Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Co by było gdyby / Krzysztof Budzowski

Na pewno zastanawialiście się  kiedyś co by było, gdyby: Hitler wygrał wojnę, albo gdyby nie było rozbiorów Polski. i jak?

Mieliście chociaż raz takie rozważania? Nie? To może coś bliższego. Czy zadawaliście sobie pytanie albo po prostu gdybaliście, co by było, gdybym no nie wiem: urodził się Amerykaninem bądź Amerykanką? i w dodatku w bogatej rodzinie aktorskiej i z wielkimi perspektywami?  Już prędzej, racja?

Otóż chce wam opowiedzieć swoją historię dotyczącą „gdybania”. Uważam, że warto chociaż niektórym z pewnością wyda się nudna bądź co gorsza wezmą ją za zwykła bujdę. Nie martwie się jednak o to bo jest to szczera prawda.

Chcecie jej wysłuchać? Jesteście gotowi? 

Zresztą to i tak ma drugorzędne znaczenie bo moja chęć podzielenia się z wami jest za wielka. Na początek muszę wam powiedzieć coś o sobie żebyście lepiej zrozumieli te historię. Jestem człowiekiem o dużej liczbie zainteresowań . ( z talentami już gorzej, ale to osobna sprawa).

Większość moich upodobań ogniskuje wokół szeroko pojętej kultury. (Mam na myśli literaturę, muzyke i filmy). w czasie jakże wspaniałego okresu studiów dawałem często upust swoim namiętnościom siedząc całymi dniami w bibliotece. Często kosztem zajęć programowych.

Siedząc w czytelni na trzecim piętrze wielkiego gmachu biblioteki wojewódzkiej wśród wielkich tego świata czułem się zwyczajnie szczęśliwy. Był to zarazem najspokojniejszy i najbardziej intesywny czas mojego dotychczasowe życia. Siła wrażeń którą doznawałem w tej kopalni wiedzy jest nie do opisania. Obcując z Platonem, Arystotelesem, Szekspirem czy Balzakiem czułem nieopisaną radość i siedząc tak w czytelni dzień za dniem czułem, że to moje miejsce na ziemi.

Czasy te minęły jednak bezpowrotnie. Uświadomiwszy sobie to pewnego razu popadłem w przygnębienie. Któregoś z kolei dnia siedziałem w wychłodzonym mieszkaniu, ze strapioną miną i tępym nie widzącym wzrokiem patrzyłem na swoją biblioteczkę domową. Sobota minęła jak z bicza strzelił. Znowu! Ciężka fizyczna praca którą wtedy wykonywałem pozbawiała mnie tak potrzebnych sił witalnych ale i sprawiała, że utrzymywałem się jeszcze na powierzchni tego co ludzie zwą życiem.

Mój wzrok na chwilę znowu stanął na wysokości zadania i wyrwał się z przerażającej stagnacji w którą mózg ją wpędził.  z tkliwością utkwiłem swoje spojrzenie na kilku rzędach „perełek” które stały obok siebie.

Zola, Balzak, Hugo, Tołstoj.. Te nazwiska wirowały mi przed oczami a książki zdawały się wyrywać z więzienia którym stał się dla nich regał rwąc się wręcz do otwarcia.

Nic z tego, pomyślałem. z trudem przełknąłem ślinę. Zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia, że z lęku przed sytuacją materialną zrezygnowałem nawet z prób wydostania się spod jarzma pracy fizycznej, w którą rzecz jasna sam się wpędziłem.

- Tyle marzeń i ambicji – westchnąłem głośno – tyle motywacji i wiedzy – dokończyłem zdanie z niemą rozpaczą wskazując na półkę pełną książek.

Zawsze to samo! Zamiast krótko i na temat to rozwodzę się i biadolę jak to jest mi ciężko. Proszę mi wybaczyć moją gadatliwość, już przechodzę do opowieści głównej.

Otóż wymęczony, rozdrażniony i zrezygnowany położyłem się do łóżka nie widząc możliwości aby lepiej wykorzystać czas. Przez jakiś czas błądziłem myślami o bliżej nieokreślonych rzeczach po czym zacząłem się zastanawiać nad źródłem moich problemów. Możecie mi wierzyć lub nie ale wymyślałem najróżniejsze powody a mój umysł widocznie bawiąc się ze mną podsyłał mi coraz absurdalniejsze pomysły.

Po wielu próbach, metodą selektywnego odrzucania zza i przeciw mój mózg znalazł winnego. Był nim czas. a konkretnie jego brak. Zacząłem się zastanawiać co mogę zrobić aby go zyskać. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Trzymajcie się moi drodzy! Brzmiała: Zrezygnować ze snu!  Tak pewnie, śmiejcie się ale mi nie było do śmiechu.

Czysto hipotetycznie zacząłem rozważania na temat skutków zyskania odzyskanego czasu.  Wynik był oszałamiający. Ileż rzeczy można by było zrobić gdyby nie potrzeba snu! Ileż zaległości nadrobić! Ile ambicji i planów można by zrealizować!

Tak, czułem wtedy, że dokonałem wielkiego odkrycia. Odprężony i zrelaksowany prawie zatraciłem się w swojej odkrywczości. i praktyczność mojego myślenia nie miała tutaj żadnego znaczenia.

Po chwili jednak nabrałem rumieńców z gniewu. Zacząłem trząść się w konwulsjach ze złości.

- Któż śmiał zrobić ludzkości tak podły kawał?! - Niemal krzyczałem wzburzony. w przypływie wściekłości ciskałem gromy na tego co w taki sposób skonstruował człowieka.

Ochłonąłem nieco gdy wnet przypomniałem sobie, że człowiek w ciągu życia przesypia około 20 lat.

Zapalony tą myślą krzyknąłem znowu:

- 20 lat !!!  - w przypływie ślepej furii usiadłem na łóżku. - Co można zrobić przez 20 lat!?

Rzucałem się i wiłem na posłaniu niczym marynarz próbujący usnąć na kołyszącym się od fal i wiatru statku.  Niebawem jednak, wyczerpany zasnąłem snem sprawiedliwego zapominając o wszystkim.

We śnie zbłądziłem w jakimś magicznym lesie. Nie wiem czemu ale byłem święcie przekonany, że las ten ma jakieś nadzwyczajne właściwości. Wchodząc coraz dalej w poszycie leśne do świadomości począł dochodzić strach. Bór leśny stawał się coraz gęstszy i ciemniejszy. Wielkie korony drzew swoimi potężnymi jak u olbrzymów gałęziami zasłaniały dopływ promieni słonecznych. Głuche pomruki puszczy, odgłosy dzikich zwierząt, chrzęst traw i liści pod moimi stopami sprawiły, że moje serce poczęło bić jak oszalałe.

Odgłosy paniki niczym echo pojawiały się w mojej głowie. Próbowałem je zwalczać, głębokim i spokojnym oddechem ale z marnym skutkiem. Po jakimś czasie błądzenia w leśnej pułapce niczym w labiryncie króla Minosa, ogarnęła mnie rozpacz. Osunąłem się na ziemie i zakryłem twarz rękami.

- To koniec! - powiedziałem.

Z rozpaczy uwolniłem mnie głos. (Podobny do głosu Galadrieli, z Władcy Pierścieni Petera Jacksona[1]). Blask który temu towarzyszył rozświetlił mi część trasy która ułożyła się w ścieżkę.

Serce moje wezbrało nadzieją. Głos mówił:

- Podążaj ścieżką.

Idąc za swoją nicią Ariadny doszedłem do doliny. Na samym jej końcu widziałem postać od której biła jasność której nie jestem w stanie opisać. Szedłem w nią wpatrzony jak człowiek zahipnotyzowany nie dostrzegając nic dookoła. Krajobraz który mnie otaczał widziałem jak przez mgłę. Po kilku godzinach, może minutach, dla mnie trwało to całe wieki stanąłem przed magiczną postacią i uważając, że tak trzeba padłem na twarz wypowiadając jakieś niezrozumiałe słowa.

Bałem się spojrzeć w górę, widać wpływ książek i filmów a do tego bujna wyobraźnia zrobiły swoje.

- Spójrz na mnie.

Powiedział tajemniczy głos przerywając głuchą ciszę. Ton był co prawda rozkazujący lecz łagodny zarazem co niejako przechyliło szale i dodało mi odwagi.

Mimo dalszej trwogi i przezwyciężając masę kumulujących się przed oczami, straszliwych zjaw które nawiedzały moją świadomość i zachęcony łagodnym tonem głosu zdecydowałem się podnieść głowę do góry.

Zarys postaci wskazywał, że mogę mieć do czynienia z kobietą. Jasne, długie włosy opadające na ramiona i łagodne rysy twarzy utwierdziły mnie w tym przekonaniu toteż rzekłem lękliwie:

- o pani, co mogę dla ciebie zrobić?

Jasność która od niej promieniowała nie pozwoliła mi dokładnie ujrzeć twarzy. Ubrana była w białą długą suknię wyglądając przy tym jak anioł bądź jak wspomniany elf z książki J.R.R. Tolkiena.

- Masz to czego chciałeś – rzekła podając mi puchar pełen jakiegoś napoju.

Spanikowałem. Instynktownie wstałem i pokornie prosiłem żeby mnie puściła wolno. (Kolejna naleciałość filmów i książek, teraz widzę to jasno.)

Obecnie jest mi wstyd, że okazałem taką nieufność, wtedy jednak moja śmiertelna bladość wskazywała na to, że umieram z przerażenia i istotnie błagam o litość.

Ona zaś stała nieruchomo niczym posąg, po chwili milczenia rzekła wciąż łagodnie:

- Masz, wypij to. Nie bój się, nie jest to nic co mogłoby ci zaszkodzić. Jest to eliksir który pozbawi, cię zmęczenia i potrzeby snu. Twój organizm nie będzie już go potrzebował, lecz pamiętaj – to rzekłszy ku przestrodze uniosła palec w górę – masz równo rok czasu żeby wprowadzić swoje wielkie marzenia i plany w czyn.

- a co potem? – wyjąkałem nic nie rozumiejąc.

- Jest to twoja próba – odpowiedziała nieco surowszym tonem. - Jeżeli ci się nie uda to…

 Blask który od niej bił zgasł nagle i mgła opanowała wszystko dookoła ...

Obudziłem się z bolącą głową. Wstałem poszedłem do łazienki i wykonując poranną rutynę, zanurzyłem głowę w umywalce pełnej zimnej wody.

- Tak tego mi trzeba było.

Wracałem do pokoju myśląc o dziwnym śnie. Wszedłem do niego chcąc pościelić łóżko… Stanąłem jak wryty. Na stoliczku stojącym obok łóżka leżała buteleczka a na niej napis – wypij mnie.

W mgnieniu oka przypomniałem sobie sen i jego zakończenie.

- Czy to nie jest aby… - nie dokończyłem, kręcąc przecząco głową. - Nie możliwe, przecież już to wypiłe… - słowo utknęło mi w gardle. - Ano przecież – niemal ryknąłem na cały regulator – nie zdążyłem tego wypić.

Usiadłem na łóżku w ogóle nie myślałem o prawdopodobieństwie całego zajścia. Dla mnie był to pewnik. Możecie mi nie wierzyć ale wiem co widziałem. Nie myśląc dłużej wziąłem butelkę i odkręciwszy zakrętkę wypiłem do dna.

Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. z oczekiwaniem czekałem na nadejście nocy. Godziny ciągnęły się w sposób niewyobrażalny. Nie mogłem na niczym skupić uwagi. Nareszcie nadeszła wymarzona noc. „Być albo nie być” chodziło mi po głowie.

- Ważą się moje losy – mówiłem do siebie ubierając piżamę. Od dobrej godziny leżałem w łóżku i nic.

- Czyżbym nie musiał? - Pytanie samo wyrywało się z głowy. - Nie ciesz się za wcześnie – odpowiadał mu głos – jeszcze nie czas aby ogłosić sukces.

Myśli orbitowały wokół następstw tej wspaniałej okoliczności. Popatrzyłem na zegarek. Była 3 nad ranem.

- Nie zmrużyłem oka – udało się – ryknąłem na głos – po czym odruchowo zatkałem sobie usta wiedząc, że popełniłem faux pas.

Wstałem, ubrałem się i stanąłem przed lustrem Stałem jakiś czas, dumny, wyprostowany niczym wódz który po zwycięskiej bitwie czeka na gratulacje od cesarza.

- Świat stoi przed tobą otworem chłopcze – rzekłem do swojego odbicia niemal ojcowskim tonem.

Stałem się pewny siebie. Spojrzałem wyzywająco na regały uginające się pod ciężarem książek. „Wezmę się za was” – mówił mój wzrok łapczywie.

Następnie przeniosłem spojrzenie na zeszyt. Podszedłem i otworzyłem go. Był to zeszyt z tytułami opowiadań i powieści, które zamierzałem w przyszłości napisać. Zamknąłem go i rzekłem.

- Jesteś mój. Koniec z wymówkami. Nie potrzebujesz snu! Zawojujesz świat.

- Zaczynamy – odsunąłem krzesło, otworzyłem laptopa i …

 

 

 

 

 

 

 

 

 

EPILOG

 

I jak myślicie co było dalej? Już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż początek jak to zazwyczaj w takich historiach bywa był obiecujący. Tak jak sobie zaplanowałem. w dzień miałem czas na wszystko. Prace, trening, rozrywkę, odwiedziny bliskich. a noc zostawiłem sobie na czytanie i pisanie.

Po miesiącu okazało się, że mam bardzo dużą wiedzę ale niesamowicie rozczłonkowaną. „Wszystkiego po trochu” – jak to się mówi. Toteż zabrałem się żwawo do uzupełniania braków. Po następnym miesiącu okazało się, że to za mało. Chaos, zamiast zniknąć, powiększył się jeszcze nadmiarem informacji który przyswajałem bez ładu i składu.

Musiałem stworzyć plan. Zajęło mi to z niecały miesiąc. „Co, jak, kiedy, po co?” - brzmiała dewiza która przyświecała mi w tamtym okresie. Plan był gotowy. Do przyswojenia była cała masa informacji. Od filozofii poprzez historię, antropologie, biologię, politykę, nauki społeczne, oraz w jakimś stopniu szybko postępujący rozwój technologii. Pominąłem rzecz jasna niektóre przedmioty uznając, ze te wymienione przydadzą mi się najbardziej.

Cztery miesiące zajęło mi gromadzenie materiałów do nauki. Potrzebowałem naturalnie na to środków. Poszukałem więc sobie pracy na nocne zmiany. Nie wymagało to jakiś nadzwyczajnych wyrzeczeń bowiem nie potrzebowałem snu.

A co z moją nauką? Zapytacie. Otóż na okres owych czterech miesięcy musiałem rzec jasna się jej wyrzec. Po wspomnianym okresie miałem co trzeba i byłem gotów do pracy. Ale… Potrzebowałem zwyczajnie mentalnie odpocząć od tego wszystkiego. Dzień w dzień przez cztery miesiące przeglądałem, zamawiałem, odbierałem materiały. Miałem totalne obrzydzenie. Nie krytykujcie mnie zbytnio, tylko postarajcie zrozumieć.

Należał mi się miesiąc odpoczynku. Miesiąc jednak przeciągnął się do dwóch. Od czasu rozmowy z moim dobroczyńcą minęło dziewięć miesięcy. w którym jestem miejscu? Często zadawałem sobie to pytanie, rezygnując z nocek i powoli biorąc się za naukę. Coraz częściej jednak zamiast siedzieć nad książkami i dążyć uparcie do celu (który miał być na pierwszym miejscu) marnowałem czas penetrując Internet z skrupulatnością przyrodnika badającego dżunglę.

Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że nadrobię zaległości filmami.

- Przecież to też jest część dziedzictwa kulturowego. - Mówiłem usprawiedliwiająco do siebie.

Wykupiłem więc dostęp do HBO, Disney Plus i do Netflixa i począłem nadrabiać zaległości. Tak minął kolejny miesiąc.

Uświadomiwszy sobie, że został mi tylko miesiąc ogarnęła mnie panika.

- o ja nieszczęsny! - rzucałem rozpaczliwie chodząc po pokoju i rwąc sobie włosy z głowy. - Nie to jeszcze nie koniec walki! - powiedziałem nie poznając własnego głosu.

Wziąłem się ostro do pracy. Nigdy nie uczyłem się tak długo. Co noc i nawet w czasie dnia przyswajałem ogromne ilości materiału. Wytrzymałem na takich obrotach dwa tygodnie. Dwa tygodnie wytężonej pracy i co? i poczułem zmęczenie materiału. Łeb pękał mi w szwach, a od całego mojego ciała biło wypalenie i niesamowite znużenie.

- Tak się nie da – rzekłem do siebie któregoś dnia. - To nie sen był problemem, tylko ty i twoje wyobrażenia.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, trochę mi żal tamtego chłopaka. Tak późno zrozumiał gdzie leżał problem. Przez ostatnie dwa tygodnie wykonywałem dalej swoją codzienną rutynę czekając na to co przyniesie przyszłość.

Wiecie czym okazała się kara? Otóż magiczna zjawa objawiła mi się  pierwszej nocy w której sen dobrał się do mnie. Mówiła łagodnie i czule jakby wiedziała, że tak to się skończy. Poradziła mi żebym następnym razem nie rzucał słów na wiatr i nie obarczał wszystkich za swoją sytuację.

I wiecie co? Miała rację. Wróciłem do ciężkiej pracy i rutynowego dnia ale jakoś było mi lżej na duchu. Usystematyzowałem prace nad sobą i mam nadzieję, że w przyszłości przyniesie to skutki i, że jeszcze o mnie usłyszycie. a tymczasem, bywajcie!

 

KONIEC

 

[1]W filmie Petera Jacksona w postać Galadrieli wcieliła się Cate Blanchet.


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation