Ashley wyskoczyła przez okno / Zuzanna Kłosek

Drukuj

Wyskoczyłam przez okno. To był kiepski pomysł, ale równocześnie jedyny, na jaki wpadłam. A czasu na myślenie miałam niewiele.

Lądując, straciłam równowagę i zdarłam sobie skórę na dłoniach. Nieźle się zaczynało.

Właściwie, jeśli miałam być ze sobą szczera, miałam okazję, żeby lepiej to zaplanować. Po prostu trochę za późno się za to zabrałam. Choć może noc przed samym ślubem to odrobinę później niż ,,trochę za późno”. Ale jaki miałam teraz wybór?

Friedrich Albert Jurgersen właściwie nie był złym gościem, ale nie wyobrażałam sobie, że miałabym spędzić życie z kimś, kto nazywał się w taki sposób.

A więc wyskoczyłam przez okno, a potem szybko przemknęłam przez swój własny ogród. Nie biegłam, ponieważ w butach na obcasach, które miałam na sobie, nie było to proste zadanie — ale, tak samo jak wyskoczenie przez okno, było prostsze, niż wyjście za Friedricha Alberta Jurgersena.

Kiedy dotarłam do bramy, po raz ostatni odwróciłam się, żeby spojrzeć na swój dom. Mogłam sobie tylko wyobrazić, w jaki szał wpadną moja matka i siostry, kiedy rano odkryją, że nie mają kogo wcisnąć w ręcznie wyszywaną suknię ślubną zdobioną diamentami… Bez żalu otworzyłam furtkę i wyszłam na ulicę. Pewnie dla lepszego efektu powinnam wspiąć się na ogrodzenie, ale na dzisiaj musiało już wystarczyć dramatyzmu. Z tym przekonaniem wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Nie mogłam przecież szwendać się sama po mieście w środku nocy.

Odrobinę pożałowałam tej decyzji, widząc krzywe spojrzenie taksówkarza, które mi posłał, kiedy mu podałam adres. Wyglądał, jakby zamierzał zapytać, czy na pewno chcę tam jechać, ale ostatecznie nic nie powiedział. I dobrze. Miał tylko wykonać swoją robotę.

Po drodze, przeglądałam zdjęcia w swojej komórce, powtarzając sobie, że prawdopodobnie już nigdy nie powtórzę rzeczy, które na nich uchwyciłam. Wypadów na zakupy, obiadów rodzinnych… Od jutra zamierzałam zniknąć, stać się kimś innym i byłam gotowa zrobić wszystko, by nikt mnie nie znalazł. Nowe życie zaczęłam od usunięcia wszystkich zdjęć z przygotowań do ceremonii. Od samego widoku bolał mnie brzuch.

Zapłaciłam za transport kartą matki, po czym wysiadłam z taksówki. Jeszcze przez chwilę patrzyłam za oddalającym się samochodem. Jakaś część mnie chciała zacząć krzyczeć, żeby zawrócił i zabrał mnie do domu, z dala od śmieci walających się wokół moich kostek. W końcu jednak odwróciłam głowę i zdeterminowanym krokiem ruszyłam wąską, ciemną alejką Niższych Poziomów — części miasta zamieszkiwanej przez tych mniej uprzywilejowanych. Bardzo dobrze znałam to miejsce, ale jeszcze nigdy nie przyjechałam tu sama. Ciarki przebiegły mi po plecach.

Weszłam do jednej z opuszczonych kamienic, jakich pełno było poza bogatą dzielnicą i wspięłam się na trzecie piętro. Rozbolały mnie nogi, ale w końcu dotarłam przed drzwi mieszkania. Zapukałam. Teraz już naprawdę nie mogłam się wycofać.

Po chwili usłyszałam kroki w przedpokoju. Mocniej zacisnęłam drżące dłonie na torebce i nerwowo rozejrzałam się po pustej klatce. Czułam, jakby w każdej chwili ktoś mógł się na mnie rzucić i okraść albo zabić. Powinnam zabrać ze sobą gaz pieprzowy, ale byłam tak zaaferowana ucieczką, że nie zabrałam praktycznie niczego.

W końcu ktoś otworzył drzwi.

— Ashley? — Jimmy potarł zaspane oczy. Jego włosy były potargane, ale miał na sobie zwykły podkoszulek i dżinsy. Musiał znowu spać w ubraniu, ale w obecnej sytuacji nie zamierzałam go za to ochrzaniać.

— Cześć. Mogę wejść?

Skinął głową, chociaż wiedziałam, że nic z tego nie rozumiał. Weszłam do ciasnego, ciemnego przedpokoju, a chłopak od razu zamknął za mną drzwi.

— Zrobię ci herbaty — zaproponował i ruszył do kuchni. — Trochę mnie zaskoczyłaś — przyznał, nalewając wody do czajnika. Zapalił światło, ale pomieszczenie nadal było ponure; nic dziwnego, skoro z sufitu zwisała tylko jedna żarówka.

— To była… spontaniczna decyzja — odparłam. Tak o, postanowiłam postawić swoje życie na głowie.

Jimmy zaserwował mi gorzką herbatę w wyszczerbionym kubku i postawił przede mną puszkę herbatników. Usiadł naprzeciwko i wziął mnie za rękę.

— Zawsze jesteś tu mile widzianym gościem — zapewnił z uśmiechem. — Ale co cię sprowadza w moje skromne progi w środku nocy? Chyba byliśmy umówieni na jutro.

— Byliśmy. Ale nastąpiły pewne… komplikacje.

Ja i Jimmy spotykaliśmy się od kilku miesięcy, zwykle w wynajętym przeze mnie pokoju hotelowym, czasem u niego w mieszkaniu, chociaż ze względu na oczywisty standard tego miejsca, zdecydowanie wolałam tę pierwszą opcję. Jimmy był wspaniałym facetem i chociaż jego charakter rekompensował dla mnie jego status społeczny, nie sprawiał, że byłam na niego całkowicie ślepa.

Poznaliśmy się na urodzinach mojej siostry. Razem z Allison wynajęłyśmy dla Amy całą salę w klubie, ale Jimmy i jego znajomi i tak zdołali się tam jakoś wkręcić. Do dzisiaj nie miałam pojęcia, jak tego dokonali. Ale ludzie z Niższych Poziomów, nawet jeśli potrafili się bawić, nie byli zbyt mile widziany w bardziej doborowym towarzystwie. Zanim jednak ochrona wyrzuciła Jimmy'ego, zdążyliśmy złapać wspólny język. Przez kolejne miesiące, złapaliśmy go jeszcze wiele razy. Miał w sobie wszystko to, czego nie mieli ludzie w moim otoczeniu — był zabawny, wyluzowany i odrobinę nieodpowiedzialny. Uwielbiałam każdą z tych jego cech.

— Moja rodzina chce, żebym wyszła za mąż — oznajmiłam prosto z mostu.

— Oh. — Jimmy nie wyglądał na zaskoczonego. Na zranionego, może, ale to nie był niecodzienny proceder i od samego początku wiedzieliśmy, że istniało ryzyko, że matka znajdzie dla mnie ,,odpowiedniego kandydata”. W przeciwieństwie do Jimmy'ego wiedziałam także, że istniało ryzyko, że mój przyszły małżonek będzie nazywać się Friedrich Albert Jurgersen, że weźmiemy ślub dwunastego sierpnia tego roku i że zostaliśmy sobie przeznaczeni sześć miesięcy temu. Wiedziałam również, że kiedy spotkaliśmy się poprzednim razem, okłamałam go. Nie potrafiłam się z nim pożegnać. O ile łatwiej było obiecać, że niedługo znów się spotkamy…

— Wiem, że mojej matce wydaje się, że robi to dla mnie — wyznałam, wodząc palcami po skórze jego dłoni. — Ale tak naprawdę robi to dla siebie, dla pieniędzy i statusu.

— Czyli jak zwykle — prychnął chłopak i spojrzał mi w oczy. — Musiałaś być w szoku,  kiedy się dowiedziałaś. Przykro mi.

Wzruszyłam ramionami. Owszem, kiedy dowiedziałam się pół roku temu, rzeczywiście byłam w szoku. Ale aż do dzisiaj chyba nie docierało do mnie, że wielki dzień zbliżał się nieubłaganie. Zamierzałam czerpać z życia pełnymi garściami, zanim ktoś pozbawi mnie tej możliwości. Dzisiaj jednak odkryłam, że ostatnie miesiące mi nie wystarczyły.

— Co zamierzasz? — zapytał Jimmy. Słyszałam tęsknotę w jego głosie. Wiedziałam, że zastanawia się teraz, czy przyszłam na ostatnią noc, powiedzieć mu, że z nami koniec. Bał się, że nigdy więcej mnie nie zobaczy.

Uciec z tobą, pomyślałam. Rzucić wszystko i razem wyjechać gdzieś daleko stąd. Nie przejmować się pieniędzmi ani moją rodziną i sąsiadami.

Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć, bo w tym momencie ktoś wszedł do kuchni.

— Coś się stało? — zapytała dziewczyna. Stała przed nami w koszulce na ramiączkach i krótkich szortach. Musiałam mieć dziwny wyraz twarzy, bo uśmiechnęła się do mnie z rozbawieniem. — Cześć, Ashley.

— Cześć, Will. — Ja też się uśmiechnęłam, mimo rosnącego rozdrażnienia. Oczywiście, że ,,coś sobie pomyślałam”. A co niby miałam zrobić, spotykając półnagą dziewczynę w środku nocy w mieszkaniu mojego kochanka?

 — Ludzie zostali na noc — wyjaśnił Jimmy, a do mnie dopiero po chwili dotarło, że musiał mieć na myśli całą paczkę swoich znajomych. To mnie trochę uspokoiło. — Ty też zostaniesz? — zapytał z nadzieją. Może nie chciał mówić nic więcej przy Will, ale z jego głosu wyczytałam, że pyta o coś więcej, niż tylko o to, czy mnie też trzeba przenocować.

Przełknęłam ślinę, czując wagę tej chwili.

Tak. W końcu właśnie po to przyjechałam.

Skinęłam głową, a Jimmy posłał mi swój cudownie szeroki, chłopięcy uśmiech.

— Fantastycznie! — zawołał, biorąc mnie w ramiona. Podniósł mnie nad podłogę i mocno pocałował, teraz już ani trochę nie przejmując się Will. I dobrze. — Musimy powiedzieć reszcie! — dodał entuzjastycznie. Wziął mnie za rękę i ruszył do salonu. Will uśmiechnęła się szeroko i poszła za nami.

— Zapytałabym o powód, ale mam to gdzieś — powiedziała, obejmując mnie z drugiej strony. — Tak bardzo się cieszę, że z nami zostaniesz!

Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnęłam się niemrawo. No tak… Fantastycznie…

Jimmy jako pierwszy wkroczył do salonu, od razu zapalając lampę. Pokój zalało światło, ujawniając zgromadzone towarzystwo — Patrick na głównym materacu, który zdarzało mi się dzielić z Jimmym, Matt i Owen w śpiworach, Claudia i Danielle na dmuchanym materacu. Wszyscy zgodnie jęknęli, kiedy obudził ich okrzyk Radosnego Jima:

— Zobaczcie, kto nas odwiedził!

W pierwszej chwili ekipa nie była zachwycona pobudką. Kiedy jednak poznali jej powód, atmosfera momentalnie się zmieniła.

— I takie wiadomości to ja rozumiem! — zawołał Owen.

— Z żalem, ale chętnie odstąpię ci moje pół materaca — zaoferował Patrick.

— Musisz nam zaraz wszystko opowiedzieć! — Danielle przyklasnęła. — Poczekajcie, zrobię nam kawy!

Chciałam zaprotestować — byłam zmęczona i zdenerwowana, i nie miałam ochoty opowiadać o nadchodzącym ślubie — ale znajomi Jimmy'ego byli falą nie do zatrzymania; zarówno dzisiaj, jak i w dniu urodzin mojej siostry. Tak więc kiedy kilka minut później każdy, łącznie ze mną, trzymał już kubek gorącej, gorzkiej kawy, postanowiłam w końcu zaspokoić ich ciekawość.

— Chyba mogę powiedzieć, że uciekłam sprzed ołtarza — wyznałam. Towarzystwo wymieniło zaskoczone spojrzenia. — Moja rodzina postanowiła wydać mnie za człowieka, którego nawet nie znam, a ja… chcę móc żyć swoim własnym życiem. Tak, jak sama postanowię.

Jimmy ścisnął moją dłoń, kiedy wszyscy ze zrozumieniem kiwali głowami. Zastanawiałam się, czy powinno mnie dziwić, że zastałam ich tutaj w środku tygodnia. Żadne z nich nie chodziło do pracy — przynajmniej nie do takiej prawdziwej. Malowali obrazy, pisali książki i wiersze, grali małe koncerty w pubach. W przeciwieństwie do mnie nie musieli wstawać pięć razy w tygodniu o szóstej i przez cały dzień wyglądać nienagannie. Nie zamierzałam udawać, że im tego nie zazdrościłam.

— To okropne — przyznała Will. — Ja też bym uciekła.

— Jesteśmy z tobą — dodał Matt, poprawiając okulary.

— Dziękuję — odparłam, czując równocześnie wdzięczność i wyrzuty sumienia. Czy powiedzieliby to samo, gdyby wiedzieli, że podjęcie tej decyzji zajęło mi kilka miesięcy, podczas których nikomu nie powiedziałam o swoich rozterkach? Jimmy nie wiedział o Friedrichu Albercie, a Friedrich Albert, którego w tym czasie zdążyłam poznać całkiem dobrze, nie wiedział o Jimmym. Bo i po co? To nie był interes żadnego z nich.

— Powinniśmy rozpocząć świętowanie — oznajmiła Danielle, od razu wstając. Podała rękę Claudii, żeby pomóc jej podnieść się z podłogi, po czym spojrzała na Jimmy'ego. — Jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście.

Wzruszył ramionami z uśmiechem.

— Nie wiem, dlaczego miałby mieć.

Jeśli to możliwe, później w mieszkaniu zrobiło się jeszcze bardziej tłoczno. Kolejną cechą całej Paczki Jima, był ich niepohamowany entuzjazm. Wszyscy biegali po pokoju, usiłując odnaleźć zagubione w akcji rzeczy i przepychali się w korytarzu między kuchnią a łazienką.

— Przepraszam za zamieszanie — powiedział Jimmy, kiedy na moment został ze mną sam na sam w kuchni. — Wiem, że sytuacja jest trudna, ale naprawdę cieszę się, że do mnie przyszłaś.

— Tylko do ciebie mogłam przyjść — odparłam, wtulając się w materiał jego dżinsowej kurtki. — Dziękuję, że nie wystawiłeś mnie za drzwi.

Jimmy zaśmiał się w moje włosy i czule pocałował mnie w skroń. Czasem zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym tak jak on wychowała się praktycznie na ulicy. Czym bym się zajmowała? O czym marzyła?

W końcu wszyscy wyszliśmy na zewnątrz, by przeżyć kolejną pamiętną noc. Każdy dzień spędzony z Jimmym był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Czasem jego przyjaciele stawali się częścią tego wszystkiego. Przy nim czułam, że jestem kimś więcej niż tylko Ashley, dziewczyną z Wyższych Poziomów, że mogłam zrobić wszystko, czego tylko bym zapragnęła. Jimmy był wolny. Jego przyjaciele byli wolni. I, od dzisiaj, ja też byłam wolna.

Najpierw pobiegliśmy na drinka. Wszystkie bary były już zamknięte, dlatego zajrzeliśmy do jakiegoś obskurnego sklepiku, a potem długo tańczyliśmy pod gwiazdami, by w scenie finałowej wykąpać się w stawie — byłam jeszcze za bardzo starą sobą, by uczestniczyć w tym ostatnim, ale z uśmiechem patrzyłam, jak pozostali biorą rozpęd na betonowej zaporze, a potem wskakują do wody. Sama usiadłam na drugim końcu, z butelką w jednej ręce i dłonią Jimmy'ego w drugiej.

— To trochę ryzykowna zabawa — zauważyłam, kiedy Will po raz kolejny wylądowała w stawie.

— Wszystko w życiu jest ryzykowne. Ucieczka z domu jest ryzykowna. — Chłopak spojrzał na mnie z rozbawieniem, — Przechodzenie na czerwonym świetle jest ryzykowne. Słuchanie histerii Matta i Claudii jest ryzykowne.

Parsknęłam śmiechem.

— Powiem im, że to powiedziałeś.

— Sam im to powiem.

Pokręciłam głową z uśmiechem, czując jednak, jak radosne uniesienie powoli opuszcza moje ciało. Oparłam głowę na ramieniu Jimmy'ego.

— Co będzie dalej? — zapytałam.

— Dalej?

— Kiedy ta noc się skończy i wrócimy do codzienności.

Objął mnie i westchnął.

— Jeśli cię to pocieszy, to jest właśnie nasza codzienność. Nic nas nie ogranicza. Zostaniemy tu albo wyjedziemy, jeśli tylko będziesz chciała. Znajdziesz nową pracę. Pomogę ci we wszystkim. Nie mogę dać ci tego, co twój narzeczony. Nie mam wielkich pieniędzy i żadnego statusu. Ale potrafię cieszyć się życiem i mogę cię tego nauczyć. Pokochasz to. Obiecuję ci.

Tym razem to ja go pocałowałam. W tamtej chwili trzymałam w rękach wszystko to, czego brakowało mi w moim wielkim domu z ogrodem i basenem, i za czym tęskniłabym po wyjściu za mąż. Teraz ja też mogłam być zabawna, wyluzowana i nieodpowiedzialna.

Ale kiedy tylko wróciliśmy do mieszkania, po drodze żegnając resztę ferajny, a moja głowa dotknęła poduszki, opuściło mnie całe pozytywne zmęczenie, a wraz z nim nadzieja na lepsze jutro.

To będzie moje życie, pomyślałam. Żadnej rutyny i gonitwy za statusem. Proste życie z Jimmym i jego wesołą kompanią. Podróże i imprezy do białego rana, kiedy tylko zapragniemy. Żadnych wielkich pieniędzy i pogoni za społeczną aprobatą.

Wymknęłam się, kiedy tylko Jimmy zasnął. Świtało, kiedy wyszłam na ulicę. Do mojego ślubu zostało już tylko kilka godzin.

Tego było za dużo. Lubiłam Jimmy'ego, może nawet go kochałam, ale jak mogłabym znieść takie życie? Bez żadnego uporządkowania, w ciasnym mieszkaniu, w towarzystwie ludzi, dla których wszystko jest zabawą? Nie miałam nawet swoich ubrań, a nie zamierzałam nosić rzeczy po Will albo Danielle.

Nie miałam wyboru. Ostatni raz obejrzałam się na opuszczoną kamienicę, a potem zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu. Zignorowałam oceniające spojrzenie taksówkarza. Wiedziałam, jaką dzielnicę właśnie opuszczam i, wbrew temu, co pewnie sobie pomyślał, w miejscu docelowym nie zamierzałam niczego ukraść. Chciałam tylko odebrać to, co mi się należało.

Przyszłość.


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.