale kim pan jest? – Harry zdecydował się w końcu zabrać głos. – Wy się znacie?

 – Tak – odparła szybko Katie. – To mój stary znajomy z wyspy. Bardzo dawno się nie widzieliśmy. Szczerze, to jestem trochę zaskoczona jego wizytą – powiedziała odzyskawszy grunt pod nogami. – To jest…

 – James Smith – wtrącił chłopak, wyciągając rękę w kierunku Harrego.

 – Harry Brown – odparł tamten.

 – Mój mąż – dodała przestraszona Katie, przytulając się do mężczyzny i obejmując go w pasie, na co ochoczo jej pozwolił. Czuła, że kochająca żona powinna tak się zachować, a nie chciała dać po sobie poznać, jak ta sytuacja wyprowadziła ją z równowagi.

 – A więc James, co cię tu sprowadza? – zapytał Harry.

 – Jechałem w kierunku domu, gdy zobaczyłem, że brama do posiadłości jest otwarta. Zdziwiłem się, bo od dawna nikt tu nie mieszka, więc postanowiłem wpaść i to sprawdzić – James skłamał, patrząc Harry’emu w żywe oczy.

 – Ah, to moja wina! Bo widzisz, chciałem zrobić niespodziankę mojej żonie i byłem tak podekscytowany, że musiałem zapomnieć ją zamknąć – zawołał mężczyzna – Czyli jesteś miejscowym?

 – Urodziłem się tutaj, ale już tu nie mieszkam – odparł James, a Katie poczuła, jakby ktoś kopnął ją w żebra.

 – Cóż, cieszę się, że mogę cię poznać. Wiem, jak miło jest spotkać starych znajomych. Zapraszam do środka! – zawołał uradowany Harry i pozostawiwszy żonę samą na werandzie, wszedł do domu, aby znaleźć coś, czym mógłby ugość przybyłego mężczyznę.

James i Katie zostali sami. Napięcie w powietrzu było wręcz namacalne, jakby w słowniku brakowało słów, aby wyrazić wszystko, co czują.

 – Nie myślałem, że przyjedziesz – odezwał się w końcu chłopak.

 – Miałabym być tą, która pozwoli ci wygrać? – odparła zaczepnie dziewczyna.

 – Raczej tą, która jest bardziej rozsądna. Jesteś mężatką.

 – W twoich ustach brzmi to prawie jak oszczerstwo – zażartowała Katie, a jej żołądek skręcił się z nerwów. – Chodź, zjemy kolację i pogadamy jak za starych czasów.

 – Wiesz dobrze, że już nigdy nie będzie tak samo – szepnął James i gestem ręki przepuścił Katie, przytrzymując drzwi. Kobieta nie skomentowała jego słów.

Harry był naprawdę świetnym kucharzem, toteż gdy para weszła do domu, który wypełniał cudowny aromat przypraw i przysmażanego mięsa, mimowolnie się rozluźnili.

 – Chodźcie, chodźcie! – zawołał z kuchni Harry. – Pomyślałem, że skoro mamy dzisiaj tak wyjątkowego gościa, to wypadałoby przygotować coś specjalnego. Liczę, że będzie wam smakować. Katie, najdroższa, otwórz proszę czerwone wino, które przywiozłem. Idealnie zdąży pooddychać, zanim skończę.

Dziewczyna bez słowa wykonała prośbę męża. Ogromne poczucie winy ściskało jej klatkę piersiową, a pojedynczy oddech wymagał nie lada wysiłku. Nie była w stanie zliczyć, ile nieprzespanych nocy poświęciła, próbując przewidzieć ich następne spotkanie. Była gotowa na to, że James ją zrani, ale nigdy nie myślała, że dosięgnie to również Harry’ego.

Światła w domu już dawno zgasły, mimo to dla Katie sen nie nadchodził. Przewracała się nerwowo z boku na bok, trochę z nadzieją, że obudzi śpiącego męża, aby pomógł jej pozbyć się z głowy natrętnych myśli. Ich małżeńskie łóżko było za małe, aby pomieścić ich dwoje i jej ogromne poczucie winy. Po kolejnych minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, kobieta wstała. Porzuciła nadzieję, że uda jej się zasnąć tej nocy. Narzuciła na siebie swój granatowy, satynowy szlafrok i podeszła do okna. Na dworze było ciemno i cicho. Nagle kobieta dostrzegła w oddali na plaży światło ogniska. Tylko jedna osoba mogła je rozpalić. Zaślepiona potrzebą wypełnienia dziury w sercu, która nieustannie ją paliła jak pragnienie zbłąkanego wędrowca, wyszła z pokoju. Na palcach przemknęła przez korytarz, po czym skierowała się w stronę schodów. Schodziła powoli. Nie wiedziała do końca, czemu ma służyć ta nocna eskapada. Tłumacząc sobie, że to zwykła tęsknota za przeszłością, wyszła w ciemną noc.

Powietrze pachniało wilgocią. Było duszno, ale nie gorąco. Katie od razu skierowała swoje kroki na plażę. Piasek był przyjemnie chłodny. Nagle dostrzegła w oddali, tuż przy wodzie, ciemny kontur postaci.

 – Widzę, że też nie możesz spać. Może pogadamy? – zapytała dziewczyna, gdy stanęła już obok chłopaka. Starała się, aby jej głos brzmiał luźno.

 – Jestem już za stary, żeby udawać, że nasza relacja jest normalna – odparł jej lodowato James.

 – Chciałam tylko spędzić trochę czasu ze starym przyjacielem.

 – Nie nazywaj mnie tak – zamilkł na chwilę. – Nigdy nie byliśmy tylko przyjaciółmi, a ty nie przyszłaś tu w środku nocy, aby pogadać – głos chłopaka był przerażająco spokojny.

 – Szczerze, to sama nie wiem, po co przyszłam. Tak samo, jak nie wiem, po co przyjeżdżam tutaj co trzecią jesień, już od piętnastu lat – odparła z sarkazmem. – A ty? Co ty tutaj robisz?

 – Wciąż to samo, nie pozwalam ci wygrać.

 – Wiesz, status małżeństwa zawsze znaczył więcej dla ciebie niż dla mnie. Stąd moje zdziwienie.

 – Nigdy nie byłem dobry w robieniu tego, co słuszne – odparł lekko, przez co Katie uśmiechnęła się z nostalgią.

 – To prawda, ale zawsze o mnie dbałeś.

 – Nasz związek był toksyczny. Dlatego się rozstaliśmy, pamiętasz?

 – Ja pamiętam tylko tyle, że dzięki tobie naprawdę żyłam – głos Katie lekko się załamał. Nie sądziła, że kiedyś będzie w stanie wyznać mu tę druzgocącą prawdę, ale to spotkanie było inne niż poprzednie. Sekrety zaczęły powoli wychodzić na jaw.

 – Patrząc na to, gdzie jesteś dzisiaj, dochodzę do wniosku, że tylko cię ograniczałem – zaprzeczył James, a następnie pociągnął duży łyk z zielonej butelki, którą trzymał w dłoni.

 – Zawsze tak myślałeś, dlatego zmusiłeś mnie, żebym wyjechała – dziewczyna wzięła od niego spory haust. Czuła jak paląca ciecz rozchodzi się po jej ciele, przynosząc z  sobą przyjemne ciepło.

 – W końcu i tak pojechałem za tobą.

 – I jak to się skończyło? Głupim zakładem i dziwnymi schadzkami. Trzeba było to wtedy zakończyć raz, a porządnie – dziewczyna była pełna żalu.

 – Skoro tak mówisz…

 – O, teraz się ze mną zgadzasz?! A kiedy prosiłam, żebyś dał nam szansę, byłeś innego zdania – jej irytacja sięgała zenitu.

 – Wszystko, co robiłem, było z myślą o tobie – James cały czas nie okazywał żadnych emocji, co jeszcze bardziej nakręcało Katie.

 – Bzdura! Jedno. Wielkie. Gówno – wykrzyknęła kobieta. – Cały czas myślałeś tylko o sobie. Moja matka miała co do ciebie rację…

 – Eh, wspaniała kobieta! – chłopak uśmiechnął się leniwie.

 – Nie żyje – skwitowała jego reakcję Katie.

 – Wiem – odparł James nie patrząc na dziewczynę, a zanim ona zdążyła się dopytać, dodał – Byłem na pogrzebie.

 – Co?! – twarz Katie pobladła. – Nie widziałam cię.

 – Bo nie chciałem, żebyś mnie zobaczyła, Księżniczko. Wpadłem tylko na chwilę, na cmentarz. Chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku, ale jednocześnie nie chciałem łamać naszego paktu. Na szczęście, byłaś w dobrych rękach. Nadal jesteś.

Dziewczynie zabrakło tchu. Bolały ją słowa, które przecież skrycie pragnęła usłyszeć. Z jednej strony go pożądała, ale wspólne życie z nim wydawało się być niezwykle trudne. Przez wiele lat wstyd za te uczucia palił jej policzki. Najwyraźniej nie była w tym sama, choć często czuła się samotna. James wpatrywał się w morze. Przybliżyła się do niego. Spojrzał na nią dopiero, gdy stanęła przed nim, a wtedy wspięła się na palce i złączyła ich usta. Dopiero po chwili oddał pocałunek. Nie objął jej. Nie przyciągnął bliżej. Stali tak w niewielkiej odległości od siebie, całując się powoli, a każdy moment smakował dla niej jak ulubiony smak dzieciństwa. Nagle dziewczyna położyła swoje ręce na jego klatce piersiowej i zaczęła zjeżdżać dłońmi niżej, aż chwyciła za jego pasek od spodni.

 – Nie – chłopak odsunął się gwałtownie, budując dystans między nimi.

 – Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało, nawet jak byłam w związku – zauważyła zirytowana Katie, przewracając oczami.

 – Ty masz dziecko! – zawołał chłopak, nie wytrzymując. – Masz pieprzoną rodzinę, o której zawsze marzyłaś! – jego słowa zawisły w przestrzeni pomiędzy nimi.

 – Skąd wiesz o Emmie? – zapytała drżącym głosem Katie.

 – Po prostu wiem.

 – James, do cholery, skąd o niej wiesz?! – wykrzyknęła. – Czy ty mnie śledzisz? Przyjście na pogrzeb mojej matki to jedno, ale w ciążę zaszłam później. Może jeszcze mi powiesz, że byłeś na moim weselu?! – jedno spojrzenie na Jamesa pozwoliło Katie poznać odpowiedź. – O Boże! Nie wierzę. I wciąż milczysz?! Nawet nie masz jaj, żeby po tych wszystkich latach i kłamstwach, i zdradach wyznać mi, że kiedykolwiek obchodziło cię, co się dzieje w moim życiu?!

Chłopak wciąż nie odpowiadał, tylko hardo wpatrywał się w nią.

 – To nigdy nie miało znaczenia – odparł w końcu.

 – Miało! Dla mnie miało! Jedyne, czego od ciebie kiedykolwiek chciałam, to żebyś mnie kochał – kobieta zrobiła krok w jego stronę, na co chłopak się cofnął.

 – Wiesz, że nie mogę ci tego dać. Nie chcę, żebyś zrobiła coś, czego będziesz potem żałować – odparł.

 – Proszę – szepnęła zrezygnowana Katie, była zmęczona ściganiem marzeń o nim. Chłopak tym razem nie odsunął się, więc chwyciła za jego czarną koszulkę. – Błagam cię. Proszę, daj mi więcej siebie. Nawet jeżeli to kłamstwo. Potrzebuję tego, żeby przeżyć kolejne trzy lata – kobieta zaczęła płakać.

 – Nie będzie kolejnych trzech lat – oznajmił beznamiętnie chłopak. – Musimy z tym skończyć, Katie. Przysięgałaś miłość i wierność tamtemu człowiekowi niedługo po naszym ostatnim spotkaniu. On może w tej chwili stać i obserwować nas przez okno w salonie.

 – Nie obchodzi mnie to – odpowiedziała szybko Katie.

 – Powinno cię obchodzić. Masz dom i rodzinę – James chwycił w dłonie jej twarz, żeby spojrzała mu w oczy. – Kochasz go?

 – Kocham – szepnęła.

 – Więc czy naprawdę chcesz go zdradzić? Czy to naprawdę jest tego warte? – Katie nie odpowiedziała. Łudziła się, że zapyta, czy jego też kocha. Oczywiście tego nie zrobił, bo od tych słów nie byłoby już ucieczki.

 – Co mam ci powiedzieć? – jej policzki były mokre od łez, a w głosie czuć było wielką gorycz. – Że chcę zniszczyć moje „idealne” małżeństwo tylko dlatego, żeby się z tobą przespać? Oboje wiemy, że jeżeli tego nie zrobię, będę żałować.

 – Zniszczysz życie nie tylko sobie, ale i Emmie.

 – Jeżeli tego nie zrobię, zniszczę siebie.

 – To jest chore. Jesteś chora, Katie – na te słowa kobieta chwyciła jego ręce, po czym oparła czoło o jego klatkę piersiową.

 – To w takim razie jesteśmy we dwoje – szepnęła.

James milczał. Wiedział, że miała rację. Katie uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy i pierwszy raz od bardzo dawna ujrzała w tych ciemnych jak noc tęczówkach smutek oraz zrozumienie. Wspięła się na palce i pocałowała go, a chłopak oddał pocałunek. Całe życie starał się uchronić ją od zła, które sam w pierwszej chwili na nią ściągnął. Był zmęczony. Chwycił ją, a następnie przyciągnął do siebie. Nie spali prawie całą noc, ogrzewani jedynie wygasającym ogniskiem oraz ciepłem własnych ciał. Chociaż wiedzieli, że robią coś złego, od dawna nie czuli się tak dobrze i na właściwym miejscu.

Wschodzące słońce i chłód poranka obudziły Katie. Kobieta potrzebowała chwili, aby przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia. Zamrugała oślepiona przez pierwsze promienie i usiadła, okrywając ciaśniej swoje nagie ciało kocem, na którym wcześniej leżeli. Nagle spostrzegła, że jest sama. Ognisko zostało zgaszone, a wszystkie rzeczy zniknęły, tak samo jak on. Katie uśmiechnęła się delikatnie, zmęczona wszystkim, co się dotąd wydarzyło. Z nadzieją i niepokojem czekała na nadejście nowego poranka, świadoma, że te uczucia będą towarzyszyły jej każdego kolejnego dnia, przez najbliższe trzy lata.

 


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation